Ukończyła w Warszawie Uniwersytet Muzyczny i Akademię Sztuk Pięknych. Kiedy w marcu 2016 roku wydała debiutancki album studyjny, promowany znakomitym singlem Kaktus, już w sierpniu uzyskał on status złotej płyty. Nominowana do Fryderyków w kategorii fonograficzny debiut roku, ma na swoim koncie cztery albumy studyjne, cieszące się dużym zainteresowaniem. A tuż za progiem – Dzika – jej piąty album. Jej, czyli Magdy Grabowskiej-Wacławek, znanej jako Bovska. Wokalistki, autorki tekstów i piosenek oraz ilustratorki, z którą chciałabym Was dziś zapoznać.
Myślę o Dzikiej jako o albumie koncepcyjnym. Ta płyta jest świadectwem wielkiej, kobiecej przemiany. Opowiada o procesie budowania relacji z samą sobą i poszukiwaniu własnej tożsamości, o odkrywaniu i odzyskiwaniu swojego głosu i odnajdywaniu w sobie tej zapomnianej dzikiej dziewczynki. To znak do tego, by zacząć czuć, by krzyczeć, by pozwalając sobie naprawdę być, zająć w świecie należne miejsce. Bez poczucia winy, bez przeprosin, bez wyrzutów sumienia.
Prowadzona przez Bovską narracja obejmuje zarówno jej autorskie teksty, muzykę (nad którą pracowała wraz Archie Shevsky’m, producentem akbumu), jak i stronę graficzną płyty, za którą również odpowiada. Jeśli nie natrafiliście jeszcze na jej prace, bardzo polecam się z nimi zapoznać – najprostsza droga prowadzi przez Instagram @bovskarysuje. Jej prace są wyraziste, przemyślane i nasycone intensywnymi barwami, a ich forma idealnie równoważy treść. Podobne cechy odnajduję i w muzycznej twórczości Bovskiej. Artystka ma rzadką umiejętność ujęcia w słowa tego, co często wydaje się zbyt delikatne, by mogło zostać nazwane, a co dopiero – ujęte w muzyczny utwór, który nierzadko staje się jednym z tych na długo zapadających w pamięć.
Tytułowa Dzika, do której teledysk został wypuszczony na światło dzienne ponad rok temu, został obejrzany już ponad 400 tysięcy razy. Komentarze mówią same za siebie – zaklęty w tekście i obrazie przekaz trafia w sedno. Odnajduje ukryte w nas wewnętrzne dziecko i wyciąga do niego rękę, czule głaszcząc je po policzku. Ta piosenka kieruje wiązkę światła na to, co do tej pory tkwiło w ciemności. Podobnie Wielka cisza, której premiera odbyła się kilka miesięcy temu. To historia o kobiecie zmagającej się z niepłodnością, która walczy o realizację marzenia o macierzyństwie. Odwaga i wrażliwość, z którą Bovska podeszła do tego (wciąż owianego tabu) tematu, budzi podziw. W 5. Edycji PL Music Video Awards, teledysk ten został nagrodzony w kategorii „Ważny przekaz”. W uzasadnieniu powołano się na wykorzystanie sztuki jako przestrzeni, w której można zabierać głos również na tematy poważne i związane z problemami.
Bovska jest barwnym ptakiem, którego rozpostarte skrzydła zachwycają. Jej podniebne akrobacje inspirują do spojrzenia na rzeczywistość z innej perspektywy, do złapania dystansu i czułego objęcia tego, co do tej pory być może wydawało nam się nieistotne, trudne, niepotrzebne.
Dzika do sprzedaży trafiła 3 marca. Nie wiem, jak Wy, ale ja już zbieram się do lotu!
Wokalistka, współzałożycielka kabaretu Klub Szyderców Bis, aktorka Teatru Mozaika, zwyciężczyni „Szansy na Sukces” oraz uczestniczka koncertu „Debiuty” podczas 61. Krajowego Festiwalu Piosenki Polskiej w Opolu. Absolwentka Akademii Muzycznej im. Ignacego Jana Paderewskiego w Poznaniu.
Rozmawia: Michalina Cienkowska | Zdjęcia: Jacek Kurnikowski
Jak to się stało, że zainteresowałaś się muzyką?
DOMINIKA DOBROSIELSKA: Muzyka jest w moim życiu od najmłodszych lat. Moja mama, chociaż nie jest muzykiem, bardzo często mi śpiewała. W Ciechocinku, z którego pochodzę, jest organizowanych bardzo wiele koncertów. Mama, będąc ze mną w ciąży, często mnie na nie „zabierała”. Mój tata ma sklep przy Teatrze Letnim, więc zawsze byliśmy blisko wydarzeń tam organizowanych. Zaczęłam śpiewać już jako przedszkolak, występowałam na pierwszych przeglądach. W szkole podstawowej śpiewałam w zespole i tam po raz pierwszy zetknęłam się ze śpiewem wielogłosowym. Gdy poszłam do toruńskiego liceum, zaczęłam jeździć na festiwale wokalne. Można powiedzieć, że jestem dzieckiem festiwali. Zjeździłam całą Polskę, śpiewając na kolejnych konkursach. Nigdy nie miałam takiej realnej przerwy od śpiewania. Kocham śpiewać tak bardzo, że nie wyobrażam sobie bez tego życia. Tak było zawsze.
Z jakiego powodu trafiłaś do Poznania?
Przeprowadziłam się do Poznania, aby rozpocząć studia z kulturoznawstwa. Pomimo tego, że wybrałam kierunek niezwiązany z muzyką, cały czas o niej myślałam. Przez chwilę uczęszczałam na zajęcia w Policealnym Studium im. Czesława Niemena, a później podjęłam naukę na poznańskiej Akademii Muzycznej.
Dlaczego postanowiłaś podjąć studia na Akademii Muzycznej?
Gdy zdecydowałam się zdawać na Akademię Muzyczną, do wyboru były dwa kierunki wokalne: klasyczny śpiew solowy albo wokalistyka jazzowa. Czułam, że moje miejsce jest gdzieś pośrodku. Śpiew operowy wiąże się z techniką wokalną zupełnie inną niż ta, której uczyłam się całe życie. Muzykę jazzową uwielbiam słuchać, ale już niekoniecznie wykonywać. Wtedy jeszcze nie można było studiować śpiewu musicalowego. Edukacja artystyczna wydała się bardzo ciekawą ścieżką. Jako absolwentka tego kierunku mam wykształcenie zarówno muzyczne, jak i pedagogiczne. Rozpoczynając studia nie miałam świadomości, jak bardzo rozwinę się dzięki śpiewaniu w chórze, zajęciom z harmonii, fortepianu, improwizacji.
Jak rozpoczęła się Twoja przygoda z kabaretem?
Gdy podzieliłam się na Facebooku informacją o rozpoczęciu studiów w Poznaniu, odezwał się do mnie mój znajomy, Przemek Mazurek. Poznaliśmy się na festiwalach poezji śpiewanej. Od zawsze interesowała nas piękna i niepopularna muzyka. Spotkaliśmy się w nieistniejącym już klubie Café Dylemat przy ulicy Mickiewicza 13. W tym lokalu Przemek inaugurował wtedy cykl „Wieczorów z Piosenką Nieobojętną” poświęconych poezji śpiewanej. W wyniku pracy nad kolejnymi „Wieczorami” z Przemkiem oraz poetą Bartkiem Bredą i Krzysztofem Dziubą postanowiliśmy nawiązać stałą współpracę. W czasach międzywojnia działał w Poznaniu kabaret o nazwie Klub Szyderców. Zainspirowani jego twórczością nazwaliśmy się Klub Szyderców Bis. Chcemy kultywować tradycję poznańskich kabaretów literackich.
Dlaczego zainteresowałaś się kabaretem literackim?
Ja chyba po prostu mam starą duszę. Pochodzę z Ciechocinka, więc chyba byłam trochę na to skazana, w końcu dorastałam wśród seniorów. (śmiech) W moim domu słuchało się piosenek Kabaretu Starszych Panów, poezji śpiewanej. W liceum zaczęłam odkrywać wielowymiarowość tekstów poetyckich. Pamiętam, jak byłam zakochana w Grzegorzu Turnale, siedziałam nad jego tekstami i uważnie je analizowałam, zachwycając się ich pięknem. Połączenie słów i muzyki od zawsze było mi bliskie.
W Poznaniu dałaś się poznać także najmłodszej publiczności.
To prawda. Od siedmiu lat współpracuję z Teatrem Mozaika, który tworzy wyjątkowe spektakle dla dzieci. Młody widz jest tym najbardziej surowym i szczerym. To wspaniale, w jakie role mogę się wcielać i jakie techniki aktorskie poznawać w pracy nad kolejnymi projektami.
Jak narodził się pomysł, aby wziąć udział w „Szansie na Sukces”?
O castingu do „Szansy” dowiedziałam się od mojej koleżanki Ani. Namawiała mnie, abym przyjechała do niej do Warszawy i zgłosiła się do przesłuchań. Byłam w tamtym czasie zaangażowana w wiele działań muzycznych i aktorskich. Miałam jeden wolny weekend, kiedy mogłabym się wybrać do Warszawy i to był właśnie ten castingowy. Zdecydowałam się odwiedzić koleżankę i przy okazji wybrać się na przesłuchania. Zaśpiewałam oczywiście poezję śpiewaną, żeby wiedzieli, z kim mają do czynienia. (śmiech)
Co się stało po castingu?
Dostałam telefon z informacją, że bardzo się spodobałam i zaproponowali mi udział w odcinku z kompozycjami Wojciecha Trzcińskiego. Mimo że to wspaniały kompozytor, utwory wybrane na ten odcinek zupełnie mi nie pasowały. Czułam, że wykonując je, nie zaprezentuję się z najlepszej strony. Z bólem serca odmówiłam, zaznaczając, że byłabym bardzo chętna zmierzyć się z twórczością innego wykonawcy. Gdy pogodziłam się z faktem, że nie wystąpię w programie, otrzymałam informację, że zwolniło się ostatnie miejsce w odcinku z piosenkami Sławy Przybylskiej. Wtedy uwierzyłam, że coś może z tego być. Byłam szczęśliwa, że poznam ikonę polskiej piosenki. Wylosowałam „Miłość w Portofino”. Moja mama, gdy jeszcze jeździłam na festiwale, często pomagała mi w wyborze utworów. Bardzo chciała, abym go kiedyś wykonała. Wtedy opierałam się, mówiąc, że go nie czuję, ale ten utwór znalazł mnie sam. Wygrałam odcinek „Szansy na Sukces”, śpiewając „Miłość w Portofino”, następnie wystąpiłam w finale sezonu, w którym zwycięzca otrzymywał nominację do występu w konkursie debiutów. Po zaśpiewaniu „Gdzie są kwiaty z tamtych lat” i „Piosenki o okularnikach” głosy widzów zdecydowały, że to właśnie ja pojadę do Opola.
Twoją historię można opisać prosto: od przedszkola do Opola…
Jako dziecko bardzo chciałam wystąpić w tym programie! Ale jedna z moich nauczycielek śpiewu mi to odradziła. Dla osób śpiewających polską piosenkę Krajowy Festiwal Polskiej Piosenki w Opolu jest spełnieniem marzeń. Cieszę się, że jeszcze przed trzydziestką udało mi się na nim wystąpić. (śmiech)
Czy od razu wiedziałaś, co będziesz wykonywać na opolskiej scenie?
W poprzednich edycjach tego konkursu, debiutanci prezentowali piosenki autorskie lub napisane specjalnie dla nich. Nawiązałam współpracę z Arturem Andrusem, który pracował nad tekstem dla mnie. Jednak w międzyczasie zmieniono formułę tegorocznej edycji. Z racji dwudziestej rocznicy śmierci Czesława Niemena, konkurs postanowiono oprzeć na twórczości tego wybitnego wokalisty.
Debiutanci zostali postawieni przed bardzo trudnym zadaniem.
Pamiętam, jak dostałam tę informację. Wiedziałam, że będzie to ogromne wyzwanie – mierzenie się z ikoną. Pomimo trudności cieszyłam się, że zaśpiewam poezję. Tekstem piosenki „Jednego serca” jest w końcu wiersz Adama Asnyka. To wymagający, „męski” wiersz. Udało mi się zmienić trochę formę, nie zmieniając końcówek, dzięki czemu mogłam zaśpiewać bardziej o swoich przeżyciach. Moja droga do Opola okazała się bardzo spójna. Przez kolejne wykonania szłam w zgodzie ze sobą i jestem z tego bardzo dumna.
Co się zmieniło po występie na opolskiej scenie?
Na pewno odczułam ogromne wsparcie. Nie wiedziałam, że tyle życzliwych ludzi jest u mojego boku. Ponadto odezwało się do mnie wiele ciekawych osób zainteresowanych współpracą. Występ na KFPP w Opolu otwiera bardzo wiele możliwości.
Czy w dalszym ciągu będziesz łączyć działalność w kabarecie z solowymi projektami?
Oczywiście, że tak. Kabaret mnie uszczęśliwia, uwielbiam tych ludzi i uwielbiam z nimi pracować. Mam nadzieję, że fakt, że szersza publiczność o mnie usłyszała, pomoże w rozwoju naszego kabaretu. Bardzo się cieszę, że podczas zapowiedzi mojego występu w Opolu wybrzmiała nazwa Klub Szyderców Bis. Kabaret zajmuje ważne miejsce w moim sercu i chcę w dalszym ciągu działać z chłopakami. Gdzie będzie można zobaczyć w najbliższym czasie Klub Szyderców Bis? W październiku będziemy świętować dziesięciolecie „Wieczorów z Piosenką Nieobojętną”. Z tej okazji w Teatrze Animacji odbędzie się koncert, do udziału w którym zaprosiliśmy wyjątkowych gości ze świata polskiego kabaretu. Już dzisiaj serdecznie na to wydarzenie zapraszam.