„Apetyt na czereśnie” – ROMANS Z ŻYCIA SFER NORMALNYCH w Teatrze Muzycznym w Poznaniu i na scenach w powiecie

Apetyt na czereśnie

zdjęcie: Dawid Stube

Po dwóch broadwayowskich hitach – „Pięknej i Bestii” i „Deszczowej piosence” – Teatr Muzyczny w Poznaniu stawia na twórczość Agnieszki Osieckiej. W piątek 5 kwietnia premierę będzie miał kameralny spektakl muzyczny „Apetyt na czereśnie” w reżyserii Grzegorza Chrapkiewicza.

Sięgamy po twórczość Osieckiej, która przeżywa kolejny renesans. I nic dziwnego, jej niezwykle kobiece spojrzenie na świat i geniusz uchwycenia w dialogach złożonych relacji damsko-męskich sprawia, że w „Apetycie na czereśnie” każdy może znaleźć jakąś cząstkę własnej historii – mówi dyrektor Przemysław Kieliszewski. – Ta premiera ma dla nas wymiar metropolitalny, wychodząc naprzeciw widzom, zaraz po tym, jak zagramy go na naszej scenie, pokażemy go w miejscowościach powiatu poznańskiego, m.in. w Komornikach, Koziegłowach, Buku i Rokietnicy. 

Na scenie wystąpią znakomici artyści Teatru Muzycznego w Poznaniu. W roli Kobiety zobaczymy Katarzynę Tapek, znaną poznańskim widzom między innymi z ról w spektaklach „Pippin” (Katarzyna), „Virtuoso” (Helene Bibesco) czy „Kombinat” (Lala). W roli Mężczyzny wystąpi Radosław Elis, który w ostatnim czasie grał m.in. Władysława Górskiego i Józefa Piłsudskiego w „Virtuoso”, Roscoe Dextera w „Deszczowej piosence” czy Adama w dramacie muzycznym „Irena”.

To jest przede wszystkim historia o miłości. Nasi bohaterowie, w momencie w którym się spotykają, po raz pierwszy rozmawiają ze sobą naprawdę szczerze – mówi Radosław Elis.– Osiecka pisała bardzo prosto, a jednak jak się weźmie każdy jej tekst, to jest on wyższą formą, taki miała dar.

Myślę, że ogromną wartością tego tekstu jest to, że każdy, kto jest lub był w związku, znajdzie jakiś element, który dotyczy też jego relacji z drugim człowiekiem – dodaje Katarzyna Tapek.

Spektakl wyreżyserował Grzegorz Chrapkiewicz, który na scenie Teatru Muzycznego w Poznaniu zrealizował także takie tytuły jak „Księżniczka Czardasza”, „Mayday” czy „Akompaniator”.

Akcja spektaklu rozgrywa się na dworcu, gdzie główni bohaterowie spotykają się przypadkiem. 

To miejsce symbolizuje podróż, drogę, również w sensie metaforycznym, obrazując stan wewnętrzny bohaterów – tłumaczy scenografka i kostiumografka Anna Chadaj. – Nasz dworzec jest w trakcie remontu. Jest lekko zniszczony. Znajdują się w nim rusztowania, elementy dawnych napisów dworcowych, a także porzucone, przypadkowe, abstrakcyjne przedmioty dopełniające akcję sceniczną.

Kostiumy bohaterów są uniwersalne, klasyczne, trochę w stylu retro. Tak by para, którą zobaczymy na scenie, mogła być odbierana zarówno jako bohaterowie z czasów młodości Agnieszki Osieckiej, jak i taka, która żyje współcześnie. 

Wizualnej całości dopełnią projekcje Macieja Białka i reżyseria świateł Rolanda Łysowa.

Muzykę do „Apetytu na czereśnie” skomponował Maciej Małecki. Na scenie usłyszymy ją dzięki dwóm pianistom, którzy będą towarzyszyć głównym bohaterom: Jakubowi Kraszewskiemu i Radosławowi Matei. 

„Apetyt na czereśnie” to cykl błyskotliwie napisanych miniatur muzycznych. Każdy z utworów przenosi nas w inny krajobraz dźwiękowy. Znajdziemy tutaj nawiązania do baroku, styl bossa novy, trochę delikatności Fryderyka Chopina i trochę porządku właściwego klasykom wiedeńskim. A jednocześnie dzięki kompozytorowi Maciejowi Małeckiemu wszystkie te miniatury tworzą spójną całość, podkreślając wyjątkowy przekaz tekstów Agnieszki Osieckiej – opowiada kierownik muzyczny Jakub Kraszewski.

Po premierze 5 i 6 kwietnia w Teatrze Muzycznym w Poznaniu spektakl pokazany zostanie w kolejnych miejscowościach powiatu poznańskiego, a także poza nim. 7 kwietnia „Apetyt na czereśnie” zobaczyć będzie można w Komornikach (Gminny Ośrodek Kultury w Komornikach), 8 kwietnia w Nowym Tomyślu (Nowotomyski Ośrodek Kultury), 9 kwietnia w Czerwonaku (Centrum Kultury i Rekreacji w Koziegłowach), 11 kwietnia w Buku (Kino Wielkopolanin), 12 kwietnia w Skrzynkach (Dwór Skrzynki), a 13 kwietnia w Rokietnicy (Szkoła Podstawowa im. Jana Brzechwy w Rokietnicy). Trwają rozmowy na temat kolejnych lokalizacji. W planach jest także zagranie „Apetytu na czereśnie” w nowych terminach dla mieszkańców Poznania w czerwcu i wrześniu.

Informacje o spektaklu i zakup biletów na stronie internetowej, a także w ośrodkach, w których realizowane są spektakle wyjazdowe.

Partnerem premiery jest Metropolia Poznań.

Poznański prestiż

REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA

Może cię zainteresować:

Apetyt na czereśnie
REKLAMA
REKLAMA

Legenda w cieście zawinięta, czyli historia Rogala Świętomarcińskiego

Artykuł przeczytasz w: 5 min.
Rogale świętomarcińskie


Każdego roku, 11 listopada, kiedy w całym kraju rozbrzmiewają hymny z okazji Święta Niepodległości, w Poznaniu słychać coś jeszcze – śmiech na ulicy Święty Marcin i zapach świeżo pieczonych rogali. To właśnie wtedy stolica Wielkopolski świętuje swoje wyjątkowe imieniny, Imieniny Świętego Marcina. Tradycja, która łączy duchowość, legendę oraz wyjątkowy smak, trwa tu nieprzerwanie od ponad wieku. Rogal Świętomarciński stał się nie tylko przysmakiem, ale i symbolem poznaniaków. A jego historia? Zawiła jak ciasto, z którego jest zrobiony i pełna smaku jak makowe nadzienie.

Tekst: Zuzanna Kozłowska | Zdjęcia: Adobe Stock

Święty Marcin – patron, legenda i symbol dobroci


Święty Marcin z Tours był rzymskim żołnierzem, który przeszedł do historii nie z powodu bitew, lecz gestu miłosierdzia. Gdy pewnego mroźnego dnia spotkał zziębniętego żebraka, rozciął mieczem swój płaszcz i podzielił się nim z nieznajomym. Tę opowieść przez lata powtarzano w poznańskich kościołach, szczególnie w parafii pw. św. Marcina. Właśnie tam, w 1891 roku, proboszcz ks. Jan Lewicki podczas odpustu wezwał wiernych, by na wzór świętego, wsparli potrzebujących. Ta przypowieść o dobroci i współczuciu zapaliła iskrę, z której narodziła się tradycja, dziś już nierozerwalnie związana z tożsamością Poznania.

Od pogańskich ofiar do poznańskiego przysmaku

Zanim Rogal Świętomarciński trafił na stoły poznaniaków, jego kształt pojawił się już w dużo starszych obrzędach. Pierwsze wzmianki o zawijanym cieście przypominającym rogi pochodzą jeszcze z czasów pogańskich. Podczas jesiennych świąt składano w ofierze bogom ciasto uformowane w kształt bawolich rogów, jako symbol siły i urodzaju.
Z biegiem stuleci ta forma przetrwała, zmieniając znaczenie, lecz zachowując swój charakterystyczny kształt. Z ofiary dla bóstw uczyniono ofiarę z serca, gest dobroci i dzielenia się z innymi. I właśnie ta przemiana, z pogańskiego rytuału w chrześcijański symbol hojności, sprawia, że Rogal Marciński jest tak wyjątkowy.

Rogale świętomarcińskie

Sen cukiernika i narodziny tradycji

Legenda głosi, że w przeddzień odpustu świętomarcińskiego piekarz Walenty nie mógł zasnąć, myśląc o słowach proboszcza, który nawoływał do pomocy biednym. Modlił się o znak i w nocy przyśnił mu się sam św. Marcin, jadący konno przez śnieg. Rano przed domem piekarza leżała podkowa. Walenty zrozumiał przesłanie. Całą noc wypiekał ciasteczka w kształcie końskiej podkowy, nadziewane makiem i bakaliami. Następnego dnia rozdał je ubogim po mszy.

Tak narodził się słynny rogal!

Z czasem legendę przejął rzeczywisty cukiernik Józef Melzer, który, według źródeł historycznych, w 1891 roku naprawdę namówił swojego szefa do wypieku rogali z okazji odpustu. Zamożni poznaniacy kupowali je, a biedni otrzymywali za darmo. Pomysł okazał się tak trafiony, że wkrótce dołączyły kolejne cukiernie, a w 1901 roku tradycję przejęło Stowarzyszenie Cukierników. Tak rozpoczęła się historia, która trwa do dziś.

Prawda ukryta w archiwach

Choć legenda o piekarzu Walentym porusza serca, fakty są równie fascynujące. W archiwach zachowały się ogłoszenia z „Dziennika Poznańskiego” z 1860 roku, w których reklamowano już „Rogalik Św. Marciński”. Oznacza to, że tradycja wypieku istniała wcześniej, zanim pojawiła się słynna historia z 1891 roku. Badacze, w tym dr Wojciech Mania z Poznańskiej Lokalnej Organizacji Turystycznej, wskazują, że rogal mógł mieć wiele źródeł. Jedne z nich łączą go z pogańskimi rytuałami, inne z triumfami Jana III Sobieskiego pod Wiedniem. Jednak wspólny mianownik jest jeden – Poznań od wieków potrafił łączyć historię, legendę i smak w coś, co dziś stało się jego kulinarną wizytówką.

Rogale świętomarcińskie

Rogal dziś – duma Poznania

Współczesne Imieniny Świętego Marcina to święto radości i wspólnoty. Ulicami miasta przechodzi barwny korowód z postacią świętego na białym koniu, słychać muzykę, a w powietrzu unosi się zapach świeżo pieczonych rogali. Szacuje się, że w listopadzie poznaniacy i turyści zjadają nawet milion rogali!
Oryginalne rogale przygotowywane są wyłącznie w certyfikowanych cukierniach na terenie
Wielkopolski, zgodnie z tradycyjną recepturą i pod ścisłą kontrolą. W 2008 roku Rogal Świętomarciński uzyskał unijny certyfikat „Produktu o Chronionej Nazwie Pochodzenia”, co oficjalnie potwierdziło jego wyjątkowość.

Jak rozpoznać prawdziwego Rogala Świętomarcińskiego?

Prawdziwy Rogal Marciński to nie zwykły rogalik z makiem. Jego sekret tkwi w szczegółach.
W cieście półfrancuskim, lekkim, a jednocześnie wilgotnym. W nadzieniu z białego maku, migdałów, orzechów, rodzynek i kandyzowanej skórki pomarańczowej, słodkim lukrze i chrupiących orzeszkach na wierzchu, a na końcu w jego wadze. Waga prawdziwego rogala świętomarcińskiego musi mieścić się między 150 a 250 gramów – nie mniej, nie więcej.

Każdy z tych elementów musi być zgodny z recepturą zatwierdzoną przez unijnych inspektorów.
Tylko wtedy rogal może nosić dumne miano „Świętomarcińskiego”.
W żadnym innym miejscu w Polsce listopad nie pachnie tak słodko jak w Poznaniu. Rogal
Świętomarciński to coś więcej niż deser, to oznaka hojności, tradycji i dumy z lokalnych korzeni. Gdy w jesienny poranek nad miastem unosi się zapach ciepłego ciasta, wiadomo, że nadszedł czas Imienin Świętego Marcina – dnia, w którym Poznań staje się najsłodszym miastem w kraju.

Zuzanna Kozłowska

Zuzanna Kozłowska

REKLAMA
REKLAMA
Rogale świętomarcińskie
REKLAMA
REKLAMA

SZTUKA FESTIVALU

Artykuł przeczytasz w: 5 min.


Tekst: Klaudyna Andrzejewska | Zdjęcia: Materiały prasowe

Dziś nietypowo. Nie będzie obrazów, rzeźb, muzeów i galerii. Ale będą wielkie nazwiska.
I wielki FESTIWAL. Obiecuję! Zapraszam Państwa z wyprzedzeniem i piszę o nim już dziś, bo bardzo chciałabym, abyście mieli szansę wziąć w nim udział. Nie chcę żałować za miesiąc, że nie wspomniałam o wydarzeniu, które wyróżnia nasze miasto na mapie kraju, a nawet całego regionu. Po deszczowym maju, który nie rozpieszczał nas wiosennie, nie zapraszał do spacerów i korzystania z miejskiej przestrzeni, mamy czerwiec. Ostatni odcinek gonitwy edukacyjnej i obietnica wytchnienia w wakacyjnym słońcu. Świat zwalnia, a miasto przygotowuje się do dwóch miesięcy bez porannych korków w okolicach szkół.

I oto w tym wszystkim wydarzenie, które ma moc kolorowania świata.
Już po raz 35. w dniach 20-28.06. odbędzie się w Poznaniu MALTA FESTIVAL, jedno z najważniejszych tego typu wydarzeń w Europie Środkowo-Wschodniej. Impreza, która łączy różne dziedziny sztuki i idee, wychodzi w przestrzeń miasta, prezentując otwarty i inkluzywny charakter. Malta zaprasza mieszkańców i turystów do uczestniczenia w spektakularnym wydarzeniu, Ulice, skwery i parki zamieniają się w scenę artystyczną.

Pisałam kilka miesięcy temu o tym, że pielgrzymujemy do miejsc, budynków, wydarzeń za granicą. W dobie globalizacji i skurczenia się świata do wielkości ekranu naszego telefonu pragniemy doświadczać wielkich wydarzeń, nazwisk i historii. XXI w. rozpieszcza nas możliwościami tanich lotów, rezerwacji last minute z każdego miejsca na świecie i przede wszystkim dostępem do informacji o tym, co dzieje się na przeciwległej półkuli. MALTA FESTIVAL to makrokosmos kultury w mikrokosmosie Poznania. To wielki świat sztuki skompresowany do rozmiarów naszego miasta. W tym roku będziemy gościć ikonę, osobowość wymykająca się ramom – Tildę Swinton. Aktorka, laureatka Oscara oraz historyk mody i sztuki Olivier Saiilard złożą hołd włoskiemu reżyserowi Piero Paolo Pasoliniemu w wystawianym tylko raz do roku w wybranym miejscu na świecie spektaklu „Embodying Pasolini”. W 2025 roku to będzie właśnie Poznań! Zobaczymy również pierwszy polski pokaz grupy Dewey Dell, łączącej taniec i teatr wizualny. Kolejnymi klejnotami w festiwalowym line-upie będą „Głos potwora” nagradzanej w kraju i na świecie reżyserki Agnieszki Smoczyńskiej („Silent twins”, „Córki dancingu”) oraz An Intimate Evening with Alaska Thunderfuck, czy kanadyjski zespół BADBADNOTGOOD. I w końcu moja ukochana Roisin Murphy, kiedyś wokalista MOLOKO, dziś realizująca solowe projekty artystka, która zachwyca nieprzewidywalnością, miłością do mody i wykraczaniem poza wszelkie ramy, w jakie kiedykolwiek próbowano ją zamykać Kobieta – symbol wolności, transformacji, odwagi i niezwykłej życiowej energii.

20210623 210623 TNB EMBODYINGPASOLINI SaillardSwinton rome 0778 Enhanced 30cm 300dpi 1

Malta Festiwal to również historia o dialogu otwartym na różnorodność i o bezpiecznej przestrzeni, w której tworzy się wspólnota wartości. To historia o miejscu pozwalającym na wyrażanie swoich uczuć i poglądów, które oprócz budzenia zachwytu chce mówić o ważnych problemach społecznych. Szczególne miejsce poświęca kobietom. Spotkania „Głosy kobiet”, które odniosły wielki sukces podczas zeszłorocznej edycji festiwalu odbędą się ponownie. Gościniami Michała Nogasia podczas czterech dni spotkań będą m.in. Joanna Bator – laureatka Literackiej Nagrody Nike i niemieckiej Nagrody im. Hermanna Hessego, autorka m.in. „Ciemno, prawie noc”, czy „Gorzko, gorzko”. Claudia Durastanti – autorka „Obcej”, Gwendolin Riley i Eliza Clark. Oprócz literatury będą też rozmowy o życiu, … „m-wykluczeniach” (menstruacja, menopauza), które wciąż, mimo że upływa nam ćwierćwiecze XXI wieku, stanowią poważny, lekceważony i pomijany temat. Ktoś powie – nie czas i nie miejsce. Dlaczego właśnie o tym? Pomiędzy występami teatrów ulicznych i koncertami gwiazd światowego formatu. A dlaczego nie? Sztuka w swoim społecznym wymiarze pochyla się nad wszystkimi aspektami naszego życia. Już w 1972 roku Judy Chicago i Miriam Schapiro w swoim „Womanhouse” użyły sztuki performace’u, by zwrócić uwagę na trudności, z jakimi borykają się współczesne im kobiety.

20000101 RoisinNikPate1 2

Malta Festival wykorzystuje swoją moc przyciągania widzów (30.000 osób w 2024 roku), by zwrócić uwagę na istotne kwestie. Przyjmuje na siebie role przyjaciółki, duchowej przewodniczki, opiekunki.
Piszę Państwu o tym wszystkim z zachwytu i szczęścia, że po latach przerwy festiwal ten wrócił do kalendarza imprez kulturalnych w Poznaniu. Zeszłoroczna edycja pokazała, że miasto spragnione jest świetnie zorganizowanej imprezy kulturalnej. Chciałabym, aby i Wam udzieliła się ta radość. Bo wszystko to dzieje się w naszym mieście. Słońce za oknem, czerwiec w kalendarzu, dzieło sztuki festiwalowej tuż za rogiem. Bądźmy w tym razem. Szczęśliwi i dumni.
Łapmy ulotne chwile. Do zobaczenia na Malta Festival!

Klaudyna Andrzejewska

Klaudyna Andrzejewska

Przedsiębiorczyni, podróżniczka i żeglarka. Koneserka smaków, dźwięków i obrazów. Absolwentka Université de Poitiers oraz studentka Uniwersytetu Artystycznego w Poznaniu. Współzałożycielka ArtAbout – agencji promocji sztuki.
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA

Sztuka sacrum

Artykuł przeczytasz w: 5 min.


Gdy piszę te słowa, oczy całego świata zwrócone są na Rzym, gdzie świat opłakuje kolejnego papieża. Dla jednych moment zatrzymania i refleksji nad jego wpływem na losy współczesnego nam świata, dla innych okazja do politycznej manifestacji. Dla mnie impuls, by zaprosić Państwa na wyprawę do miejsca tak różnego od tych, które do tej pory wspólnie odwiedzaliśmy. Do miejsca nieoczywistego, a jednak bardzo ważnego dla sztuki naszego miasta. Zapraszam dziś na Ostrów Tumski, do kolebki Polski, do naszych początków, gdzie stare miesza się z nowym, tradycja z nowoczesnością, dzieła renesansowych mistrzów z instalacjami XXI-wiecznych artystów, bizantyjskiego przepychu oraz historii malowanej szkłem i światłem. Chętnym polecam wsłuchać się przy tej okazji w „Requiem” Wolfganga Amadeusza Mozarta.

Tekst: Klaudyna Andrzejewska | Zdjęcia: Adobe Stock


W królującej na wyspie Bazylice Archikatedralnej Świętych Apostołów Piotra i Pawła, dokładnie w osi kościoła, znajduje się prawdziwa perła – Złota Kaplica. Wzniesiona na miejscu średniowiecznej kaplicy Najświętszej Marii Panny z 1405 roku jako nagrobek pierwszych władców Polski. Komitet budowy pod przewodnictwem hr. Edwarda Raczyńskiego wybrał projekt Franciszka Lanciego – tego samego, któremu zlecono przebudowę zamku na Wawelu, a realizację pokrzyżował wybuch Powstania Listopadowego. Mauzoleum Mieszka I i Bolesława Chrobrego, utrzymane w bizantyjskim stylu, miało nawiązywać do wspaniałości czasów pierwszych Piastów. Nie jest moją intencją wciąganie Państwa w szczegółowe opisy dzieł znajdujących się w owej kaplicy, jednak nie sposób pominąć opis kopuły przedstawiającej Boga w otoczeniu cherubinów i 18 najważniejszych (w tamtym czasie) polskich świętych.Złoto spływające ze sklepienia, po ścianach aż na zapierającą dech w piersiach mozaikę na posadzce.

20141005 AdobeStock 513917092

Na wprost wyjścia z Bazyliki mamy kościół Najświętszej Marii Panny in Summo, a wokół niego zaskakującą instalację ze szkła. Jest to projekt, którego geneza sięga 1999 roku, kiedy zespół archeologów pod kierownictwem prof. Hanny Kóyčki-Krenz z Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu, odkrył relikty palatium Mieszka I i jego żony Dobrawy właśnie przy wspomnianym kościele. Architekt Przemysław Woźny zaproponował, by upamiętnić to znalezisko, tworząc szklany obrys fundamentów historycznej budowli i unosząc go 60 cm ponad powierzchnię ziemi. Dzięki współpracy z pracownią ARCHIGLASS z Wrocławia powstała wspaniała wizualizacja ukazująca nam zarys historycznej budowli sprzed niemal 1000 lat. Szklane fundamenty pokryte są grafiką uzupełnioną 20 historycznymi cytatami tłumaczącymi dzieje miasta, tej budowli oraz jej znaczenie. Magia dzieje się po zmroku, kiedy instalacja zostaje podświetlona i nabiera zupełnie nowego, nowoczesnego wymiaru, stając się częścią dialogu teraźniejszości z przeszłością.

20250604 Duch Palatum fot. Katerina Zisopulu Bleja

Kompozycja została uznana za najlepsze dzieło artystyczne na świecie w kontekście architektury sakralnej w prestiżowym konkursie CODAwards 2022, a także TOP 5 najlepszych przestrzeni publicznych w Polsce w konkursie Property Design Awards 2022. Polecam z całego serca wieczorny wiosenny spacer w tej okolicy. Dajcie się i Państwo urzec magii tego miejsca.

Opowiadając o sztuce Ostrowa Tumskiego, należy absolutnie wspomnieć o Muzeum Archidiecezjalnym – jednej z najstarszych tego typu instytucji w kraju i jednym z pierwszych muzeów w Poznaniu, którego historia zaczyna się 1894 roku. Wtedy to biskup gnieźnieńsko- poznański, świadomy zagrożeń wynikających z polityki zaborcy wobec Polaków, powołał do życia instytucję, która miała na celu zabezpieczenie znajdujących się w kościołach przedmiotów o wartości artystycznej, historycznej czy materialnej, chcąc chronić świadectwo kultury przodków. Ekspozycja Muzeum mieści się w budynku Akademii Lubrańskiego – uczelni wyższej działającej w Poznaniu w latach 1519-1780. Samo muzeum posiada bogatą kolekcję sztuki średniowiecznej, w tym Madonna z Ołoboku – rzeźba z ok. 320 roku mierząca 106 cm wysokości, sztuki nowożytnej z pracami takich artystów, jak Federico Barocci czy Jacopo Ligozzi.

20250604 Duch Palatium fot. M. Bleja

Część Muzeum Archidiecezjalnego stanowi również skarbiec, który chroni szczególnie cenne prace powstałe ze złota, srebra, bogato zdobione monstrancje (Monstrancja króla Jagiełły), kielichy, pastorały (m.in. Pastorał z Limoges) i pierścienie biskupie. Jest też miejscem przechowywania najcenniejszego, choć najskromniejszego w swej formie artefaktu – Miecza św. Piotra – pierwszego i najstarszego zabytku chrześcijańskiej Polski. Najnowsze badania mówią, że trafił do Poznania przed 1435 r. za sprawą biskupa Stanisława Ciołka. O mieczu owym wspomina w 1475 r. Jan Długosz, nazywając go „sławnym klejnotem”. Dziś Muzeum Archidiecezjalne to również przestrzeń dedykowana sztuce współczesnej – odbywają się tu wystawy czasowe – aktualnie „MY NOWOCZEŚNI” Mariusza Mikołajka.

20150525 AdobeStock 83895625

Mamy tu na Ostrowie rezerwat archeologiczny Genius Loci oraz Bramę Poznania – multimedialne muzeum początków państwa polskiego. Mamy też klimatyczne knajpki i kawiarenki, niską zabudowę i przestrzeń na spacer w otoczeniu 1000-letniej historii naszego kraju. Życzę Państwu czasu na chwilę zadumy i refleksji. Pięknego maja w sercu i za oknem!

Klaudyna Andrzejewska

Klaudyna Andrzejewska

Przedsiębiorczyni, podróżniczka i żeglarka. Koneserka smaków, dźwięków i obrazów. Absolwentka Université de Poitiers oraz studentka Uniwersytetu Artystycznego w Poznaniu. Współzałożycielka ArtAbout – agencji promocji sztuki.
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA

Agnieszka Pasieka – Adamek | Emocjonalne Wyrazy Sztuki

Artykuł przeczytasz w: 8 min.


Wchodzę do fascynującej pracowni, gdzie od progu wita mnie z uśmiechem Pani Agnieszka Pasieka-Adamek, kobieta wielu talentów, artystka, dla której emocje grają pierwsze skrzypce – i w życiu, i w sztuce. Każdy jej obraz emanuje dobrocią, ciepłem i spokojem spotęgowanym przez wiele odcieni niebieskiego koloru. Wprowadza w pozytywną wibrację, niesie energię i siłę radości. Jak ważne są emocje, kontakt z drugim człowiekiem, z naturą? W jaki sposób inspiracje i wspomnienia z podróży mogą mieć kreatywny wydźwięk? Czym jest malarstwo intuicyjne, bez słów, a z wielkim pokładem zaufania? O tym dyskutujemy przy filiżance japońskiej herbaty matcha, która idealnie wprowadza w błogostan i pozwala poczuć niezwykły klimat tego miejsca.

Rozmawia: Magdalena Ciesielska | Zdjęcie: Agnieszka Werecha-Osińska

Co było dla Pani impulsem, aby od projektowania wnętrz, czym zajmuje się Pani 18 lat, przejść płynnie do sztuki, jaką jest malarstwo?

AGNIESZKA PASIEKA-ADAMEK: Moja artystyczna podróż zaczęła się od malarstwa. Będąc dzieckiem, uczęszczałam na różne zajęcia artystyczne, następnie ukończyłam Liceum Plastyczne im. Leona Wyczółkowskiego w Bydgoszczy, a potem Akademię Sztuk Pięknych w Poznaniu. Studiowałam też na UDK w Berlinie, gdzie mogłam rozwijać swój warsztat i twórcze myślenie. Już jako licealista, a następnie studentka cały czas coś tworzyłam, malowałam, miałam zajęcia z rzeźby, z grafiki. Wybrałam jednak Architekturę Wnętrz jako kierunek studiów, bo to wydawało mi się bardziej życiowe i pragmatyczne. Patrzyłam racjonalnie w przyszłość, że to będzie mój zawód. Tuż po studiach wzięłam udział w ogólnopolskim konkursie „Innowatorzy”, który udało mi się wygrać. Niedługo później rozpoczęłam swoją zawodową przygodę z projektowaniem wnętrz. Tak powstało Studio Projektowe Atoato, które prowadzę już od 18 lat. Podczas projektowania wnętrz pasja do rysunku i malarstwa w pewien sposób trochę ucichła, bo spełniałam się na innym polu twórczym. Jednak po jakimś czasie te głosy z przeszłości zaczęły się odzywać i stwierdziłam, że wrócę do malarstwa. To nastąpiło tak naturalnie, bez większego planu. Jak zaczęłam malować, to bardzo szybko okazało się, że osoby, które przychodziły na spotkania ze mną dotyczące stricte projektowania wnętrz, żywo interesowały się moimi pracami.

„Dobrze widzi się tylko sercem. Najważniejsze jest niewidoczne dla oczu” – to cytat z „Małego Księcia” autorstwa Antoine de Saint-Exupéry. Jak w kontekście swoich prac odbiera Pani te słowa, jak je Pani interpretuje?

Nie ma życia bez emocji. Jesteśmy przepełnieni przeróżnymi uczuciami, które czerpiemy z naszego otoczenia, od osób, które na nas oddziałują. Każdy obraz, który tworzę, jest dla mnie jak emocjonalny list pisany kolorami. Są to historie, które nie potrzebują słów, by być zrozumiane. Intuicyjne malowanie oznacza dla mnie głębokie wsłuchiwanie się w emocje, które są we mnie i wokół mnie. Nie przygotowuję szkiców, maluję z otwartym sercem to, co niewidoczne. Powstają dzieła pełne znaczenia, odzwierciedlające emocje często ukryte głęboko wewnątrz nas. Staram się dawać ludziom nadzieję, miłość, wdzięczność i radość. Moje obrazy mają nieść ładunek pozytywnych emocji.

Dlaczego abstrakcja? Czy sztuka abstrakcyjna zawsze była Pani bliższa?

Na początku tworzyłam tylko i wyłącznie sztukę przedstawiającą, to były głównie akty, rysunki, a także malarstwo związane z martwą naturą, które było realistyczne. Potem moje prace stawały się coraz bardziej geometryczne i szły w stronę abstrakcji. Malowałam akwarelami, robiłam linoryty, akwaforty i akwatintę, odmianę techniki druku wklęsłego. Znów tak naturalnie, bo sztuka abstrakcyjna pozwala każdemu zobaczyć coś zupełnie innego, nie ma tu figuratywności. Przede wszystkim są emocje, odczucia, mamy wyobraźnię, wspomnienia, ludzi i miejsca, które przywołujemy w pamięci.

Klienci Pani ufają. Zamawiają i kupują prace, których nie widzieli. To pewnego rodzaju fenomen.

Tak, to prawda. W większości przypadków malowałam obrazy, których klienci na żadnym etapie prac nie widzieli i nie wiedzieli, co powstanie. I faktycznie, mogę to rozpatrywać w kategorii wielkiego zaufania, jakim mnie obdarzyli. Jestem im za to bardzo wdzięczna. Obraz to według mnie coś więcej niż dekoracja. Obraz może być lustrem, przypomnieniem lub intencją. To jest jedna z najpiękniejszych zagadek sztuki abstrakcyjnej i emocjonalnej. Wierzę, że emocje są językiem uniwersalnym – niezależnym od słów i logiki. Dzięki intuicji potrafię wyczuć energię i potrzeby klienta, nawet jeśli nie zostaną one wypowiedziane wprost. Klienci powierzają mi tę niezwykłą odpowiedzialność, a obrazy okazują się zawsze trafione, bo są autentycznym odbiciem wewnętrznego świata.

20250117 Kopia Agnieszka Pasieka Adamek FotoDoKwadratu 35

Jaki jest klucz do Pani obrazów? Co w nich można odszukać?

To, co ja robię, to fizycznie wpisuję daną emocję w obraz, czyli nie tylko przekładam te uczucia poprzez kolory, poprzez formę, które wykorzystuję, ale również – jak się dobrze ktoś przypatrzy – można w moich pracach dostrzec konkretną emocję. A jeśli obraz mówi więcej niż tysiąc słów, to emocje, które z niego płyną, potrafią przemówić nawet wtedy, gdy człowiek milczy. Każdy obraz, który tworzę, niesie intencję, miłość, dobrą energię, światło, przypomnienie. Jest jak codzienna modlitwa bez słów. Jak lustro duszy.

Jakie uczucia są dla Pani najistotniejsze i w życiu, i podczas tworzenia?

Na pierwszym miejscu jest na pewno miłość, na drugim – radość, a na trzecim – wdzięczność. Te trzy emocje są dla mnie fundamentem istnienia, są dla mnie najważniejsze i najczęściej splatają się w moich pracach. To są te dobre emocje, które są nam niezbędne do życia, a wiele osób – niestety – ma ich deficyt. Dlatego pragnę, aby moi odbiorcy, patrząc na obrazy, czuli się dobrze, radośnie. Byli wzruszeni, poruszeni, aby pozytywnie otwierali się na drugiego człowieka. Często, gdy przekazuję zamówiony obraz, tym momentom towarzyszy wielkie wzruszenie i łzy szczęścia. I właśnie o to mi chodzi…

Kolekcje Pani obrazów mają nazwy odnoszące się do konkretnych miejsc geograficznych. Czy właśnie podróże stanowią dla Pani największe źródło inspiracji?

Inspiracją na pewno jest wszystko, co mnie otacza, ale te wyjazdy powodują moment zatrzymania, czyli bycia tu i teraz, kiedy można głębiej dostrzegać tę esencję życia. Dostrzegam takie rzeczy, których wcześniej nie dostrzegłabym, bo właśnie stałam się bardziej uważna. To jest taka perspektywa jak z lotu ptaka. Podróże uczą mnie patrzeć na świat oczami dziecka, chłonąć kolory, światło, zapachy. Każdy cykl, który tworzę, ma swoje emocjonalne źródło: Madera to dla mnie spokój i wdzięczność, Kos to radość i błogość, Riwiera Francuska – wolność i kobiecość. Teraz tworzę serię Teneryfa.

Obraz to nie tylko emocja, wspomnienie, ale też świetna inwestycja kapitału. Dodatkowo zainwestujwsztuke.pl umożliwia współczesne formy płatności.

Tak, to prawda. Kupując obraz, inwestuje się nie tylko w piękno i emocje, ale też w coś, co ma realną wartość – i może z czasem tę wartość zwiększać. Dobrze dobrana sztuka, szczególnie od artysty, którego twórczość rozwija się konsekwentnie i zyskuje rozpoznawalność, staje się trwałym elementem majątku. W przeciwieństwie do przedmiotów codziennego użytku, obraz nie traci na wartości. Wręcz przeciwnie – może zyskać. Kolekcjonerzy często mówią mi, że moje obrazy są dla nich czymś więcej niż dekoracją – to emocjonalna lokata, która rośnie razem z nimi. Często kupują kolejny obraz, bo wiedzą, że to dobra decyzja – nie tylko dla duszy, ale i dla portfela. Co ważne, dzisiejszą sztukę można nabyć także zdalnie – bez wychodzenia z domu, płacąc nawet kryptowalutami. Tak jest w zainwestujwsztuke.pl, bo sztuka przyszłości łącząc się z technologią, nie traci swojego serca.

Sztuka może być także formą dywersyfikacji kapitału – obok nieruchomości, złota czy innych aktywów. A przy tym każdego dnia wpływa na nasze samopoczucie, inspiruje i przypomina o tym, co w życiu naprawdę ważne. To połączenie, którego nie daje żadna inna forma inwestycji. To także inwestycja w autentyczność i indywidualność. Każdy obraz jest unikalny – niepowtarzalny jak emocje, które są w nim ukryte. Nie podlega sezonowym trendom, nie starzeje się – przeciwnie, z czasem zyskuje wartość zarówno emocjonalną, jak i kolekcjonerską. Bo emocje są najcenniejszym zasobem, jaki mamy. I najbardziej zaniedbywanym. Inwestujemy w technologię, w rozwój, w wiedzę, ale zapominamy o tym, że nasz dobrostan zaczyna się od wnętrza. I że sztuka potrafi to wnętrze uzdrawiać. W świecie pełnym pośpiechu, bodźców i informacji — obraz może być jak oddech. Jak promień światła w codzienności. Jak przypomnienie: „Zatrzymaj się. Jesteś ważny. Jesteś wystarczający”.

Agnieszka Pasieka-Adamek
– architekt wnętrz, malarka, autorka ośmiu książek, CEO atoato.pl, zainwestujwsztuke.pl, przedsiebiorczyarchitekt.pl, agnieszkapasiekaadamek.com

Magda Ciesielska

Magdalena Ciesielska

redaktor prowadząca
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA

Rusałka ma głos. Hanka Dziubińska o kobietach, przemocy i sile dźwięku

Artykuł przeczytasz w: 6 min.


Poznańska Rusałka – miejsce znane biegaczom, rodzinom z dziećmi i miłośnikom weekendowego relaksu – w superprodukcji Audioteki staje się scenerią mrocznego kryminału z mocnym kobiecym głosem. „Sprawa Rusałki” to debiutancki audioserial Hanki Dziubińskiej, scenarzystki i pisarki, który wciąga słuchaczy w wir tajemnic, niewygodnych pytań o sprawiedliwość i mit kobiecej zemsty. Rozmawiam z autorką o inspiracjach zaczerpniętych z poznańskiej historii i codzienności oraz o tym, dlaczego właśnie kobiecy gniew stał się sercem tej poruszającej opowieści.

Rozmawia: Zuzanna Kozłowska | Zdjęcia: Monika Klapiszewska

Sprawa Rusałki” to kryminał z silnym kobiecym głosem i mroczną legendą w tle. Gdyby miała Pani jednym zdaniem opisać, o czym tak naprawdę jest ta historia, co by Pani powiedziała?

HANKA DZIUBIŃSKA: To historia o tym, jak blisko jest przemoc. O tym, jak często kobiety są na nią narażone. I o tym, jak bardzo są sfrustrowane tym, że ciągle muszą o tym pamiętać. To już trzy zdania…

To Pani debiut w formie audioserialu. Co najbardziej zaskoczyło Panią w pracy nad produkcją dźwiękową w porównaniu do pisania scenariusza filmowego czy prozy?

Nad „Rusałką” pracowałam w ramach konkursu Papaya Young Creators. Przed stworzeniem pierwszego odcinka dostałam możliwość konsultacji z mentorami (wśród nich byli Bartosz Szpak i Jakub Ćwiek), którzy zwrócili moją uwagę na kilka audialnych aspektów przedsięwzięcia.
Po pierwsze – nie podwajamy przekazu. Czyli, jeśli ktoś w audioserialu trzaska drzwiami, to narrator nie musi mówić „wyszła z pokoju, trzaskając drzwiami”, bo odbiorca to usłyszy. Tym się właśnie różni audiobook od audioserialu. Audiobook był tworzony głównie dla papieru, dlatego takie powtórzenia są tam bardzo powszechne. Po drugie – dźwięk w audioserialu musi grać pierwsze skrzypce. Dlatego w „Rusałce” wiele sytuacji ma „swoje dźwięki”. Wielu rzeczy dowiadujemy się z radia, bohaterka trenuje boks, a dźwięki z salki są bardzo charakterystyczne, partner bohaterki ma swój dzwonek w telefonie, za oknem jej mieszkania jest remont drogi, stany lękowe podbite są konkretną warstwą muzyczną, a od czasu do czasu miauczy kot, Glorka… te wszystkie dźwięki towarzyszą przez cały czas trwania fabuły i pomagają odnaleźć się słuchaczowi.

„Sprawę Rusałki” osadzono w bardzo konkretnej przestrzeni – w okolicy poznańskiego jeziora Rusałka. Co sprawiło, że właśnie to miejsce stało się Pani inspiracją?

Do Poznania przeprowadziłam się kilkanaście lat temu i Rusałka mnie oczarowała. To było niesamowite odkrycie, że w środku miasta znajduje się prawdziwe jezioro – bez chodników i latarni. Zwyczajny las, a w lesie woda. Im dłużej tu mieszkałam, tym więcej dowiadywałam się o Poznaniu, także o wojennej historii Rusałki i o tym, że ten sztuczny zbiornik został stworzony przez Żydów. Ta mroczna historia, w której ludzie ginęli podczas morderczej pracy, w tym miejscu płynnie przenika się z rekreacyjną funkcją jeziora i rodzinnymi weekendami. To niesamowite zderzenie skrajności, które zawsze robiło na mnie ogromne wrażenie i budziło emocje. Do tego dochodzi ta mityczna nazwa… Jak wiadomo, Rusałki zwodzą mężczyzn, by później ich zabić, a dookoła jeziora zawsze przewija się wielu biegaczy… po prostu poskładałam wszystkie elementy. Ta historia napisała się sama.

20220212 47 MK 220212 DSC 4603

Jednym z pytań, które zostaje w głowie po przesłuchaniu, jest to, czy zemsta może być formą sprawiedliwości. A Pani – prywatnie – jak sobie na to pytanie odpowiada?

To bardzo proste – przemoc rodzi przemoc. Słyszeliśmy to tyle razy, że możemy myśleć o tym w kategorii banału. Tak samo jest w przypadku wydarzeń w mojej historii – brak adekwatnej reakcji odpowiedzialnych instytucji sprawia, że przemoc staje się impulsem do pełnej przemocy odpowiedzi. To nie jest rozwiązanie, do którego zachęcam. I to nie jest rozwiązanie premiowane w tej historii. Najbliżej w tej całej opowieści jest mi do ruchu społecznego – do reakcji mieszkańców miasta, do przelania się szali goryczy, do sprzeciwu. Bo to jest trochę opowieść o znalezieniu w sobie siły na sprzeciw.

20240115 sprawa rusalki

Audioteka stworzyła prawdziwą superprodukcję z gwiazdorską obsadą. Jak wyglądała praca z aktorami? Czy była Pani obecna na nagraniach i mogła wpływać na interpretację bohaterów?

Moja rola ograniczyła się do dokładnego opisania historii – nie tylko dialogów, ale także całej warstwy dźwiękowej. Nie miałam wpływu na casting czy realizację. Obsada robi wrażenie! Główne role odgrywają Katarzyna Dąbrowska, Aleksandra Domańska i Eryk Kulm Jr. A w czołówce moje nazwisko czyta Krystyna Czubówna, co ewidentnie jest realizacją punktu z mojej bucket list. To, co było interesujące to zderzenie z tym, jak Ewa Małecki – reżyserka audioserialu – zinterpretowała moją historię. Muszę przyznać, że w olbrzymim stopniu słyszałyśmy ją podobnie.

„Sprawa Rusałki” została już nominowana do nagród i weszła na listę najpopularniejszych audioseriali Audioteki. Co dalej? Czy planuje Pani kontynuację tej historii lub kolejne kryminały dźwiękowe?

„Sprawa Rusałki” faktycznie może pochwalić się kilkoma sukcesami. Znalazła się w TOP5 najpopularniejszych audioseriali platformy Audioteka.pl roku 2024. Została także nominowana w kategorii Audiobook plebiscytu Lubimy Czytać 2024 – mój scenariusz znalazł się w nim obok tekstów Żulczyka, Chmielarza czy Mroza. Są to osiągnięcia, z których jestem dumna. Bardzo cieszą mnie także pełne emocji komentarze pod wszystkimi odcinkami, które można znaleźć na platformie Audioteki. Bardzo dziękuję wszystkim słuchaczom za tak zaangażowany odbiór. To dla mnie niezwykłe i poruszające doświadczenie. A jeśli chodzi o dalsze plany… są! Pracuję nad kolejnym projektem audialnym i już wkrótce będę mogła powiedzieć o nim więcej, a optymistyczny scenariusz zakłada, że usłyszeć będzie go można nawet pod koniec tego roku. Mam także pisarskie plany, które dotyczą innych formatów. Zostałam jedną z dwóch laureatek Programu Pisarskiego organizowanego przez Centrum Sztuki Dziecka. Moja koncepcja dramatu to współczesna wersja baśni o Jasiu i Małgosi. „Jachu i Gośka” to historia o patchworkowej rodzinie, która musi się na nowo poukładać. To historia dla starszych dzieci z dużą dozą poczucia humoru, miłości i łez. Ale zrobię wiele, żeby te łzy oczyszczały atmosferę. W najbliższych miesiącach tworzyć będę tekst tego dramatu. Czy to wszystko? Na pewno nie. Bo gdy wpadam na ciekawy pomysł, to jakoś zawsze znajduję jeszcze dodatkowy, ukryty pokład energii, żeby zająć się kolejną rzeczą. Proszę trzymać za mnie kciuki.

Zuzanna Kozłowska

Zuzanna Kozłowska

REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA