ANNA LASOTA | Śpiewanie jest dla mnie tak naturalne jak oddychanie

Anna Lasota


Od wczesnych lat dzieciństwa śpiewała, wygrywała koncerty i konkursy recytatorskie. Nie widzi siebie w innym zawodzie, scena jest dla niej wyzwaniem, jej światem. Anna Lasota tłumaczy, że w sposób bardziej zorganizowany da się pogodzić wiele ról oraz wiele zajęć, nie zapominając w tym życiowym biegu o sobie, swoich marzeniach, uczuciach i balansie pomiędzy obowiązkami zawodowymi a życiem prywatnym.

Rozmawia: Magdalena Ciesielska | Zdjęcia: M. Mozyro, M. Zakrzewski

Aniu, w październikowy wieczór wystąpiłaś w Poznaniu wraz z Orkiestrą Polskiego Radia, wykonując utwory skomponowane przez Hansa Zimmera do wielkich światowych produkcji filmowych. Masz swój ulubiony film, a zarazem utwór Zimmera?

ANNA LASOTA: Wszystkie utwory Hansa Zimmera są dla mnie wielkim wyzwaniem, zarówno artystycznym, jak i emocjonalnym, bo są to przecież wielkie hity, doskonale publiczności znane, więc zmierzyć się z takim repertuarem to spora sprawa.
Konfrontacja jest trudna, gdyż nierzadko osoby zasiadające w salach koncertowych oczekują, że otrzymają dokładnie to samo, co w oryginalnej ścieżce filmowej… Zawsze dążyłam do wychodzenia poza zastane schematy i tak też jest w tym wypadku. Pragnę pokazać swoją wizję muzyczną i dlatego tworzę własną interpretację zgodną z moimi odczuciami, z moimi emocjami, przefiltrowaną przez mój głos. Nigdy nie zapominam o klimacie utworu, ale jest to „mój klimat” (śmiech). Inaczej przecież zaśpiewam „Incepcję”, „Diunę”, a jeszcze inaczej „Gladiatora”. Stylistycznie są to kompletnie inne utwory, inne aranżacje i improwizacje. Muzyka to naprawdę wielkie źródło fenomenalnych możliwości wykonawczych, a Koncerty Muzyki Filmowej stawiają przede mną wyzwania stricte stylistyczne i co najważniejsze przynoszą mi wielką przyjemność i spełnienie.

O interpretacji utworu można by długo rozmawiać…

Oczywiście! Co warte podkreślenia – podczas projektów muzycznych w ramach Koncertów Muzyki Filmowej przedstawiamy oryginalną partyturę zapisaną na oryginalny skład orkiestrowy, który jest wykorzystany do konkretnej ścieżki muzycznej, z konkretnego filmu. Tu nie ma przekłamań, naszych zmian – tu rządzi oryginał. W filmach często tego nie słyszymy. Nie proponujemy przeróbek, tylko wyciągamy na pierwszy plan muzykę, do której w tle, na telebimach, widzimy fragmenty filmów lub zdjęć. O interpretacji mojej mówię bardziej w charakterze emocjonalnym. Szukam siebie w danych utworach i swoich myśli, które krążą wokół pewnego zagadnienia. I wówczas wykorzystuję swoje różne możliwości głosowe w prezentowanych fragmentach.

Poza trudnymi utworami Hansa Zimmera, z którymi się mierzysz na scenie, masz też w swoim repertuarze piosenki znane dzieciom, ale i dorosłej widowni, to ścieżki muzyczne z bajek Disneya. Czy tu również możesz mówić o konfrontacji Twoich muzycznych wyborów z oczekiwaniami publiczności?

Jak najbardziej. Scena jest według mnie na tyle szeroka, że pomieści różne głosy i różne interpretacje. Śpiewając „mam tę moc”, myślę o swojej mocy, (śmiech) nie kogoś innego, kto przede mną wykonywał ten utwór. Nigdy nie było moim celem upodabniać się do innych wokalistek, tylko mieć swoją indywidualną rozpoznawalność artystyczną. Wielkim wyzwaniem dla mnie jest łączenie obu, wspomnianych przez Ciebie, koncertów, zarówno Disneyowskiego, jak i tego H. Zimmera. W jeden dzień np. dajemy trzy koncerty, dzień wcześniej – dwa. Do tego dochodzą próby, więc ważne jest również, aby wytrwać kondycyjnie, aby podczas każdego wejścia na scenę dawać z siebie jak najwięcej. Zmęczenie zawsze trzeba zostawić za kulisami (śmiech) i na każdy występ mieć nową energię i świeżość w głosie. Wyzwaniem jest także wytrzymanie w koncentracji, cały dzień na szpilkach. (śmiech) Zawsze z tyłu głowy mam takie przeświadczenie, że jest jeszcze coś do zaśpiewania i nie mogę opaść z sił. A to są zwyczajne ludzkie stany, czyli: wysokie emocje, adrenalina, moc wrażeń, a następnie wielkie zmęczenie, kiedy to wszystko z człowieka schodzi… Mój organizm bardzo odczuwa momenty ekscytacji i pewnego napięcia, bycia w gotowości.

Zahaczyłaś o ważny wątek – odpoczynek. Jak odreagowujesz stres, zmęczenie, kumulację obowiązków?

W tym roku miałam pierwszy raz od niepamiętnych czasów naprawdę długie wakacje. Postawiłam na siebie, swoje zdrowie i swój czas, aby w tym nadmiarze spraw i obowiązków odnaleźć komfort oraz nie zagubić swoich wartości. Mogłam się w zupełności zregenerować, naprawdę odpoczęłam i nadal chyba jestem na tej wakacyjnej adrenalinie, (śmiech) która daje mi siłę i niezawodną dotąd energię. W ogóle mam takie przeświadczenie, że po czasach pandemii, wysokiej zachorowalności w pierwszych jej etapach, jesteśmy wszyscy na jakimś turbo doładowaniu. Czas pędzi.
Ustalam harmonogram dni, bo funkcjonuję w jednej pracy, w drugiej i trzeciej. Mam wyjazdy, próby, koncerty. Wiele interesujących projektów artystycznych, z których nie chcę zrezygnować, a które są bardzo czasochłonne. Nawet, abyśmy my się spotkały, musiałam szukać w grafiku przysłowiowej luki. (śmiech) Jak mam naprawdę ciężki dzień kondycyjnie, to gdy wracam do domu, po prostu leżę, w ciszy, bez zbędnych bodźców. To jest mi wtedy bardzo potrzebne, aby wyciszyć umysł i odpocząć. Złapałam się również na tym, że nie potrzebuję muzyki podczas jazdy samochodem, jeżdżę w ciszy, wystarczy mi wówczas szum jadącego auta. Naprawdę jesteśmy przebodźcowani, funkcjonujemy w wielkiej kakofonii dźwięków. Cisza jest moim przyjacielem. Taki chill Zen w erze hałasu jest chyba lekarstwem dla nas wszystkich.
A z drugiej strony pragnę dbać o moje życie osobiste, które jest dla mnie swego rodzaju równowagą do życia artystycznego, naprawdę bardzo trudnego, postrzeganego przez pryzmat sukcesów, pięknych strojów, sukienek, wyglądu, spotkań towarzyskich itp. A tak naprawdę to są kilometry spędzone w samochodzie, w trasie, w samolocie, dodatkowo uczenie się na pamięć. I zmęczenie… Staram się dbać o mój balans życia, choć nie jest to łatwe. Do końca roku mam mnóstwo rzeczy, w których biorę udział, w które się zaangażowałam. Naprawdę będzie to dla mnie bardzo pracowity czas.

Anna Lasota

Wspomniałaś o kreacjach, pięknych sukienkach, w których występujesz podczas koncertów. Czy Ty masz swoją krawcową, czy sama wyszukujesz tych modowych perełek?

W ogóle do tego nie przywiązuję uwagi, choć może i powinnam. (śmiech) Kreacje, w których występuję, to są zazwyczaj przypadki. Np. zieloną szmaragdową, w której śpiewałam podczas Koncertu Muzyki Filmowej Junior, czyli w Disneyowskiej odsłonie, otrzymałam od znajomej z teatru, tzn. aż tyle materiału, że starczyło na uszycie sukienki. A czarną ze złotymi ornamentami, w której wystąpiłam na Hansie Zimmerze, również dostałam trochę w spadku, (śmiech) z innej produkcji i poprawiłam, aby pasowała do mojej figury. Ja naprawdę nie jest fanką kreowania swego wizerunku scenicznego poprzez kreacje, choć wiem, że dla oka, dla widza jest to również ważna część występu. Najlepiej, gdyby sukienki się nie gniotły, bo tak muszę jeździć z parownicą. (śmiech) Funkcjonalność i praktyczność ubioru jest dla mnie niezwykle istotna.

Stresujesz się, wchodząc na scenę? Czy po tylu latach pracy zawodowej i doświadczeń to dla Ciebie przysłowiowa pestka?

Jakbym nie odczuwała nerwów, niepokoju – byłby to zły znak. Emocje, ekscytacje są tak wielkie, a scena jest zawsze sprawdzianem naszych możliwości, to ona weryfikuje nasze niedociągnięcia, ludzkie potknięcia. Oczywiście, zawsze mam strach połączony z ekscytacją, a jednocześnie zawsze pragnę dać z siebie 100 procent.

Co w ogóle u Ciebie dzieje się w życiu zawodowym? Podróżujesz, koncertujesz, wszędzie jest Ciebie pełno.

Na koniec wakacji wystąpiłam z chłopakami z Tre Voci i myślę, że taki skład koncertowy powtórzymy jeszcze niejednokrotnie, bo bardzo dobrze nam się współpracuje. Dla nich taka formuła z moim udziałem jest ożywcza, a dla mnie to nowe doświadczenie wokalne. Bardzo miłe muzyczne spotkania.
Aktualnie podróżuję do Warszawy, przygotowując próby do „Dzikich Łabędzi”, nowego projektu, w którym uczestniczę, w Mazowieckim Teatrze Muzycznym im. Jana Kiepury. Prowadzę zajęcia na Akademii Muzycznej w Poznaniu, nierzadko od godz. 9 do 18. Przede mną wyjazdy na Litwę: „Osiecka po męsku” i Koncert Niepodległościowy. 6 grudnia gramy koncert filmowy w Hali COS Torwar w Warszawie, poświęcony twórczości Jamesa Hornera – autora ścieżek dźwiękowych do ponad stu hollywoodzkich filmów, w tym do najbardziej dochodowych produkcji w całej historii kina jak „Avatar” i „Titanic”. Z Filharmonią Toruńską 13.12. zagram koncert poświęcony Grzegorzowi Ciechowskiemu, aranżacje muzyczne Krzysztofa Herdzina. Z Orkiestrą Młodzi Polscy pod batutą Huberta Kowalskiego, z którymi nagrałam już kilka piosenek Czesława Niemena w wersji symfonicznej zagramy 12.11. w warszawskim Palladium. Czesław Niemen w kobiecej odsłonie to temat otwartego przeze mnie doktoratu na poznańskiej Akademii Muzycznej.
Mam jeszcze pomysły na przyszłość, żeby stworzyć własną ofertę koncertową – coś co będzie ciekawą propozycją na rynku muzycznym, a jednocześnie przyniesie mi wielką radość i satysfakcję artystyczną.
Układam klocki niczym życiowe puzzle, aby ze wszystkim zdążyć: próby, spektakle, nowe produkcje, wykłady, uczelnia muzyczna, kilometry w trasie itp. Nauczyłam się być bardziej zorganizowaną.

Powiedziałaś o tylu wspaniałych projektach muzycznych, w których bierzesz udział. Wciąż jesteś związana z Teatrem Muzycznym w Poznaniu. W jakiej odsłonie aktorskiej można Cię oglądać i podziwiać na scenie przy ul. Niezłomnych?

Obecnie trwają próby do „Pippina” w Teatrze Muzycznym w Poznaniu, w których uczestniczę, aby z nową energią zaprezentować odsłonę tego spektaklu przed publicznością. W listopadzie występuję w „Virtuoso”, gram Helenę Górską-Paderewską, spektakle z moim udziałem są 9.11. i 10.11. Co roku ta koprodukcja polsko-amerykańska ma wielki odzew, bilety są wyprzedane z wyprzedzeniem, publiczność nigdy nie zawodzi.
Następnie faworyt dzieci, ale i nie tylko, czyli „Piękna i Bestia” w reż. J.J.Połońskiego. – tu występuję w roli Pani Imbryczek, którą uwielbiam. (śmiech) To piękny spektakl, również dla widzów dorosłych, z uniwersalnym, ponadczasowym przesłaniem o miłości, poświęceniu i cierpliwości.
Z całym zespołem przygotowuję się do premiery musicalu „Avenue Q”, który na scenie Teatru Muzycznego startuje w lutym 2025, a my już ćwiczymy. Ta forma musicalu dla dorosłych, granego przez lalkę stanowi dla nas swoistą nowość. Mam tu charyzmatyczną rolę i jestem osobiście bardzo ciekawa, jak ta animacja zostanie przyjęta.

Wspomniałaś, że dołączyłaś do kadry pedagogów Akademii Muzycznej w Poznaniu. Jakiego przedmiotu uczysz studentów i czy odnajdujesz się w roli wykładowcy?

Od października br. rozpoczęłam moją przygodę z uczelnią muzyczną. To kompletnie nowe wyzwanie, co mnie nakręca i mobilizuje do działania. Uczę śpiewu musicalowego i mam bardzo wielu chętnych studentów, głównie studentki. Podjęłam tę pracę, aby też sobie pokazać, w pewnym stopniu udowodnić, że ten zawód można uprawiać na wiele sposobów. Propozycje pedagogiczne miałam już dużo wcześniej, ale się od nich odżegnywałam, nie wiedząc czy podołam czasowo z nowymi obowiązkami. Ponadto to jest odpowiedzialność za młodych ludzi, za ich rozwój, talenty – stwierdziłam więc, że mogę tu być przydatna, bo praktykuję, bo schodzę prosto ze sceny, więc mogę uczniom przekazać moje doświadczenia, nie tylko samą teorię. Teraz naprawdę się cieszę, że tak mnie los pokierował, czerpię z tych zajęć dużo przyjemności i nowej energii. Odczytuję tę pracę na plus.

Jesienny czas, w który wkroczyliśmy, przynosi wiele nostalgicznych i sentymentalnych chwil. Wiem, że Ty masz w zanadrzu coś wyjątkowego dla widzów, przygotowanego w Teatrze Animacji. Opowiedz, proszę, o tym przedsięwzięciu.

Właśnie trochę na opak jesiennej nostalgii, serdecznie zapraszam na spektakl z moim udziałem „Jutro będzie futro”, w reżyserii Elżbiety Węgrzyn. W Teatrze Animacji zagramy go już 17 listopada. „Jutro będzie futro” to koncert snujący muzyczną opowieść o miłości widzianej oczami kobiety. W nowych aranżacjach muzycznych Macieja Muraszki usłyszymy m.in. „Wyczaruję Ci bajkę” z repertuaru Elżbiety Adamiak, „Hello Dolly”, „Padam Padam” z repertuaru Edith Piaf, „Serduszko puka w rytmie cza-cza”, „All That Jazz”, „Dziwny jest ten świat” czy tytułową „Jutro będzie futro” z repertuaru Igi Cembrzyńskiej. Wraz ze mną na scenie występuje charyzmatyczna Elżbieta Węgrzyn.
Jest to program wyjątkowy, którego do tej pory w Poznaniu nie było, po raz pierwszy zagraliśmy ten spektakl dwa lata temu na jubileusz Estrady Poznańskiej. I od tej pory każdy wznowiony występ przynosi pozytywny odbiór, wielki aplauz publiczności. I naprawdę widzowie wracają, aby kolejny raz z nami pobyć, nas posłuchać, obejrzeć, pośmiać się i uronić niejedną łzę.
Elę, która jest pomysłodawczynią i reżyserką „Jutro będzie futro”, poznałam właśnie w Teatrze Animacji, gdzie zaśpiewałam gościnnie w „Miłość nie boli, kolano boli”. Bardzo się polubiłyśmy i wzajemnie zachwyciłyśmy artystycznie. Bardzo ją podziwiam za ten rodzaj energii, profesjonalizmu i za tę drogę, którą ona wybrała tzn. podejścia do sceny i jaką artystką można być przez całe życie. Bycie z nią na scenie to naprawdę wartościowy czas i ogrom doświadczenia.
Scenariusze i programy do „Jutro będzie futro” były wielokrotnie zmieniane, aż w końcu stworzyłyśmy wspólnie nasz świat, który podzieliłyśmy na kilka części. Każda z nas wybrała utwór, który do niej pasuje. W tym spektaklu są i wielkie hity sceny muzycznej, jest i kabaret, musical, piosenka zadumy. Mamy też wspólny z Elą duet, pokazując, że ten świat teatralny mieści w sobie wiele często skrajnych możliwości, ale że możemy być w tym razem. Najbardziej fascynujący jest fakt, że widzowie każdorazowo wychodzą z pieśnią na ustach, (śmiech) na czym nam zależało. Oprócz nas na scenie jest świetny band Macieja Muraszki, który przygotował muzykę do wszystkich utworów, ponadto prowadzący spektakl – Krzysztof Dutkiewicz, który jest konferansjerem z dobrych czasów, mamy też Bartosza Dopytalskiego jako tancerza łączącego różne elementy przedstawienia. Warto też wspomnieć, że grupa Mixer zrobiła nam scenografię i kostiumy, dlatego to jest takie ładne i wizualnie spójne. Przy okazji tej produkcji spotkały się różne poznańskie środowiska, z Teatru Tańca, Teatru Animacji i Teatru Muzycznego, muzycy związani z Akademią Muzyczną w Poznaniu, plus grupa Mixer, co daje niezwykłą mieszankę, może nawet wybuchową. Zależy mi na tym, aby w poznański świat, a może i dalej poszedł ten koncert. Ze stanu euforii, śmiechu, przechodzimy tu płynnie w świat zadumy, zatrzymania się w życiowym pędzie, żeby potem na końcu rozładować sytuację i powiedzieć „jutro będzie futro”. Pragnęliśmy pokazać dystans do siebie, do świata artystycznego.

Anna Lasota

Rozpoczęłam tematem muzyki filmowej i tym zagadnieniem również zakończę… Choć to obecnie dość odległy termin, maj 2025, ale jest już zapowiedź nowych projektów z serii Koncerty Muzyki Filmowej. Będziesz brała w nich udział?

Moją współpracę z Koncertami Muzyki Filmowej rozpoczęłam ponad dekadę temu, gdy Sala Kongresowa nie była jeszcze w remoncie. Jeden z pierwszych koncertów, jaki pamiętam, był poświęcony Johnowi Williamsowi, zabrzmiała więc obowiązkowo ścieżka z nieśmiertelnych „Gwiezdnych wojen”. Współpraca z Agencją Trinity Media Entertainment, organizatorem koncertów filmowych, przeszła już w fazę przyjaźni i dobrych przyjacielskich relacji, co bardzo sobie cenię. Mam nadzieję, że spotkamy się na majowych Koncertach Muzyki Filmowej w Poznaniu. Szczegóły na stronie https://koncertfilmowy.pl/. Zatem do zobaczenia i usłyszenia.

Magda Ciesielska

Magdalena Ciesielska

redaktor prowadząca
REKLAMA
REKLAMA

Może cię zainteresować:

Anna Lasota
REKLAMA
REKLAMA

KAROLINA KAŹMIERCZAK | Muzyka wzbudza we mnie nieodpartą ciekawość

Artykuł przeczytasz w: 13 min.


Łagodzi obyczaje, łączy pokolenia, pomaga w trudnych kryzysowych sytuacjach, jest na pogodę i niepogodę ducha. Muzyka – to o niej dyskutuję z muzykolożką Karoliną Kaźmierczak, która 19 sierpnia br., objęła stanowisko zastępcy dyrektora Filharmonii Poznańskiej.

Rozmawia: Magdalena Ciesielska | Zdjęcia: Leszek Zadoń | Fresh Frame & Remigiusz Stopa I Lightmoon

Karolino, jak to się stało, że Twoja droga zawodowa przywiodła Cię do Filharmonii Poznańskiej, gdzie objęłaś stanowisko zastępcy dyrektora Wojciecha Nentwiga?

KAROLINA KAŹMIERCZAK: To bardzo dobre pytanie! (śmiech). Sama się nad tym zastanawiam… Ale tak na poważnie, z jednej strony uważam, że to świadoma decyzja, z drugiej jednak – mam przeczucie, że czasami los kieruje naszymi poczynaniami. Rozmawiamy w Centrum Kultury Zamek, gdzie mają teraz siedzibę biura Filharmonii Poznańskiej, a to właśnie tu, w Zamku, zaczęła się moja przygoda z muzyką jako 4-letniej dziewczynki z całkowicie niemuzycznej rodziny. Na początku bardzo chciałam grać na skrzypcach. Później jednak, kiedy podczas egzaminów wstępnych uczestniczyłam w testach sprawdzających zdatność do gry na instrumentach muzycznych, okazało się, że anatomicznie moja ręka bardziej nadaje się do fortepianu niż do skrzypiec. Oba te instrumenty są głównym spoiwem łączącym mnie z muzyką w mojej drodze zawodowej splecionej z Towarzystwem Muzycznym im. Henryka Wieniawskiego, a od niedawna również z Filharmonią Poznańską.

Z muzyką jesteś bardzo mocno związana, jesteś dyrektorem Towarzystwa Muzycznego im. Henryka Wieniawskiego, ponadto dyrektorką Międzynarodowych Konkursów im. Henryka Wieniawskiego, również producentką wielu wydarzeń kulturalnych i projektów audiowizualnych. Co Ciebie najbardziej w muzyce pociąga, że ona wypełnia tak wielką część Twego życia?

Mam duży sentyment, a nawet nie wstydzę się tych słów – kocham muzykę. Zawsze sprawia mi ona ogromną radość, przyjemność, ale też budzi nieustanną ciekawość – tak jest obecnie i tak było w okresie dzieciństwa i wczesnej edukacji. To nie jest tylko sama sfera przyjemności w odbiorze muzyki, lecz prawdziwe zainteresowanie muzyką.
Ukończyłam szkołę muzyczną przy ul. Solnej w Poznaniu, najpierw imienia Henryka Wieniawskiego, a następnie Mieczysława Karłowicza. Tę drogę zawsze będę wspominać bardzo dobrze. Potem z uwagi na kontuzję ręki nie mogłam kontynuować drogi muzycznej jako pianistka. Choć myślę, że nie skończyło się to dla mnie źle – właśnie ze względu na miłość do przedmiotu, gdy przyszło do wyboru studiów, studiowałam i prawo na Uniwersytecie im. Adama Mickiewicza, i muzykologię. Ostatecznie to miłość do muzyki przeważyła nad studiami z zakresu prawa. Już podczas studiów udzielałam się w przeróżnych projektach muzycznych, uczestniczyłam w przygotowaniu wielu festiwali i nagrań muzycznych, to mnie po prostu pociągało… i nadal tak jest. U mnie jest dokładnie jak w powszechnie krążącym powiedzeniu – „jeśli się kocha, to, co się robi, to nie przepracowało się jednego dnia”. (śmiech) Moja praca jest kompletnie nienormowana, nawet jak wychodzę z biura, czy z sal koncertowych, moje myśli krążą wokół obecnych przedsięwzięć, a nierzadko już wybiegam w przyszłość, co należy zaaranżować, z kim się skontaktować. Ja to po prostu kocham! Łączę pracę tu, w Filharmonii Poznańskiej, z pracą w Towarzystwie Wieniawskiego. Istnieje wiele wspólnych mianowników, zawsze przecież obie instytucje ściśle ze sobą współpracowały, chociażby przy Międzynarodowych Konkursach im. Henryka Wieniawskiego. Mam nadzieję, że ta współpraca będzie jeszcze lepsza i będę mogła działać skuteczniej.

Kto Ciebie inspiruje muzycznie?

Nie mam jednej, konkretnej osoby, jednego artysty. Muzyka jako przedmiot moich badań, ale też jako żywy przedmiot zainteresowania stale karmi mnie nowościami. Wzbudza we mnie nieodpartą ciekawość do poznawania, pogłębiania tematów. W mojej pracy uważam za fascynujące to, że nieustannie sama się rozwijam, odkrywając przy okazji artystyczne talenty. Rozmowy z muzykami, producentami muzycznymi, wszystkimi osobami na różnych szczeblach, które są zaangażowane w szeroko rozumianą kulturę, inspirują mnie i ciągle motywują do poszukiwań i samorozwoju, aby móc coraz lepiej wykonywać swoją „partię” w tej wyjątkowej orkiestrze ludzi, którzy tworzą wydarzenia muzyczne.

Można powiedzieć, że jesteś uzależniona od muzyki?

Z pewnością jestem muzykoholikiem. (śmiech) Osoby z zewnątrz, które obserwują mój styl życia, posądzają mnie o pracoholizm, ale ja w takich kategoriach nie rozpatruję muzyki. Naprawdę, nie praca determinuje moje życie, ale muzyka nadaje tempo i kierunek moim działaniom, a przede wszystkim wypełnia moje życie sensem.

Największy sukces organizatora wydarzeń muzycznych to…

Oczywiście, gdy są pełne sale koncertowe, wyprzedane bilety z wyprzedzeniem na następne koncerty i festiwale. To niezmiernie cieszy! W Poznaniu melomanii nas nigdy nie zawiedli, tzw. „karnetowicze” wracają po wakacjach, nierzadko ze zdwojoną siłą. (śmiech) Są głodni koncertów, spragnieni muzyki, ale i spotkań z artystami.

Czy kiedykolwiek myślałaś, aby stanąć na estradzie, a nie tylko aranżować występy?

W czasach szkolnych występowałam przed publicznością i nawet to lubiłam, jednak teraz, gdy rozpatruję pewne decyzje i życiowe wybory z perspektywy lat i doświadczeń, to wiem, że znacznie lepiej czuję się za kulisami wielu przedsięwzięć muzycznych niż w światłach reflektorów. Cieszę się, że mogę współtworzyć konkretne wydarzenie, a wcale nie muszę być na estradzie. Lubię to, co robię – obserwuję jak krok po kroku rozrasta się konkretny muzyczny projekt, co dzieje się na scenie, jak reaguje publiczność. Lubię doglądać, czy wszystko przebiega wedle wcześniejszych ustaleń, czy te puzzle do siebie pasują. (śmiech) Czuję, że to, co robię podyktowane jest przez moje serce. I z wielkiej pasji do muzyki jestem po prostu producentem muzycznym.

20240521 fot. Remigiusz Stopa Lightmoon 1

Zawsze miałaś cechy dobrego koordynatora i organizatora?

O to trzeba by zapytać mój zespół. Faktycznie, od dziecka zawsze lubiłam układać klocki, puzzle, wszelkie łamigłówki i to przełożyłam na sferę życia zawodowego. Analityczne myślenie, przewidywanie zdarzeń, a przede wszystkim umiejętność błyskawicznej reakcji, jeśli coś się nie powiedzie. Dlatego jestem zwolenniczką układania planu A, B i C na wszelki wypadek. Trzeba być przygotowanym na różne scenariusze, choć ostatecznie i tak życie za nas pisze ten finalny… Staram się być gotowa na różne newralgiczne sytuacje.

1 października obchodzimy Międzynarodowy Dzień Muzyki. Co obecnie dzieje się w Filharmonii Poznańskiej? Jak przedstawia się oferta kulturalna w tym sezonie jesiennym?

Faktycznie październik jest wyjątkowym miesiącem, inaugurującym wiele wartościowych i pięknych wydarzeń. W kulturze nie myśli się od stycznia do grudnia, lecz od października do końca września. Przed nami nowe otwarcie, ale też kontynuacja wcześniejszych zamierzeń i planów muzycznych. Na wiele wydarzeń nie ma już biletów, ponieważ zainteresowanie tymi koncertami było ogromne. Karnety są już wyprzedane, a biletów pozostało niewiele do rozdysponowania. Zachęcam, aby pospieszyć się z zakupem biletów na jesienne nostalgiczne, refleksyjne i często bardzo wzruszające koncerty, aby spędzić z nami piątkowe czy sobotnie wieczory muzyczne.
Na pewno wszyscy melomanii czekają na naszą inaugurację sezonu – będzie to 11 października. Rozpoczynamy jesienną przygodę koncertem naszej artystki-rezydentki Viviane Hagner, niemieckiej skrzypaczki, która należy do najznakomitszych muzyków swojego pokolenia. Viviane Hagner wraz z Orkiestrą Filharmonii Poznańskiej, pod batutą Łukasza Borowicza, zainauguruje 78. sezon artystyczny, koncertem zatytułowanym „Vivat Polonia”. Będziemy mieli okazję usłyszeć zarówno utwory Ludwiga van Beethovena, Aleksandra Tansmana, jak i Emila Młynarskiego. Czeka nas więc niezapomniany wieczór!
Zapraszam na wszystkie organizowane koncerty, także, a może w szczególności, koncerty kameralne z udziałem solistów naszej orkiestry. Ponadto bogata oferta jest przygotowana dla najmłodszych, czyli koncerty organizowane przez Pro Sinfonikę, rozwijające miłość do muzyki wśród dzieci i młodzieży oraz zachęcające całe rodziny, aby korzystać z oferty muzycznej pokoleniowo.

Co przyniesie koniec 2024 roku w ofercie muzycznej Filharmonii Poznańskiej?

Zapraszamy już teraz na grudniowy koncert z udziałem wybitnego barytona, Samuela Hasselhorna, który po zdobyciu pierwszej nagrody w Konkursie Królowej Elżbiety w 2018 roku, szybko zyskał międzynarodową sławę. Uznany jest za wszechstronnego artystę, który równie dobrze wykonuje partie operowe, oratoryjne, jak i pieśni. Ten grudniowy występ to będzie kontynuacja naszej współpracy, która rozpoczęła się podczas nagrania tak świetnie przyjętej płyty Urlicht – Songs of Death and Resurrection. W czerwcu br., nakładem wytwórni Harmonia Mundi, ukazała się pierwsza płyta orkiestrowa Samuela Hasselhorna, z pieśniami i ariami wybitnych artystów-muzyków, nagrana z Filharmonikami Poznańskimi, pod batutą Łukasza Borowicza. Na płycie tej usłyszeć można także głosy chłopięce Chóru Chłopięcego i Męskiego Filharmonii Poznańskiej Poznańskie Słowiki. Płyta wydana niedawno zbiera w świecie wiele wspaniałych recenzji i wyróżnień.
W grudniu wystąpi również w Poznaniu Agata Szymczewska, polska skrzypaczka, kameralistka, która jest równocześnie pedagogiem, doktorem habilitowanym sztuki oraz profesorem na Uniwersytecie Muzycznym Fryderyka Chopina w Warszawie. Ponadto jest zwyciężczynią XIII Międzynarodowego Konkursu Skrzypcowego im. Henryka Wieniawskiego w Poznaniu w 2006 roku, laureatką Paszportu Polityki, czterech Fryderyków oraz nagrody London Music Masters. Filharmonia Poznańska, a także Towarzystwo Muzyczne im. Henryka Wieniawskiego od lat ściśle współpracują z Agatą Szymczewską. W Poznaniu środowisko muzyczne bardzo dobrze się zna, ta synergia jest niezwykle ważna, pozytywna i motywująca do dalszych wspólnych działań.

Co aktualnie dzieje się w Towarzystwie Wieniawskiego?

Obecnie trwają intensywne prace nad konkursami: skrzypcowym i lutniczym, ale także nie zwalniamy tempa, jeśli chodzi o koncerty. Planujemy już nasz festiwal, zapraszamy na wiosenne projekty muzyczne. Jeszcze zdradzić nie mogę szczegółów, ale obiecuję, że będzie tylko lepiej. (śmiech)

Współtworzysz Międzynarodowe Konkursy im. Henryka Wieniawskiego. Czy masz już podczas pierwszych wystąpień swoich faworytów?

Mam oczywiście takie momenty, że już od pierwszego taktu chcę dalej słuchać danego artysty. Nieraz już od pierwszych dźwięków potrafi mnie poruszyć wrażliwość występującego muzyka. I nie chodzi tu kompletnie o zwycięstwo w konkursie – nie rozpatruję tu talentu i faworyta – mam jedynie przeświadczenie, że chcę dalej śledzić jego drogę zawodową, jego rozwój muzyczny.

20221022 fot. Leszek Zadon Fresh Frame bw2

Jakie są te międzynarodowe konkursy?

Te najbardziej prestiżowe są bardzo szczególne, ponieważ na tak wysokim poziomie nie ma już tak naprawdę słabych uczestników. Selekcja jest tak duża, więc ogromnym sukcesem jest już samo zakwalifikowanie się. W wielu momentach konkursowych wybory jury uzależnione są od dyspozycji uczestnika w danym dniu, gustu, estetyki. Dlatego zachęcam młodych ludzi do udziału w tego typu konkursach muzycznych, tak żeby wykorzystali je jako narzędzie we własnym rozwoju, bo to nie jest nigdy początek ani koniec jakiejś drogi. To jest – według mnie – pewien etap, a to, jak się zaprezentują na danym konkursie, może otworzyć im kolejne drzwi do kariery. Konkursy o zasięgu międzynarodowym są olbrzymią machiną promocyjną i uczestnictwo w takim właśnie wydarzeniu pozwala uczestnikom kształtować siebie dalej. Wcale nie chodzi o wygraną, tylko o pokazanie swoich umiejętności, swojego talentu, wielkiej pasji muzycznej. Największym zwycięzcą konkursu nie musi być ten, który wygrywa nominalnie I nagrodę, tak naprawdę to ten, który wygra zainteresowanie jury i publiczności. Spójrzmy na tych, którzy nie byli pierwsi podczas Konkursów Wieniawskiego czy Konkursów Chopinowskich, ale dali się poznać jako wybitne osobowości, za którymi podąża publiczność. I to jest właśnie ta niesamowita nagroda i wielka wygrana. Nie warto zajmować się miejscami, bo to nie wyścigi. Muzyka nie jest wyścigiem, to nie jest sprint, to jest maraton. Trzeba do tego dojrzeć.

Do Poznania przyjeżdża wielu artystów z różnych stron świata. Jak oni odbierają stolicę Wielkopolski? Co miasto mogłoby jeszcze zrobić, aby przyciągać większe rzesze melomanów?

Poznań jest przesiąknięty kulturą. Na obcokrajowcach zawsze robi wrażenie, tym większe, gdy jest to ich pierwszy kontakt z Polską i polską kulturą. Poznań odbierany jest jako miejsce piękne, z jego historią i zabytkami, ale także jako bardzo przyjazne i otwarte. Artyści scen międzynarodowych bardzo chętnie wracają do stolicy Wielkopolski, aby zaprezentować swoje osiągnięcia i dać kolejne koncerty. Publiczność jest niezwykle zaangażowana, energicznie reaguje podczas koncertów. Taki aplauz jest niesamowitym przeżyciem, bo odbiór jest bardzo szczery. A przecież o tę szczerość i prawdę, o prawdziwe emocje chodzi w sztuce, malarstwie czy właśnie w muzyce. I to jest ogromny plus!
Otrzymuję miłe maile z tzw. przypominajkami od muzyków ze świata, że chętnie chcieliby odwiedzić Poznań ponownie i powtórzyć występ przed tutejszą publicznością. Muzyka jest dobrym impulsem do tworzenia relacji międzyludzkich, do wspólnego przeżywania, a rola publiczności w tym wszystkim jest niebagatelna, po prostu nieoceniona. Melomanii zatem powinni czuć się współtwórcami koncertu.
Natomiast jeśli chodzi o to, co należy zrobić – to na pewno Poznań i odbiorcy potrzebują większej sali koncertowej i to z odpowiednią infrastrukturą i z należytym zapleczem. I to jest kwestia priorytetowa. Cieszymy się, że możemy korzystać z gościnności Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza i koncertować w Auli UAM, ale własna sala pozwoli ujawnić pełen potencjał Poznańskich Filharmoników. Poprawa warunków pracy dla muzyków i solistów pomoże osiągać jeszcze lepsze efekty i cieszyć melomanów kolejnymi koncertami. Planowane przez miasto Centrum Muzyki, z nowoczesną salą koncertową, zapewne uwolni muzyczny potencjał i pozwoli realizować się wszystkim osobom pracującym w środowisku muzycznym. Nie chodzi mi tylko o muzyków, wykonawców, ale tak naprawdę też o tych ludzi za kulisami wydarzeń, bo każdy z nich potrzebuje odpowiedniej infrastruktury, aby pracować i na światowym poziomie tworzyć muzyczne projekty. Każdy pragnie wykonywać swoją pracę najlepiej jak może i wierzę, że taka większa i bardziej nowoczesna przestrzeń nam to zagwarantuje. Wtedy suma wszystkich składników takiego wydarzenia da według mnie wspaniały rezultat. Widzę, że wszystkie powzięte obecnie działania prowadzą do tego, aby muzyka w Poznaniu miała swój dom i odpowiednią przestrzeń na miarę naszych czasów.

Magda Ciesielska

Magdalena Ciesielska

redaktor prowadząca
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA