Animatorka kultury, pomysłodawczyni i producentka wykonawcza Projektu TAXI nagrodzonego Fryderykami 2024 w kategoriach Album Roku Hip Hop, Projekt Artystyczny Roku oraz Teledysk Roku – „BYM POSZEDŁ” w reżyserii Krzysztofa Kiziewicza. O sobie, swoich projektach oraz planach opowiada Zuzanna Głowacka.
Rozmawia: Michalina Cienkowska
Zdjęcie Zuzanny: Artur Pompała | Zdjęcie z taksówki: Andrzej Konieczny | Pozostałe zdjęcia: BW Pictures
Jak to się stało, że jesteś w świecie muzycznym od strony organizacyjnej?
ZUZANNA GŁOWACKA: To ciekawe pytanie. (śmiech) Jestem absolwentką Akademii Muzycznej w Poznaniu. Pod koniec studiów wiedziałam już, że nie lubię stać na scenie, a znacznie bardziej zaczęło mnie interesować to, co znajduje się wokół niej. Zajmowałam się zatem reżyserią teatralną, produkcją spektakli, byłam managerką muzyczną. Obecnie pracuję jako animatorka kultury, bo zawsze potrafiłam łączyć ze sobą ludzi. Robię to intuicyjnie, zauważam jaką kto ma energię, talent i potencjał, a potem zapraszam te osoby do wspólnego działania. W ten sposób powstało już kilka zespołów artystycznych.
Jak daleko musimy się cofnąć, aby odnaleźć początki projektu TAXI?
Cały ten projekt opiera się na bardzo konkretnej metodzie pracy – jest zbudowany na mikrohistoriach. Opowieści zwykłych ludzi stają się inspiracją dla piosenek. Przed TAXI zrealizowałam kilka podobnych działań, które nie miały jednak takiego rozgłosu. Np. w 2017 roku we współpracy z Katarzyną Stoparczyk powstał projekt „Piękne spojrzenie”. Kasia przeprowadziła wywiady z niewidomymi dziećmi z Owińsk, które w genialny sposób opowiedziały o tym jak widzą świat. Potem zaprosiłyśmy do współpracy m.in. Wojciecha Waglewskiego, Michała Wiraszko, Novikę, Jacka „Budynia” Szymkiewicza. Każdy z artystów dostał wywiad, na bazie którego napisał piosenkę. Zakończyło się to widowiskiem teatralnym. Rok później, razem z Budyniem, zaczęliśmy się zastanawiać, nad kolejnym projektem opartym na podobnym koncepcie. Zaprosiłam go wtedy do OFF Opery.
Przypomnijmy, czym jest OFF Opera?
To poznański festiwal, który tworzę od 10 lat. Jest inkubatorem projektów muzycznych inspirowanych codziennością. Np. w 2018 roku w ramach festiwalu poprowadziłam warsztaty w Gnieźnie, adresowane do pań z klubu seniora „Radość”. Oglądaliśmy wspólnie „Dziewczyny do wzięcia” Kondratiuka, a potem rozmawialiśmy o pierwszym zakochaniu. Każda z pań opowiedziała historię o tańcu. Tak powstał materiał na płytę „Nowa fala polskiego dansingu” Babu Króla i Smutnych Piosenek. Na kanwie tych doświadczeń wyrósł pomysł o taksówkach. I tak w 2020 roku w ramach OFF Opery spotkałam się z Łoną – polskim raperem, autorem tekstów i producentem muzycznym. Rozpoczęliśmy pracę nad projektem TAXI.
Kiedy wpadłaś na ten pomysł?
W 2019 roku wiedziałam już, że przyszedł czas na taksówkarzy. Oni są soczewką ludzkich historii i byłam pewna, że mają coś ciekawego do powiedzenia o świecie. Razem z Budyniem wymyśliliśmy więc, aby zaprosić do projektu Łonę, bo jego teksty są często odbiciem jakiejś sytuacji zaczerpniętej z życia. Okazało się, że doskonale odnalazł się w tym sposobie zbierania materiału. Łona uwielbia rozmowy zasłyszane na ulicy, pełne lapsusów językowych — podchodzi do nich z wielką czułością. Zapisuje sobie takie rzeczy, bo nie wiadomo, kiedy może mu się to przydać w piosence. To dlatego tak dobrze udało mu się uchwycić klimat nocnego Poznania oglądanego zza szyby taksówki.
Jak wyglądało zbieranie materiału do projektu TAXI w ramach OFF Opery?
Przeprowadzaliśmy mnóstwo wywiadów i podążaliśmy tropem „taksówkarskich miejsc”. Odwiedziliśmy siedzibę Super Taxi, która swoim klimatem przeniosła nas do lat 90-tych. Spotkaliśmy się z grupą chłopaków jeżdżących Uberem. To było ciekawe zderzenie dwóch punktów widzenia: starej korporacji i nowoczesnej aplikacji. Wieczorem tego bardzo intensywnego dnia pojechaliśmy na Dworcową 9 w Poznaniu do Baru u Gosi. To miejsce, gdzie stacjonują taksówkarze – czekają na kursy, jedzą obiady, piją kawkę. Pani Gosia jest byłą taksówkarką i wie jak tę społeczność „obsługiwać”. Usiedliśmy w ogródku pod parasolem i z dymu papierosowego łowiliśmy naprawdę mocne historie. Rozmawialiśmy także podczas jazdy taksówkami. Łona sam nawet wcielił się w rolę kierowcy i woził pasażerów Uberem.
W jaki sposób w projekcie znaleźli się Andrzej Konieczny i Kacper Krupa?
Było w tym trochę zrządzenia losu. Budyń, który napisał w projekcie dwa teksty, przed samym finałem OFF Opery „wysiadł z taksówki”. Trzeba było więc wymyślić nową muzyczną formułę. Andrzej, o którego obecność od początku zabiegałam, wciągnął Kacpra Krupę. Łona poznał ich dopiero przed koncertem. Przyjechał ze swoją piosenką, którą miał wykonywać sam. Zaproponowałam, żeby wpadł do chłopaków na próbę i sprawdził czy mogliby się dograć. Od razu przekonali go do siebie. Po koncercie Łona wiedział, że trzeba zrobić z tym coś więcej. I tak – w wielkim skrócie – rozpoczęła się praca nad płytą.
Co było dla Ciebie największym wyzwaniem na tej drodze?
Wyzwaniem było wyrażanie mojej opinii, np. gdy uważałam, że o jakiś fragment muzyczny trzeba walczyć lub z niego zrezygnować. Byłam w studiu nagraniowym razem z chłopakami przez cały proces powstawania płyty. Dziękowałam im później, że wpuścili mnie do swojego ogródka. Byłam jak pasażerka na tylnej kanapie taksówki, która czasami mówi kierowcy, żeby jechać inną drogą. (śmiech) Nie było to łatwe, ale myślę, że przyniosło to dobry efekt.
Następne plany?
Chętnie robiłabym projekty podobne do TAXI. Lubię procesy oparte na rozmowie. Np. w trakcie pracy z chłopakami wykrystalizowałam swoją metodę, którą chciałabym dalej rozwijać. Zrozumiałam też, że ważne jest dla mnie holistyczne podejście do tworzenia. Długo myślałam o tym, że skończyłam studia ze śpiewu operowego, ale opera nie jest w moim życiu obecna. Tymczasem ona łączy w sobie obraz, tekst, muzykę, teatr — podobnie jak projekty, które tworzę. Ta interdyscyplinarność jest dla mnie szalenie interesująca.
ANNA LASOTA | Śpiewanie jest dla mnie tak naturalne jak oddychanie
21 listopada, 2024
Artykuł przeczytasz w: 14 min.
Od wczesnych lat dzieciństwa śpiewała, wygrywała koncerty i konkursy recytatorskie. Nie widzi siebie w innym zawodzie, scena jest dla niej wyzwaniem, jej światem. Anna Lasota tłumaczy, że w sposób bardziej zorganizowany da się pogodzić wiele ról oraz wiele zajęć, nie zapominając w tym życiowym biegu o sobie, swoich marzeniach, uczuciach i balansie pomiędzy obowiązkami zawodowymi a życiem prywatnym.
Rozmawia: Magdalena Ciesielska | Zdjęcia: M. Mozyro, M. Zakrzewski
Aniu, w październikowy wieczór wystąpiłaś w Poznaniu wraz z Orkiestrą Polskiego Radia, wykonując utwory skomponowane przez Hansa Zimmera do wielkich światowych produkcji filmowych. Masz swój ulubiony film, a zarazem utwór Zimmera?
ANNA LASOTA: Wszystkie utwory Hansa Zimmera są dla mnie wielkim wyzwaniem, zarówno artystycznym, jak i emocjonalnym, bo są to przecież wielkie hity, doskonale publiczności znane, więc zmierzyć się z takim repertuarem to spora sprawa. Konfrontacja jest trudna, gdyż nierzadko osoby zasiadające w salach koncertowych oczekują, że otrzymają dokładnie to samo, co w oryginalnej ścieżce filmowej… Zawsze dążyłam do wychodzenia poza zastane schematy i tak też jest w tym wypadku. Pragnę pokazać swoją wizję muzyczną i dlatego tworzę własną interpretację zgodną z moimi odczuciami, z moimi emocjami, przefiltrowaną przez mój głos. Nigdy nie zapominam o klimacie utworu, ale jest to „mój klimat” (śmiech). Inaczej przecież zaśpiewam „Incepcję”, „Diunę”, a jeszcze inaczej „Gladiatora”. Stylistycznie są to kompletnie inne utwory, inne aranżacje i improwizacje. Muzyka to naprawdę wielkie źródło fenomenalnych możliwości wykonawczych, a Koncerty Muzyki Filmowej stawiają przede mną wyzwania stricte stylistyczne i co najważniejsze przynoszą mi wielką przyjemność i spełnienie.
O interpretacji utworu można by długo rozmawiać…
Oczywiście! Co warte podkreślenia – podczas projektów muzycznych w ramach Koncertów Muzyki Filmowej przedstawiamy oryginalną partyturę zapisaną na oryginalny skład orkiestrowy, który jest wykorzystany do konkretnej ścieżki muzycznej, z konkretnego filmu. Tu nie ma przekłamań, naszych zmian – tu rządzi oryginał. W filmach często tego nie słyszymy. Nie proponujemy przeróbek, tylko wyciągamy na pierwszy plan muzykę, do której w tle, na telebimach, widzimy fragmenty filmów lub zdjęć. O interpretacji mojej mówię bardziej w charakterze emocjonalnym. Szukam siebie w danych utworach i swoich myśli, które krążą wokół pewnego zagadnienia. I wówczas wykorzystuję swoje różne możliwości głosowe w prezentowanych fragmentach.
Poza trudnymi utworami Hansa Zimmera, z którymi się mierzysz na scenie, masz też w swoim repertuarze piosenki znane dzieciom, ale i dorosłej widowni, to ścieżki muzyczne z bajek Disneya. Czy tu również możesz mówić o konfrontacji Twoich muzycznych wyborów z oczekiwaniami publiczności?
Jak najbardziej. Scena jest według mnie na tyle szeroka, że pomieści różne głosy i różne interpretacje. Śpiewając „mam tę moc”, myślę o swojej mocy, (śmiech) nie kogoś innego, kto przede mną wykonywał ten utwór. Nigdy nie było moim celem upodabniać się do innych wokalistek, tylko mieć swoją indywidualną rozpoznawalność artystyczną. Wielkim wyzwaniem dla mnie jest łączenie obu, wspomnianych przez Ciebie, koncertów, zarówno Disneyowskiego, jak i tego H. Zimmera. W jeden dzień np. dajemy trzy koncerty, dzień wcześniej – dwa. Do tego dochodzą próby, więc ważne jest również, aby wytrwać kondycyjnie, aby podczas każdego wejścia na scenę dawać z siebie jak najwięcej. Zmęczenie zawsze trzeba zostawić za kulisami (śmiech) i na każdy występ mieć nową energię i świeżość w głosie. Wyzwaniem jest także wytrzymanie w koncentracji, cały dzień na szpilkach. (śmiech) Zawsze z tyłu głowy mam takie przeświadczenie, że jest jeszcze coś do zaśpiewania i nie mogę opaść z sił. A to są zwyczajne ludzkie stany, czyli: wysokie emocje, adrenalina, moc wrażeń, a następnie wielkie zmęczenie, kiedy to wszystko z człowieka schodzi… Mój organizm bardzo odczuwa momenty ekscytacji i pewnego napięcia, bycia w gotowości.
Zahaczyłaś o ważny wątek – odpoczynek. Jak odreagowujesz stres, zmęczenie, kumulację obowiązków?
W tym roku miałam pierwszy raz od niepamiętnych czasów naprawdę długie wakacje. Postawiłam na siebie, swoje zdrowie i swój czas, aby w tym nadmiarze spraw i obowiązków odnaleźć komfort oraz nie zagubić swoich wartości. Mogłam się w zupełności zregenerować, naprawdę odpoczęłam i nadal chyba jestem na tej wakacyjnej adrenalinie, (śmiech) która daje mi siłę i niezawodną dotąd energię. W ogóle mam takie przeświadczenie, że po czasach pandemii, wysokiej zachorowalności w pierwszych jej etapach, jesteśmy wszyscy na jakimś turbo doładowaniu. Czas pędzi. Ustalam harmonogram dni, bo funkcjonuję w jednej pracy, w drugiej i trzeciej. Mam wyjazdy, próby, koncerty. Wiele interesujących projektów artystycznych, z których nie chcę zrezygnować, a które są bardzo czasochłonne. Nawet, abyśmy my się spotkały, musiałam szukać w grafiku przysłowiowej luki. (śmiech) Jak mam naprawdę ciężki dzień kondycyjnie, to gdy wracam do domu, po prostu leżę, w ciszy, bez zbędnych bodźców. To jest mi wtedy bardzo potrzebne, aby wyciszyć umysł i odpocząć. Złapałam się również na tym, że nie potrzebuję muzyki podczas jazdy samochodem, jeżdżę w ciszy, wystarczy mi wówczas szum jadącego auta. Naprawdę jesteśmy przebodźcowani, funkcjonujemy w wielkiej kakofonii dźwięków. Cisza jest moim przyjacielem. Taki chill Zen w erze hałasu jest chyba lekarstwem dla nas wszystkich. A z drugiej strony pragnę dbać o moje życie osobiste, które jest dla mnie swego rodzaju równowagą do życia artystycznego, naprawdę bardzo trudnego, postrzeganego przez pryzmat sukcesów, pięknych strojów, sukienek, wyglądu, spotkań towarzyskich itp. A tak naprawdę to są kilometry spędzone w samochodzie, w trasie, w samolocie, dodatkowo uczenie się na pamięć. I zmęczenie… Staram się dbać o mój balans życia, choć nie jest to łatwe. Do końca roku mam mnóstwo rzeczy, w których biorę udział, w które się zaangażowałam. Naprawdę będzie to dla mnie bardzo pracowity czas.
Wspomniałaś o kreacjach, pięknych sukienkach, w których występujesz podczas koncertów. Czy Ty masz swoją krawcową, czy sama wyszukujesz tych modowych perełek?
W ogóle do tego nie przywiązuję uwagi, choć może i powinnam. (śmiech) Kreacje, w których występuję, to są zazwyczaj przypadki. Np. zieloną szmaragdową, w której śpiewałam podczas Koncertu Muzyki Filmowej Junior, czyli w Disneyowskiej odsłonie, otrzymałam od znajomej z teatru, tzn. aż tyle materiału, że starczyło na uszycie sukienki. A czarną ze złotymi ornamentami, w której wystąpiłam na Hansie Zimmerze, również dostałam trochę w spadku, (śmiech) z innej produkcji i poprawiłam, aby pasowała do mojej figury. Ja naprawdę nie jest fanką kreowania swego wizerunku scenicznego poprzez kreacje, choć wiem, że dla oka, dla widza jest to również ważna część występu. Najlepiej, gdyby sukienki się nie gniotły, bo tak muszę jeździć z parownicą. (śmiech) Funkcjonalność i praktyczność ubioru jest dla mnie niezwykle istotna.
Stresujesz się, wchodząc na scenę? Czy po tylu latach pracy zawodowej i doświadczeń to dla Ciebie przysłowiowa pestka?
Jakbym nie odczuwała nerwów, niepokoju – byłby to zły znak. Emocje, ekscytacje są tak wielkie, a scena jest zawsze sprawdzianem naszych możliwości, to ona weryfikuje nasze niedociągnięcia, ludzkie potknięcia. Oczywiście, zawsze mam strach połączony z ekscytacją, a jednocześnie zawsze pragnę dać z siebie 100 procent.
Co w ogóle u Ciebie dzieje się w życiu zawodowym? Podróżujesz, koncertujesz, wszędzie jest Ciebie pełno.
Na koniec wakacji wystąpiłam z chłopakami z Tre Voci i myślę, że taki skład koncertowy powtórzymy jeszcze niejednokrotnie, bo bardzo dobrze nam się współpracuje. Dla nich taka formuła z moim udziałem jest ożywcza, a dla mnie to nowe doświadczenie wokalne. Bardzo miłe muzyczne spotkania. Aktualnie podróżuję do Warszawy, przygotowując próby do „Dzikich Łabędzi”, nowego projektu, w którym uczestniczę, w Mazowieckim Teatrze Muzycznym im. Jana Kiepury. Prowadzę zajęcia na Akademii Muzycznej w Poznaniu, nierzadko od godz. 9 do 18. Przede mną wyjazdy na Litwę: „Osiecka po męsku” i Koncert Niepodległościowy. 6 grudnia gramy koncert filmowy w Hali COS Torwar w Warszawie, poświęcony twórczości Jamesa Hornera – autora ścieżek dźwiękowych do ponad stu hollywoodzkich filmów, w tym do najbardziej dochodowych produkcji w całej historii kina jak „Avatar” i „Titanic”. Z Filharmonią Toruńską 13.12. zagram koncert poświęcony Grzegorzowi Ciechowskiemu, aranżacje muzyczne Krzysztofa Herdzina. Z Orkiestrą Młodzi Polscy pod batutą Huberta Kowalskiego, z którymi nagrałam już kilka piosenek Czesława Niemena w wersji symfonicznej zagramy 12.11. w warszawskim Palladium. Czesław Niemen w kobiecej odsłonie to temat otwartego przeze mnie doktoratu na poznańskiej Akademii Muzycznej. Mam jeszcze pomysły na przyszłość, żeby stworzyć własną ofertę koncertową – coś co będzie ciekawą propozycją na rynku muzycznym, a jednocześnie przyniesie mi wielką radość i satysfakcję artystyczną. Układam klocki niczym życiowe puzzle, aby ze wszystkim zdążyć: próby, spektakle, nowe produkcje, wykłady, uczelnia muzyczna, kilometry w trasie itp. Nauczyłam się być bardziej zorganizowaną.
Powiedziałaś o tylu wspaniałych projektach muzycznych, w których bierzesz udział. Wciąż jesteś związana z Teatrem Muzycznym w Poznaniu. W jakiej odsłonie aktorskiej można Cię oglądać i podziwiać na scenie przy ul. Niezłomnych?
Obecnie trwają próby do „Pippina” w Teatrze Muzycznym w Poznaniu, w których uczestniczę, aby z nową energią zaprezentować odsłonę tego spektaklu przed publicznością. W listopadzie występuję w „Virtuoso”, gram Helenę Górską-Paderewską, spektakle z moim udziałem są 9.11. i 10.11. Co roku ta koprodukcja polsko-amerykańska ma wielki odzew, bilety są wyprzedane z wyprzedzeniem, publiczność nigdy nie zawodzi. Następnie faworyt dzieci, ale i nie tylko, czyli „Piękna i Bestia” w reż. J.J.Połońskiego. – tu występuję w roli Pani Imbryczek, którą uwielbiam. (śmiech) To piękny spektakl, również dla widzów dorosłych, z uniwersalnym, ponadczasowym przesłaniem o miłości, poświęceniu i cierpliwości. Z całym zespołem przygotowuję się do premiery musicalu „Avenue Q”, który na scenie Teatru Muzycznego startuje w lutym 2025, a my już ćwiczymy. Ta forma musicalu dla dorosłych, granego przez lalkę stanowi dla nas swoistą nowość. Mam tu charyzmatyczną rolę i jestem osobiście bardzo ciekawa, jak ta animacja zostanie przyjęta.
Wspomniałaś, że dołączyłaś do kadry pedagogów Akademii Muzycznej w Poznaniu. Jakiego przedmiotu uczysz studentów i czy odnajdujesz się w roli wykładowcy?
Od października br. rozpoczęłam moją przygodę z uczelnią muzyczną. To kompletnie nowe wyzwanie, co mnie nakręca i mobilizuje do działania. Uczę śpiewu musicalowego i mam bardzo wielu chętnych studentów, głównie studentki. Podjęłam tę pracę, aby też sobie pokazać, w pewnym stopniu udowodnić, że ten zawód można uprawiać na wiele sposobów. Propozycje pedagogiczne miałam już dużo wcześniej, ale się od nich odżegnywałam, nie wiedząc czy podołam czasowo z nowymi obowiązkami. Ponadto to jest odpowiedzialność za młodych ludzi, za ich rozwój, talenty – stwierdziłam więc, że mogę tu być przydatna, bo praktykuję, bo schodzę prosto ze sceny, więc mogę uczniom przekazać moje doświadczenia, nie tylko samą teorię. Teraz naprawdę się cieszę, że tak mnie los pokierował, czerpię z tych zajęć dużo przyjemności i nowej energii. Odczytuję tę pracę na plus.
Jesienny czas, w który wkroczyliśmy, przynosi wiele nostalgicznych i sentymentalnych chwil. Wiem, że Ty masz w zanadrzu coś wyjątkowego dla widzów, przygotowanego w Teatrze Animacji. Opowiedz, proszę, o tym przedsięwzięciu.
Właśnie trochę na opak jesiennej nostalgii, serdecznie zapraszam na spektakl z moim udziałem „Jutro będzie futro”, w reżyserii Elżbiety Węgrzyn. W Teatrze Animacji zagramy go już 17 listopada. „Jutro będzie futro” to koncert snujący muzyczną opowieść o miłości widzianej oczami kobiety. W nowych aranżacjach muzycznych Macieja Muraszki usłyszymy m.in. „Wyczaruję Ci bajkę” z repertuaru Elżbiety Adamiak, „Hello Dolly”, „Padam Padam” z repertuaru Edith Piaf, „Serduszko puka w rytmie cza-cza”, „All That Jazz”, „Dziwny jest ten świat” czy tytułową „Jutro będzie futro” z repertuaru Igi Cembrzyńskiej. Wraz ze mną na scenie występuje charyzmatyczna Elżbieta Węgrzyn. Jest to program wyjątkowy, którego do tej pory w Poznaniu nie było, po raz pierwszy zagraliśmy ten spektakl dwa lata temu na jubileusz Estrady Poznańskiej. I od tej pory każdy wznowiony występ przynosi pozytywny odbiór, wielki aplauz publiczności. I naprawdę widzowie wracają, aby kolejny raz z nami pobyć, nas posłuchać, obejrzeć, pośmiać się i uronić niejedną łzę. Elę, która jest pomysłodawczynią i reżyserką „Jutro będzie futro”, poznałam właśnie w Teatrze Animacji, gdzie zaśpiewałam gościnnie w „Miłość nie boli, kolano boli”. Bardzo się polubiłyśmy i wzajemnie zachwyciłyśmy artystycznie. Bardzo ją podziwiam za ten rodzaj energii, profesjonalizmu i za tę drogę, którą ona wybrała tzn. podejścia do sceny i jaką artystką można być przez całe życie. Bycie z nią na scenie to naprawdę wartościowy czas i ogrom doświadczenia. Scenariusze i programy do „Jutro będzie futro” były wielokrotnie zmieniane, aż w końcu stworzyłyśmy wspólnie nasz świat, który podzieliłyśmy na kilka części. Każda z nas wybrała utwór, który do niej pasuje. W tym spektaklu są i wielkie hity sceny muzycznej, jest i kabaret, musical, piosenka zadumy. Mamy też wspólny z Elą duet, pokazując, że ten świat teatralny mieści w sobie wiele często skrajnych możliwości, ale że możemy być w tym razem. Najbardziej fascynujący jest fakt, że widzowie każdorazowo wychodzą z pieśnią na ustach, (śmiech) na czym nam zależało. Oprócz nas na scenie jest świetny band Macieja Muraszki, który przygotował muzykę do wszystkich utworów, ponadto prowadzący spektakl – Krzysztof Dutkiewicz, który jest konferansjerem z dobrych czasów, mamy też Bartosza Dopytalskiego jako tancerza łączącego różne elementy przedstawienia. Warto też wspomnieć, że grupa Mixer zrobiła nam scenografię i kostiumy, dlatego to jest takie ładne i wizualnie spójne. Przy okazji tej produkcji spotkały się różne poznańskie środowiska, z Teatru Tańca, Teatru Animacji i Teatru Muzycznego, muzycy związani z Akademią Muzyczną w Poznaniu, plus grupa Mixer, co daje niezwykłą mieszankę, może nawet wybuchową. Zależy mi na tym, aby w poznański świat, a może i dalej poszedł ten koncert. Ze stanu euforii, śmiechu, przechodzimy tu płynnie w świat zadumy, zatrzymania się w życiowym pędzie, żeby potem na końcu rozładować sytuację i powiedzieć „jutro będzie futro”. Pragnęliśmy pokazać dystans do siebie, do świata artystycznego.
Rozpoczęłam tematem muzyki filmowej i tym zagadnieniem również zakończę… Choć to obecnie dość odległy termin, maj 2025, ale jest już zapowiedź nowych projektów z serii Koncerty Muzyki Filmowej. Będziesz brała w nich udział?
Moją współpracę z Koncertami Muzyki Filmowej rozpoczęłam ponad dekadę temu, gdy Sala Kongresowa nie była jeszcze w remoncie. Jeden z pierwszych koncertów, jaki pamiętam, był poświęcony Johnowi Williamsowi, zabrzmiała więc obowiązkowo ścieżka z nieśmiertelnych „Gwiezdnych wojen”. Współpraca z Agencją Trinity Media Entertainment, organizatorem koncertów filmowych, przeszła już w fazę przyjaźni i dobrych przyjacielskich relacji, co bardzo sobie cenię. Mam nadzieję, że spotkamy się na majowych Koncertach Muzyki Filmowej w Poznaniu. Szczegóły na stronie https://koncertfilmowy.pl/. Zatem do zobaczenia i usłyszenia.