Natalia Świerczyńska i Maja Kolanoś | Spółdzielnia Muzyczna nowość na poznańskim rynku

Natalia Świerczyńska Majak Kolanoś Spółdzielnia Muzyczna|Natalia Świerczyńska Majak Kolanoś Spółdzielnia Muzyczna|Natalia Świerczyńska Majak Kolanoś Spółdzielnia Muzyczna|Natalia Świerczyńska Majak Kolanoś Spółdzielnia Muzyczna|Natalia Świerczyńska Majak Kolanoś Spółdzielnia Muzyczna

Uśmiechnięte, pełne pozytywnej energii, nastawione na realizację artystycznych planów i wartościowych inicjatyw. Natalia Świerczyńska i Maja Kolanoś, inicjatorki i założycielki Spółdzielni Muzycznej. Maja – absolwentka Akademii Muzycznej w Poznaniu i Gdańsku na Wydziałach Jazzu i Muzyki Rozrywkowej oraz Natalia – absolwentka Akademii Muzycznej w Poznaniu na Wydziale Jazzu i Muzyki Rozrywkowej oraz Edukacji Muzycznej. Dziewczyny opowiadają jak ważne są emocje podczas śpiewania, dlaczego warto oswoić stres, a także jacy muzycy wyrazili chęć współpracy z nimi i dlaczego muzyka może być doskonałą terapią.

Jak narodził się pomysł stworzenia Spółdzielni Muzycznej, która pełną parą rusza we wrześniu?

MAJA KOLANOŚ: Od ubiegłego roku nosiłyśmy się z pomysłem założenia wspólnego biznesu. Takiej firmy, która będzie spełniała nasze marzenia i plany artystyczne. Każda z nas założyła własną działalność gospodarczą. Jako pomysłodawczynie założenia Spółdzielni Muzycznej zaprosiłyśmy do współpracy sześć wspaniałych dziewczyn, z którymi wspólnie kreujemy to miejsce.
NATALIA ŚWIERCZYNSKA: Złożyłyśmy wniosek o dofinansowanie działalności i szczęśliwie to otrzymałyśmy! Z czego jesteśmy bardzo dumne, bo już ten pierwszy etap za nami. Biurokracja i formalne kwestie są ciężkie do przebrnięcia, ale nam się to udało, dzięki pomocy i uprzejmości osób pracujących w Powiatowym Urzędzie Pracy. Za co jesteśmy bardzo wdzięczne.

Gdzie Wy się poznałyście?

N.Ś.: Byłyśmy razem w bursie przy ul. Solnej. Maja uczęszczała do szkoły muzycznej, a ja wówczas do szkoły plastycznej. Mieszkałyśmy w tych samych murach (śmiech), dotykałyśmy tych samych klamek, ale wtedy nie trafiłyśmy na siebie. Minęłyśmy się. Dopiero inne życiowe okoliczności nas zjednały. Tak naprawdę poznałyśmy się na studiach na Akademii Muzycznej im. Ignacego Jana Paderewskiego w Poznaniu. Byłyśmy wówczas studentkami wokalistyki jazzowej w klasie dr hab. Janusza Szroma.

Osiem wspaniałych dziewczyn będzie prowadzić warsztaty oraz całoroczne zajęcia indywidualne i grupowe w Spółdzielni Muzycznej. Każda z Was jest inna, ze swoim talentem i osobowością artystyczną. W jaki sposób przebiegła „rekrutacja”?

N.Ś.: Niektóre dziewczyny znamy ze środowiska muzycznego, niekoniecznie z Akademii Muzycznej. Np. Tosia Banaś, która gra na skrzypcach i prowadzi u nas zajęcia dla dzieci, jest świetną skrzypaczką i dyrygentką symfoniczną. Po pandemii zaczęła pracę również w edukacji muzycznej. Co ważne, mieszkałyśmy razem w pokoju w internacie, a potem nie miałyśmy kontaktu ze sobą 10 lat. Minęłam ją samochodem na Rondzie Kaponiera i zadzwoniłam spontanicznie z propozycją pracy. To było kompletne zrządzenie losu. (śmiech)
M.K.: Kasię Osterczy-Scholz, wokalistkę jazzową i jednocześnie panią psycholog, poznałyśmy na moich urodzinach, też czysty przypadek. Kasia ukończyła studia na kierunku psychologia na Uniwersytecie Warszawskim, natomiast studia jazzowe w Katowicach. Pomyślałyśmy, że innowacją byłoby wprowadzenie do szkoły muzycznej aspektu psychologicznego, bo na to w ogóle nie kładzie się nacisku, a powinno w edukacji muzycznej. Zajęcia psychologiczne nie są popularne, a – według nas – są niezmiernie potrzebne i przydatne już na samym początku kształcenia, wówczas gdy formułuje się nasza postawa sceniczna. Jak radzimy sobie ze stresem, z drżącym głosem, obezwładniającym często ściskiem w gardle itp. To są niby banały, ale tak naprawdę niezwykle istotne kwestie, koło których nie można przejść obojętnie. Kasia prowadzi u nas również zajęcia z improwizacji jazzowej.

Natalia Świerczyńska Majak Kolanoś Spółdzielnia Muzyczna


N.Ś.: Jest jeszcze z nami Agata Lejba-Migdalska, która studiowała na roku z moją starszą siostrą i stąd znamy się od wielu lat. Jest ona śpiewaczką operową z wykształcenia, ukończyła poznańską Akademię Muzyczną, ma jednocześnie duże doświadczenie w śpiewie rockowym, nawet heavy metalowym czy rock metalowym. W naszym zespole jest też Iza Zalewska, która kiedyś przez moment była moją uczennicą, a także mojej siostry, Agnieszki. Bardzo jej kibicowałam. Otrzymała Nagrodę Publiczności w koncercie DEBIUTY na 57. Krajowym Festiwalu Piosenki Polskiej Opole 2020. Ponadto jest laureatką programu telewizyjnego „Szansa na Sukces Opole 2020”. Ukończyła studia na poznańskiej i bydgoskiej Akademii Muzycznej na dyrygenturze chóralnej oraz studia podyplomowe z emisji głosu. Obecnie jest wykładowcą poznańskiej Akademii Muzycznej i wyraziła chęć współpracy z nami, co nas ogromnie cieszy.
M.K.: Mamy też w zespole Spółdzielni Olę Wojciechowską, którą znam z Republiki Rytmu, specjalizującą się głównie w emisji głosu, stricte w mowie. Też będzie prowadzić zajęcia wokalne. Ola jest absolwentką wydziału wokalno-aktorskiego w Poznaniu i ma duże doświadczenie w pracy na scenie. Współpracowała m.in. z poznańskim Teatrem Wielkim czy Teatrem Muzycznym.
N.Ś.: Jeszcze Agnieszkę Pokorską, Belmuzę. To jest hit, że Aga zgodziła się z nami współpracować. To wspaniała osoba, która ma ogromne doświadczenie, a jej Belmuza ma szerokie zasięgi, jest rozpoznawalna w kręgu muzycznym. Poleciła mi Agnieszkę mama mojej uczennicy, czyli trochę taka „poczta pantoflowa”, mówiąc kolokwialnie. Nasza Belmuza zachwyca i zjednuje sobie wiele osób zadowolonych z jej podejścia do nauki muzyki już od najmłodszych lat.

Nawiązując do zajęć, które ma prowadzić Kasia Osterczy-Scholz, jak Wy radzicie sobie ze stresem? Stresem na scenie, przed publicznością?

N.Ś.: Bycie wokalistą czy kształcenie się w tym kierunku bezustannie wiąże się ze stresem. Nie ma co zaklinać rzeczywistości, że jest inaczej… Ważne jest dla nas, że każda osoba – czy to dorosły, czy dziecko – dostaje od nas komunikat jak po prostu oswoić stres, jak sobie radzić z występami publicznymi, z opinią ludzi itd. Bo to się wtedy staje bardziej naturalne, uświadamiamy sobie, że stres jest nieodłączną częścią życia. A często stresujemy się przed tym, na czym nam najbardziej zależy. My – niestety – nie otrzymałyśmy takiego fachowego przygotowania, jak radzić sobie w stresogennych sytuacjach i same musiałyśmy uczyć się na przysłowiowych błędach, potknięciach swoich czy koleżanek.
M.K.: Jak byłam dzieckiem i wychodziłam na scenę, nie czułam wielkiego stresu. Teraz to się zmieniło. Nawet jak gram i śpiewam niewielki koncert, to mam stres. Taki bardziej motywujący i mobilizujący, ale zawsze to stres. Czy wszystko dobrze wyjdzie? Czy nie zapomnę tekstu? Czy się nie pomylę? Wręcz jak go nie mam, to czuję, że nie jestem dobrze przygotowana. (śmiech)
N.Ś.: Wokal jest dla nas pewnego rodzaju ucieczką od ram i reguł, jakie narzuca klasyczne przygotowanie. Ja uczyłam się gry na skrzypcach, Maja na fortepianie. I wówczas już był ogromny stres, podczas grania na tych instrumentach, aby czegoś nie zapomnieć. Śpiewanie to są zgoła inne występy niż te wcześniejsze. Gra na skrzypcach czy fortepianie prowokowała w pewnym sensie występy sztywne, a śpiew daje więcej możliwości, wprowadza więcej luzu, daje więcej pola do manewru. Choć ja zaczęłam śpiewać późno, bo dopiero w wieku 18 lat. Byłam bardzo nieśmiałą osobą, wręcz skrajnie nieśmiałą. Z perspektywy czasu zastanawiam się, jak z takim podejściem i takim usposobieniem zdołałam wybrać zawód muzyka. (śmiech)
Bycie wokalistką mnie zmieniło na korzyść, otworzyło na ludzi. Dużo czerpię dobrej energii od publiczności, podczas występów. Najbardziej na świecie uwielbiam koncerty z moim zespołem w projektach I LOVE SINATRA i WINTER SONGS OF FRANK SINATRA, które regularnie ładują moje baterie na długi czas. Uciekałam w śpiewanie od wielu innych rzeczy, najpierw od skrzypiec. Choć nikt nie wiedział, że ja śpiewam, bo robiłam to w tajemnicy przed najbliższymi, takie „śpiewanie po cichu”. (śmiech) Wtedy nie wyobrażałam sobie, że mogę kiedyś wystąpić publicznie.
Jeśli zaś chodzi o stres na scenie, to pamiętam jeden z koncertów w Auli Nova, podczas którego grał mój kolega ze studiów, pianista jazzowy, Jacek Szwaj, a ja miałam śpiewać. Założyłam wtedy obcisłą sukienkę, bardzo wysokie szpilki, a zazwyczaj butów na obcasie nie noszę. Na widowni wszyscy najbliżsi, rodzice, babcia itd. A ja nie mogłam skupić myśli, bo wciąż miałam uczucie, że upadnę w tych butach. Jednak podczas śpiewania, trzeba mieć dobre buty (śmiech), aby czuć się w nich komfortowo! Ta sytuacja mnie tego nauczyła.
M.K.: Buty w śpiewaniu – najważniejsze! Warte to jest zapamiętania. (śmiech)

Natalia Świerczyńska Majak Kolanoś Spółdzielnia Muzyczna

Na jakie zajęcia można się zapisywać w Spółdzielni Muzycznej?

N.Ś.: Będą prowadzone np. zajęcia w duetach. Maja Kolanoś z Kasią Osterczy-Scholz przyjmują zapisy na zajęcia jazzowe, które są skierowane do dzieci, młodzieży i dorosłych z podziałem na grupy wiekowe. Natomiast ja wraz z Tosią Banaś stworzymy duet „klasyka dla smyka” – będą to zajęcia prowadzone na bazie muzyki klasycznej i musicalowej, czyli cały świat opery i musicalu weźmiemy pod lupę. (śmiech) Stworzyłyśmy tu pewną nowość, połączyłyśmy zajęcia muzyczne z plastycznymi, czyli dzieci przychodzą na 45 minut do Tosi, gdzie pracują na podstawie wybranej opery, wyklaskują swoje rytmy i śpiewają fragmenty znanych melodii. To są grupy dzieci w wieku 4-6 lat. A do mnie przychodzą na zajęcia plastyczne, podczas których robimy m.in. rekwizyty do spektaklu. W ten sposób wzajemnie się inspirujemy, uzupełniamy i nieustannie motywujemy do działania! To jest piękne!
M.K.: Będą też zajęcia z kształcenia słuchu, teorii muzyki, gry na konkretnym instrumencie. Konsultacje, warsztaty indywidualne i grupowe. Dużo wspaniałości szykujemy! Na nudę nie można narzekać! (śmiech) Dodatkowo Tosia prowadzi grę na skrzypcach, ja – zajęcia wokalne indywidualne dla dzieci i dorosłych oraz fortepian. Natalia, Agata oraz Iza głównie indywidualne lekcje wokalu dla uczestników bez ograniczeń wiekowych. Natomiast Ola oprócz zajęć ze śpiewu specjalizuje się również w emisji głosu mówionego.
N.Ś.: Agata uczy na zajęciach jak np. w zdrowy sposób śpiewać z chrypą. (śmiech) Prowadzi zajęcia z innego rodzaju muzyki niż większość z nas. Reasumując, w Spółdzielni Muzycznej będzie dużo się działo, wychodzimy naprzeciw oczekiwaniom naszych uczniów.

Czy jest u Was limit wiekowy?

M.K.: Nie ma limitów wiekowych, każdy może się rozwijać muzycznie w naszej Spółdzielni.
N.Ś.: Mamy wykładowców muzycznych ukierunkowanych na pracę z dziećmi, nie są to stricte zajęcia wokalne, ale szeroko umuzykalniające, czyli: rytmika, ruch, granie na konkretnych instrumentach. Są też zajęcia dla maluszków, w wieku 0-3, co nas niezmiernie cieszy. Wówczas rodzice siedzą ze swoimi dziećmi, uczestniczą w relacjach swojego dziecka ze światem muzycznym.

Natalia Świerczyńska Majak Kolanoś Spółdzielnia Muzyczna

Będą zajęcia z kształcenia słuchu, z technik wokalnych, praktyka i teoria. Co jeszcze chciałybyście dodać do planu kształcenia Spółdzielni w niedalekiej przyszłości?

N.Ś.: Chciałabym pójść w zajęcia z song writingu, pisania piosenek, interpretacji tekstu. Bardzo lubię pracę z tekstem i nad tekstem. Pisanie, tworzenie to moja ogromna pasja, którą mogłam w pełni zrealizować przy pracy nad moją debiutancką płytą „O północy”. Song writing to często kwestia intuicji, nabycia intuicji przez słuchanie dużej ilości tekstów i analizowanie ich. W dzisiejszym świecie – gdzie wszystkie chwyty są dozwolone – jednak warto mieć jakiś koncept, aby pokazać autorską myśl, oryginalność, świeże spojrzenie na tekst… Pragnę tak prowadzić zajęcia, aby nauczyciel był dla ucznia tylko impulsem, przewodnikiem, motywatorem do nowego spojrzenia na słowo. To jest ważna kompetencja, którą chciałabym już poruszyć na warsztatach w sierpniu, aby po prostu nasi uczniowie szanowali słowo.

Wspomniałyście o warsztatach, Waszym letnim projekcie muzycznym, który rusza 21 sierpnia na Placu Wolności 2. Czego uczestnicy mogą się spodziewać?

N.Ś.: Te warsztaty są głównie skierowane do wokalistów, to zajęcia indywidualne i grupowe. Z Kasią mam zaplanowane zajęcia z praktyki scenicznej, po to, aby nasi podopieczni mogli wystąpić na koncercie finałowym zorganizowanym w KontenerART. Będziemy pracować nad takim elementem składowym występów, który jest często pomijany, tzn. jak wejść na scenę, jak z niej zejść, jak trzymać mikrofon itd.
M.K.: Ja będę prowadzić zajęcia z interpretacji piosenki, Iza – z higieny i emisji głosu. Kasia – zajęcia z psychoedukacji, nie tylko podczas warsztatów, ale również na przestrzeni całego roku szkolnego. Swoje doświadczenie związane z pracą nad utworem zdobyłam nie tylko podczas studiów, ale też podczas różnych warsztatów wokalnych. Wiele zawdzięczam współpracy z Adamem Sztabą, od którego bardzo dużo się nauczyłam i na pewno będę tę wiedzę przekazywać dalej swoim uczniom. A jeżeli chodzi o warsztaty w Spółdzielni Muzycznej, to myślę, że najciekawsze będą zajęcia grupowe, w pracy z podziałem na głosy, we wspólnym wyrażaniu tekstu, bo inaczej jak śpiewamy indywidualnie, a inaczej z podziałem na role.
Emocje to nieodłączna część muzyki, tak jak i naszego życia. Jakich emocji chcecie nauczyć swoich podopiecznych?
M.K.: Wszystkich! Już nie mogę się doczekać zajęć z interpretacji z moimi uczniami, aby sami pokazali, co w nich głęboko siedzi, co czują, jak ich porusza konkretny fragment… To jest piękne – cała pajęczyna zależności emocjonalnych, jedna emocja może pociągać następną. A dodatkowo każdy z nas – na brzmienie konkretnego dźwięku lub słowa – co innego przeżywa w danej chwili.
N.Ś.: Tak z perspektywy psychologicznej – my jesteśmy przyczepieni do emocji, które szanujemy, do tych emocji pozytywnych, ograniczonych w pewnej sferze, jak: radość, ekscytacja, euforia. Bardzo ważne dla mnie, nie tylko z punktu widzenia wokalistki, ale z czysto ludzkiego podejścia, są emocje niepopularne, które próbujemy tuszować, tzn. smutek, złość, gniew, wstyd. Te pierwotnie negatywne stany dają nam przestrzeń, aby później móc się np. uśmiechnąć. Muzyka jest genialnym medium, aby z siebie wyrzucić negatywne emocje, ja do tego zachęcam, bo widzę, jaki to ma efekt w późniejszej pracy z moimi uczniami. Muzyka jest wartością porównywalną do terapii. Staram się przekazywać uczniom zasadę, że nie jest ważne, aby zaśpiewać piękną „górę”, idealną samogłoskę, uczymy się tego, ale najważniejsze jest dać upust swoim uczuciom.
M.K.: Co z tego jeśli ktoś jest w stanie zaśpiewać idealnie technicznie, jak nie ma w przekazie żadnych emocji. Jest tylko powierzchowność. Nie umie przekazać głębi, skrytych uczuć, swoich stanów na konkretny dzień, uzależnionych od tego, co się wydarzyło w jego życiu, jakie zmiany nastąpiły, czy jest szczęśliwy, przygnębiony, sentymentalny, refleksyjny czy po prostu wściekły. Bez emocji zarówno w życiu, jak i w muzyce jest jakoś pusto, sztucznie, nienaturalnie. Warto odsłaniać, co nam w duszy gra, bo to jest najpiękniejsze. To wartościowy przekaz, który od nas płynie…

Natalia Świerczyńska Majak Kolanoś Spółdzielnia Muzyczna

Dlaczego taka nazwa? Spółdzielnia Mieszkaniowa – kojarzy mi się z filmem S. Barei „Alternatywy 4”, Spółdzielnia Mleczarska – z produktami nabiałowymi… A Wy do słowa „spółdzielnia” dodałyście akcent muzyczny.

M.K.: Ta nazwa wyszła z wielkiej pomyłki. (śmiech)
N.Ś.: Maja… pamiętasz, co było najśmieszniejsze? Gdy Ty powiedziałaś „moja firma zajmuje się tym samym, co Twoja. To jak chciałybyśmy pracować razem, założyłybyśmy spółdzielnię?” Powiedziałaś „spółdzielnię” zamiast „spółkę”. (śmiech) To jest najbardziej zabawne w całej tej historii powstania nazwy.
M.K.: W międzyczasie miałyśmy też wiele innych pomysłów na nazwę, ale Spółdzielnia Muzyczna zdecydowanie wygrała! Kiedy decyzja zapadła, moja siostra zaprojektowała nam piękne logo, z którego jesteśmy bardzo dumne. Warto więc wypatrywać od sierpnia dużego szyldu przy Placu Wolności „Spółdzielnia Muzyczna Świerczyńska & Kolanoś”! (śmiech)

Czy „śpiewać każdy może”, cytując słowa piosenki?

N.Ś.: Oczywiście, każdy może, nikt mu nie zabroni, ale nie każdego jesteśmy w stanie nauczyć. I to jest podstawowa różnica. (śmiech)
M.K.: Niektórzy śpiewają, fałszują, ale są dzięki muzyce szczęśliwi… Nie nauczą się śpiewać, ale mają przyjemność ze śpiewania np. w towarzystwie, sami dla siebie czy w domu lub na karaoke. Nasza oferta jest skierowana do wszystkich chcących śpiewać, również do profesjonalistów. Każdy w Spółdzielni Muzycznej będzie miał możliwość, by rozwijać się pod okiem specjalistów. Zapraszamy!

REKLAMA
REKLAMA

Może cię zainteresować:

Natalia Świerczyńska Majak Kolanoś Spółdzielnia Muzyczna|Natalia Świerczyńska Majak Kolanoś Spółdzielnia Muzyczna|Natalia Świerczyńska Majak Kolanoś Spółdzielnia Muzyczna|Natalia Świerczyńska Majak Kolanoś Spółdzielnia Muzyczna|Natalia Świerczyńska Majak Kolanoś Spółdzielnia Muzyczna
REKLAMA
REKLAMA

DOMINIKA DOBROSIELSKA | Z Poznania do Opola

Artykuł przeczytasz w: 8 min.


Wokalistka, współzałożycielka kabaretu Klub Szyderców Bis, aktorka Teatru Mozaika, zwyciężczyni „Szansy na Sukces” oraz uczestniczka koncertu „Debiuty” podczas 61. Krajowego Festiwalu Piosenki Polskiej w Opolu. Absolwentka Akademii Muzycznej im. Ignacego Jana Paderewskiego w Poznaniu.

Rozmawia: Michalina Cienkowska | Zdjęcia: Jacek Kurnikowski

Jak to się stało, że zainteresowałaś się muzyką?

DOMINIKA DOBROSIELSKA: Muzyka jest w moim życiu od najmłodszych lat. Moja mama, chociaż nie jest muzykiem, bardzo często mi śpiewała. W Ciechocinku, z którego pochodzę, jest organizowanych bardzo wiele koncertów. Mama, będąc ze mną w ciąży, często mnie na nie „zabierała”. Mój tata ma sklep przy Teatrze Letnim, więc zawsze byliśmy blisko wydarzeń tam organizowanych. Zaczęłam śpiewać już jako przedszkolak, występowałam na pierwszych przeglądach. W szkole podstawowej śpiewałam w zespole i tam po raz pierwszy zetknęłam się ze śpiewem wielogłosowym. Gdy poszłam do toruńskiego liceum, zaczęłam jeździć na festiwale wokalne. Można powiedzieć, że jestem dzieckiem festiwali. Zjeździłam całą Polskę, śpiewając na kolejnych konkursach. Nigdy nie miałam takiej realnej przerwy od śpiewania. Kocham śpiewać tak bardzo, że nie wyobrażam sobie bez tego życia. Tak było zawsze.

Z jakiego powodu trafiłaś do Poznania?

Przeprowadziłam się do Poznania, aby rozpocząć studia z kulturoznawstwa. Pomimo tego, że wybrałam kierunek niezwiązany z muzyką, cały czas o niej myślałam. Przez chwilę uczęszczałam na zajęcia w Policealnym Studium im. Czesława Niemena, a później podjęłam naukę na poznańskiej Akademii Muzycznej.

Dominika Dobrosielska

Dlaczego postanowiłaś podjąć studia na Akademii Muzycznej?

Gdy zdecydowałam się zdawać na Akademię Muzyczną, do wyboru były dwa kierunki wokalne: klasyczny śpiew solowy albo wokalistyka jazzowa. Czułam, że moje miejsce jest gdzieś pośrodku. Śpiew operowy wiąże się z techniką wokalną zupełnie inną niż ta, której uczyłam się całe życie. Muzykę jazzową uwielbiam słuchać, ale już niekoniecznie wykonywać. Wtedy jeszcze nie można było studiować śpiewu musicalowego. Edukacja artystyczna wydała się bardzo ciekawą ścieżką. Jako absolwentka tego kierunku mam wykształcenie zarówno muzyczne, jak i pedagogiczne. Rozpoczynając studia nie miałam świadomości, jak bardzo rozwinę się dzięki śpiewaniu w chórze, zajęciom z harmonii, fortepianu, improwizacji.

Jak rozpoczęła się Twoja przygoda z kabaretem?

Gdy podzieliłam się na Facebooku informacją o rozpoczęciu studiów w Poznaniu, odezwał się do mnie mój znajomy, Przemek Mazurek. Poznaliśmy się na festiwalach poezji śpiewanej. Od zawsze interesowała nas piękna i niepopularna muzyka. Spotkaliśmy się w nieistniejącym już klubie Café Dylemat przy ulicy Mickiewicza 13. W tym lokalu Przemek inaugurował wtedy cykl „Wieczorów z Piosenką Nieobojętną” poświęconych poezji śpiewanej. W wyniku pracy nad kolejnymi „Wieczorami” z Przemkiem oraz poetą Bartkiem Bredą i Krzysztofem Dziubą postanowiliśmy nawiązać stałą współpracę. W czasach międzywojnia działał w Poznaniu kabaret o nazwie Klub Szyderców. Zainspirowani jego twórczością nazwaliśmy się Klub Szyderców Bis. Chcemy kultywować tradycję poznańskich kabaretów literackich.

Dominika Dobrosielska

Dlaczego zainteresowałaś się kabaretem literackim?

Ja chyba po prostu mam starą duszę. Pochodzę z Ciechocinka, więc chyba byłam trochę na to skazana, w końcu dorastałam wśród seniorów. (śmiech) W moim domu słuchało się piosenek Kabaretu Starszych Panów, poezji śpiewanej. W liceum zaczęłam odkrywać wielowymiarowość tekstów poetyckich. Pamiętam, jak byłam zakochana w Grzegorzu Turnale, siedziałam nad jego tekstami i uważnie je analizowałam, zachwycając się ich pięknem. Połączenie słów i muzyki od zawsze było mi bliskie.

W Poznaniu dałaś się poznać także najmłodszej publiczności.

To prawda. Od siedmiu lat współpracuję z Teatrem Mozaika, który tworzy wyjątkowe spektakle dla dzieci. Młody widz jest tym najbardziej surowym i szczerym. To wspaniale, w jakie role mogę się wcielać i jakie techniki aktorskie poznawać w pracy nad kolejnymi projektami.

Jak narodził się pomysł, aby wziąć udział w „Szansie na Sukces”?

O castingu do „Szansy” dowiedziałam się od mojej koleżanki Ani. Namawiała mnie, abym przyjechała do niej do Warszawy i zgłosiła się do przesłuchań. Byłam w tamtym czasie zaangażowana w wiele działań muzycznych i aktorskich. Miałam jeden wolny weekend, kiedy mogłabym się wybrać do Warszawy i to był właśnie ten castingowy. Zdecydowałam się odwiedzić koleżankę i przy okazji wybrać się na przesłuchania. Zaśpiewałam oczywiście poezję śpiewaną, żeby wiedzieli, z kim mają do czynienia. (śmiech)

Dominika Dobrosielska
Fot. Jacek Kurnikowski/AKPA

Co się stało po castingu?

Dostałam telefon z informacją, że bardzo się spodobałam i zaproponowali mi udział w odcinku z kompozycjami Wojciecha Trzcińskiego. Mimo że to wspaniały kompozytor, utwory wybrane na ten odcinek zupełnie mi nie pasowały. Czułam, że wykonując je, nie zaprezentuję się z najlepszej strony. Z bólem serca odmówiłam, zaznaczając, że byłabym bardzo chętna zmierzyć się z twórczością innego wykonawcy. Gdy pogodziłam się z faktem, że nie wystąpię w programie, otrzymałam informację, że zwolniło się ostatnie miejsce w odcinku z piosenkami Sławy Przybylskiej. Wtedy uwierzyłam, że coś może z tego być. Byłam szczęśliwa, że poznam ikonę polskiej piosenki. Wylosowałam „Miłość w Portofino”. Moja mama, gdy jeszcze jeździłam na festiwale, często pomagała mi w wyborze utworów. Bardzo chciała, abym go kiedyś wykonała. Wtedy opierałam się, mówiąc, że go nie czuję, ale ten utwór znalazł mnie sam. Wygrałam odcinek „Szansy na Sukces”, śpiewając „Miłość w Portofino”, następnie wystąpiłam w finale sezonu, w którym zwycięzca otrzymywał nominację do występu w konkursie debiutów. Po zaśpiewaniu „Gdzie są kwiaty z tamtych lat” i „Piosenki o okularnikach” głosy widzów zdecydowały, że to właśnie ja pojadę do Opola.

Twoją historię można opisać prosto: od przedszkola do Opola…

Jako dziecko bardzo chciałam wystąpić w tym programie! Ale jedna z moich nauczycielek śpiewu mi to odradziła. Dla osób śpiewających polską piosenkę Krajowy Festiwal Polskiej Piosenki w Opolu jest spełnieniem marzeń. Cieszę się, że jeszcze przed trzydziestką udało mi się na nim wystąpić. (śmiech)

Dominika Dobrosielska

Czy od razu wiedziałaś, co będziesz wykonywać na opolskiej scenie?

W poprzednich edycjach tego konkursu, debiutanci prezentowali piosenki autorskie lub napisane specjalnie dla nich. Nawiązałam współpracę z Arturem Andrusem, który pracował nad tekstem dla mnie. Jednak w międzyczasie zmieniono formułę tegorocznej edycji. Z racji dwudziestej rocznicy śmierci Czesława Niemena, konkurs postanowiono oprzeć na twórczości tego wybitnego wokalisty.

Debiutanci zostali postawieni przed bardzo trudnym zadaniem.

Pamiętam, jak dostałam tę informację. Wiedziałam, że będzie to ogromne wyzwanie – mierzenie się z ikoną. Pomimo trudności cieszyłam się, że zaśpiewam poezję. Tekstem piosenki „Jednego serca” jest w końcu wiersz Adama Asnyka. To wymagający, „męski” wiersz. Udało mi się zmienić trochę formę, nie zmieniając końcówek, dzięki czemu mogłam zaśpiewać bardziej o swoich przeżyciach. Moja droga do Opola okazała się bardzo spójna. Przez kolejne wykonania szłam w zgodzie ze sobą i jestem z tego bardzo dumna.

20240815 331661603 6293557894022923 3971543695082078423 n

Co się zmieniło po występie na opolskiej scenie?

Na pewno odczułam ogromne wsparcie. Nie wiedziałam, że tyle życzliwych ludzi jest u mojego boku. Ponadto odezwało się do mnie wiele ciekawych osób zainteresowanych współpracą. Występ na KFPP w Opolu otwiera bardzo wiele możliwości.

Czy w dalszym ciągu będziesz łączyć działalność w kabarecie z solowymi projektami?

Oczywiście, że tak. Kabaret mnie uszczęśliwia, uwielbiam tych ludzi i uwielbiam z nimi pracować. Mam nadzieję, że fakt, że szersza publiczność o mnie usłyszała, pomoże w rozwoju naszego kabaretu. Bardzo się cieszę, że podczas zapowiedzi mojego występu w Opolu wybrzmiała nazwa Klub Szyderców Bis. Kabaret zajmuje ważne miejsce w moim sercu i chcę w dalszym ciągu działać z chłopakami.
Gdzie będzie można zobaczyć w najbliższym czasie Klub Szyderców Bis?
W październiku będziemy świętować dziesięciolecie „Wieczorów z Piosenką Nieobojętną”. Z tej okazji w Teatrze Animacji odbędzie się koncert, do udziału w którym zaprosiliśmy wyjątkowych gości ze świata polskiego kabaretu. Już dzisiaj serdecznie na to wydarzenie zapraszam.

Michalina Cienkowska

REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA