Radek Tomasik | Jak kino zrobi z ciebie lepszego przedsiębiorcę, czyli bezpieczne i nieoczywiste związki kina i biznesu 

Radek Tomasik

Twierdzisz, że kino jest dobre na wszystko. Ale co tak naprawdę ma ono wspólnego z biznesem i przedsiębiorczością?

Radek Tomasik, CEO Ferment Kolektiv: Kino samo w sobie jest doskonałym biznesem, o ile producent stworzy dobry film, a dystrybutor i kiniarz zrobią dobry marketing. Polski rynek rósł nieprzerwanie od 2013 do 2019 roku i przez 6 lat stał się niemal dwukrotnie większy pod względem liczby widzów w kinach i ilości wpływów. Równolegle rosły serwisy VOD i Netlflix, a po skwerach rozpychały się nasze kina plenerowe, dlatego uważam, że są to czynniki stymulujące rynek, a nie go ograniczające. Ludzie chcą po prostu oglądać dobre historie. „Kler” Wojciecha Smarzowskiego zarobił w kinach ponad 105 mln złotych, będąc cały czas bardzo udaną pod względem artystycznym i intelektualnym produkcją. A więc nie tylko Patryk Vega robi w polskich kinach dobry biznes. (śmiech

Ale pandemia zatrzymała tę hossę…

Zgadza się. I dwa lata temu zastanawialiśmy się z Alicją Kulbicką (red. nacz. PP), jaka jest przyszłość kina. Wtedy byłem optymistą i dziś też nim jestem. Rynek w latach 2020-2021 skurczył się wprawdzie o ok. 60-70%, ale w dużej mierze miały na to wpływ zamknięcia kin, nie strach widzów. Dziś te proporcje idą raczej w kierunku 50%, obserwujemy wielki powrót do kin, w tym grup szkolnych. No i nie ma już odwoływania i przesuwania dużych premier. Obejrzeliśmy w końcu Bonda ze wspaniałym product placementem nowego Defendera i lepiej niż w doskonałej reklamie przekonaliśmy się o jego możliwościach terenowych! 

Koszary Kultury fot. Lukasz Gryko 5

No dobrze, ale dziś mieliśmy porozmawiać o bardziej nieoczywistych niż lokowanie produktu związkach kina i biznesu. Jak kino może rozwijać inne niż rozrywka kategorie rynkowe?

Moim zdaniem warto uświadomić sobie fakt, o którym często zapominamy. Idziemy do kina, by się wyłączyć, ale też, by czegoś doświadczyć, by coś przeżyć. Kino jest zaś doświadczeniem zupełnie unikatowym, bo jak żadna inna dyscyplina artystyczna daje nam iluzję quasi-realnego udziału w wydarzeniach na ekranie. Poprzez proces tzw. projekcji-identyfikacji, który skodyfikował ponad 50 lat temu francuski filozof Edgar Morin, przenosimy się do innego świata, identyfikujemy z bohaterami i razem z nimi przeżywamy fantastyczne przygody. To jest immersja, pełne zanurzenie w inny świat. Przekładając to na ludzki język: wstając z kinowego fotela, jesteśmy innymi ludźmi niż gdy na niego siadaliśmy. Bo kino zmienia życie.

Każde kino?

Nie, nie każde. (śmiech) Tylko dobre kino zmienia życie. Na dobre. Trwale i na lepsze. Ale to już rola, by wybrać dla klienta odpowiednie filmy. Gdybym zapytał każdego czytelnika z osobna, jaki jest jego ulubiony film, prawdopodobnie okaże się, że towarzyszy mu on dłużej, niż po wyjściu z kina w drodze do parkingu czy na przystanek. Bliska sercu historia towarzyszy naszym wyborom życiowym, bywa inspiracją do przełamywania własnych barier, a nawet stawania się innym człowiekiem. Dlatego film miał tak niebagatelne znaczenie dla wszelkich autorytaryzmów, a i dziś jest narzędziem propagandy: Kino w sposób najbardziej sugestywny instaluje w nas doświadczenia, które pełnią funkcję perswazyjną.

Koszary Kultury fot. Lukasz Gryko 80

A co to ma wspólnego z biznesem?

W biznesie chcemy wywierać wpływ na ludzi. Właściciele firm i brandów, menadżerowie, HR-owcy chcą tworzyć sprawne procesy, rekrutować dobrych ludzi, szkolić ich i powodować, by przestrzegali firmowych procedur. Pragną sprawiać, by ci ludzie nie tylko doglądali procesów, ale też je doskonalili, rozwijając zarazem swój wewnętrzny potencjał. Część zespołów musi poza sztywnymi ramami wykazywać się kreatywnością i wykorzystywać swoje najlepsze kwalifikacje, przekonując klientów do zakupu produktów lub usług. A to wszystko z coraz większą produktywnością w otoczeniu konkurencyjnych podmiotów, które chcą robić to samo, ale skuteczniej. Dodatkowo marzymy o aktywnym i świadomym kształtowaniu kultury organizacyjnej naszych przedsiębiorstw. Żeby każdy pracownik wiedział, o co nam, do cholery, w tym wszystkim chodzi. (śmiech) Żyjemy więc z imperatywem zmiany. Zmieniać można albo metodami mechanicznymi, środkami ekonomicznego przymusu – albo inspirując. Jestem orędownikiem tezy, że na tym polega nowoczesne przywództwo, ale też świadomy, kompleksowy marketing. W pewnym sensie uważam się za ucznia Simona Sinka, którego misją jest inspirowanie innych do robienia tego, co ich samych inspiruje.

Czyli powinniśmy pokazywać ludziom filmy?

Nie inaczej. (śmiech) Kino jest dobre dosłownie na wszystko. Na benefity dla pracowników, na integrację: można kino plenerowe zorganizować we własnym ogrodzie lub na dziedzińcu zakładu produkcyjnego, dla wszystkich pracowników, niezależnie od szczebla w hierarchii. Można wybrać seans w multipleksie, zamknąć się z firmą na jednej sali, obejrzeć inspirujący film i po nim wygłosić płomienne przemówienie. Kino jest znakomite w działaniach motywacyjnych, o czym wiedziała Ameryka zimnowojenna, tworząc filmy o Johnie Rambo, choć i seria „Rocky” jest tego znakomitym przykładem. Można to absolutnie robić bez sprzedawania bulshitu. Ale kino może też mieć dalece inne zastosowania, dużo bardziej specjalistyczne.

To znaczy?

Identyfikuję się z tezą, którą kiedyś przeczytałem u Michaliny Butkiewicz, nauczycielki, współautorki podstaw programowych: „Nie ma takiej idei czy wartości, której nie dałoby się ilustrować za pomocą (jakiegoś) filmu”. Filmami można pokazywać konsekwencje nierozwiązanych problemów. Można ilustrować intencje, można komunikować wartości brandów, co robiłem osobiście dziesiątki razy, tworząc projekty filmowe szyte na miarę dla takich marek jak Orange, Mastercard, Multikino, Santander, Desperados, Allegro, OLX , Škoda i wielu innych. Można wykorzystywać film w szkoleniu liderów. Wyobraźmy sobie sytuację: przerwa w pracy, zespół produkcyjny idzie na ćmika, brygadzista razem z pracownikami zaczyna psioczyć na firmę czy kierownika działu. Sytuacja obciachowa: ktoś powołany na stanowisko menadżera liniowego, który umówił się z pracodawcą, że będzie odpowiedzialny za zespół, świadomie go demotywuje, by się przypodobać. Pokazałbym takim pracownikom fragment filmu „Szeregowiec Ryan”, w którym grany przez Toma Hanksa kpt. Miller referuje swoim żołnierzom, dlaczego nigdy nie narzeka przy nich na dowództwo. Istnieje bowiem tzw. hierarchia psioczenia. Psioczysz zawsze do góry, nigdy w dół. Kapral do kapitana, kapitan do majora, major do pułkownika, a ten do generała. Nigdy na odwrót. Bo to nie służy organizacji, a bardzo jej szkodzi. Trudno o łatwiejsze wyjaśnienie. (śmiech)

DJI 0516 HDR

A jakieś inne przykłady?

W wielu filmach, zwłaszcza branżach kreatywnych oraz szybko się rozwijających, jest niechęć do tworzenia dobrych procesów. Wszelkie próby kierownictwa, by je doskonalić, bywają postrzegane jak zamach na wolność. Części pracowników trudno zrozumieć, że dobrze ułożony proces służy im samym – zdejmuje z nich ciężar odpowiedzialności za pamiętanie o wszystkim. Takich pracowników zaprosiłbym na seans filmu „McImperium” o początkach McDonalda. Założyciele firmy w swym biznesowym pietyzmie stworzyli procesy niemal doskonałe, a widok choreografii doskonale zgranych ruchów w kuchni można by oglądać w nieskończoność. Brian Tracy w książce „Przedsiębiorczość”  twierdzi, że 50% młodych Amerykanów rozpoczyna swoją karierę w McDonaldzie. Z jednej strony niewiarygodne, z drugiej – trudno zarzucać staremu mistrzowi kłamstwo. Skoro nie możemy być jak młodzi Amerykanie – obejrzyjmy chociaż film o najlepszej franczyzie wszechczasów. 

Z innej beczki: Żaden film tak inspirująco jak „Cast Away. Poza Światem” nie pokazuje, jak ważną obligacją wobec klienta jest zaczerpnięty z logistyki OTIF (on time in full). Tom Hanks, kierownik w FedEx, najpierw serwuje ludziom energetyzujące szkolenie, potem na skutek katastrofy samolotu ląduje na bezludnej wyspie, stając się współczesnym Robinsonem. Po latach dostarcza jedyną ocalałą paczkę pod właściwy adres: wprawdzie nie ON TIME, ale na pewno IN FULL. Zresztą z filmów z Tomem Hanksem można by zrobić osobne szkolenie (śmiech): sam temat budowania relacji między ludźmi i nauki empatii zarówno w organizacji, jak i poza nią, doskonale uczy „Cóż za piękny dzień” o Fredzie Rogersie, wybitnym edukatorze i popularyzatorze pracy z emocjami.

Koszary Kultury fot. Lukasz Gryko 71

Czyli kino to w dużym stopniu edukacja?

Dokładnie. I to edukacja niezwykle skuteczna. Zresztą my pracujemy w edukacji pozasystemowej od 15 lat, układając programy edukacji z filmem dla szkół. Bo kino to kwintesencja storytellingu – a więc jednej z najskuteczniejszych metod angażowania odbiorcy. To dość zabawne, że storytelling święci dziś tryumfy jako coś odkrywczego, choć jest to narzędzie znane od początku ludzkości, doskonalone w kulturze pisma od grubo ponad 2 tys. lat. Ale zwróćmy uwagę, że w biznesie cały czas edukujemy: klientów, którzy z zimnych leaderów stają się promotorami marki, pracowników, których z ludzi „przychodzących do roboty” chcielibyśmy uczynić ambasadorami firmy, a część z nas (ja na pewno) chciałaby ich codziennie uszczęśliwiać. Edukujemy liderów, wspólników, akcjonariuszy, coraz więcej firm edukuje też wszystkich interesariuszy, w tym anonimowych obserwatorów, co nazywamy odpowiedzialnością społeczną. Poprzez gotowe filmy możemy opowiadać swoje własne historie, wzmacniać swoją tożsamość i w ten sposób – jak mówią trenerzy biznesu – komunikować ją innym. Chcesz? W jednej chwili jestem w stanie podać Ci 10 filmów i seriali na Netfliksie, które uczynią z Ciebie lepszego przedsiębiorcę. (śmiech)

To poproszę!

Lista 13 filmów i seriali, które uczynią Cię lepszym przedsiębiorcą:

  1. „Praktykant” – user experience, budowanie kultury organizacyjnej, work-life balance, mentoring, odwrócony mentoring,
  2. „McImperium” – procesy, procedury, standaryzacja, franczyza, etyka pracy, 
  3. „Whiteboy Rick” – sprzedaż, crosselling, upselling,
  4. „Szeregowiec Ryan” – zarządzanie zespołem, problem solving, motywacja, przywództwo, podział ról w zespole, specjalizacja,
  5. „Cast Away. Poza światem” – analiza danych, planowanie, konsekwencja, OTIF,
  6. „Cóż za piękny dzień” – budowanie relacji w zespole, komunikacja bez przemocy,
  7. „Czego pragną kobiety” – wartości w komunikacji brandów, storytelling w marketingu,
  8. „The Playbook” / serial Netflix – strategiczne myślenie, analiza danych, przywództwo,
  9. „Moneyball” – rekrutacja, dopasowanie pracownika do organizacji, umiejętność komunikowania wizji, specjalizacja,
  10. „Diabeł ubiera się u Prady” – zarządzanie, przywództwo, relacje międzyludzkie,
  11. „King Richard” – planowanie strategiczne, tworzenie i doskonalenie procesu, konsekwencja,
  12. „Breaking Bed” – jak stworzyć 10 razy większa firmę w kilka lat, (śmiech)
  13. „Mistrzowie renowacji samochodów” / serial Netflix – budowanie misji, wizji, celów strategicznych firmy,
  14. + wszelkie filmy biograficzne o biznesmenach, sportowcach, naukowcach i ich drodze do spełnienia.
Radek Tomasik

Radek Tomasik

filmoznawca
Z wykształcenia filmoznawca, z wyboru przedsiębiorca. Edukator filmowy, marketingowiec. Współwłaściciel Ferment Kolektiv - firmy specjalizującej się w działaniach na styku kultury filmowej, biznesu i edukacji oraz Kina Ferment. Autor wielu programów dotyczących wykorzystania filmu w komunikacji marketingowej, realizowanych dla takich marek jak: Orange, Mastercard, Multikino, Renault, ING, Disney, Santander Bank,…
REKLAMA
REKLAMA

Może cię zainteresować:

Radek Tomasik
REKLAMA
REKLAMA

Elżbieta Janik – Krause | Księgowość to jak czytanie książki

Elżbieta Janik - Krause, prezes zarządu Kancelaria Rachunkowa Denarius z Poznania

Poznań – miasto przedsiębiorcze, biznesowe – oferuje również swoim klientom wsparcie w zakresie szeroko rozumianej księgowości. Takim miejscem jest Kancelaria Rachunkowa na poznańskim Chwaliszewie, której klientami są w szczególności firmy z branży spedycyjnej, budowlanej, deweloperskiej, a także kancelarie prawne, handlowcy oraz styliści fryzur. Elżbieta Janik-Krause, prezes zarządu Kancelarii Rachunkowej Denarius, opowiedziała, z jakimi problemami borykają się obecnie poznańscy przedsiębiorcy, dlaczego tak popularny jest outsourcing usług księgowych i jak ważną rolę w jej życiu odgrywają relacje.

Rozmawia: Magdalena Ciesielska | Zdjęcia: archiwum prywatne EJ-K

Jak zaczęła się Pani przygoda z rachunkami i cyframi?

ELŻBIETA JANIK-KRAUSE: Zaczęłam studia informatyczne w trybie zaocznym i szukając pracy, trafiłam do biura. Tam posadzono mnie przy komputerze, a jednym z moich głównych zajęć było wprowadzanie faktur do systemu – i choć niektórzy mogą w to wątpić – zaczęło mi się to naprawdę podobać. (śmiech) Ponadto, gdy moi rodzice prowadzili własną firmę, to pamiętam jak interesowała mnie wielka księga przychodów i rozchodów, i jak na prośbę mamy wpisywałam faktury.
Uwielbiam cyferki, choć skończyłam studia inżynierskie na Politechnice Poznańskiej. Skończyłam również e-commerce i jakbym poszła w tym kierunku, to dzisiaj nie musiałabym się tak męczyć ze zmianami przepisów. (śmiech)

Ta zmienność w przepisach to zapewne nie lada wyzwanie…

Jestem księgową od 20 lat i nie pamiętam tak galopujących zmian jak obecnie. Dawniej jak księgowałam coś według ustalonego harmonogramu i zgodnie z wytycznymi, to tak działaliśmy przez kilka lata. Dzisiaj nie jest to tak stałe i powtarzalne… Ponadto zawsze gdy przychodzi nowa władza, wprowadzane są nowelizacje ustaw i zmieniane są przepisy. Odczuwamy to w Kancelarii Rachunkowej, bo obsługujemy również klientów dofinansowanych z budżetu państwa. Nieraz słyszę pytanie: jak Ty się w tym wszystkim nie pogubisz? Udaje mi się to, dzięki wytężonej pracy, doświadczeniu i skrupulatności.

Oprócz aktualizacji ustaw, z jakimi zagadnieniami najczęściej się Pani spotyka?

Gdy przychodzi klient i pyta się, jak nie płacić podatków (śmiech), albo je obniżyć. Zawsze zaczynam od rozmowy z klientem, jakie ma plany, jak jego działalność wyglądała wcześniej. Często musimy skorzystać z usług doradcy podatkowego, aby mieć szerszy pogląd na zaistniałą sytuację. Mamy wówczas typową burzę mózgów. (śmiech) Do tego muszą być konkretne liczby, wyliczenia w tabelach. Czasami się klientom wydaje, że taka optymalizacja będzie dla nich korzystana, ale jak przeanalizujemy liczby – to wtedy może wyjść inaczej i wspólnie z klientem stwierdzamy, że to wcale nie jest opłacalne. Ludzie mając działalność gospodarczą, wiedzą, że na spółce nie płaci się ZUS-u, ale płaci się więcej za księgowość, bo jest tzw. pełna księgowość. Jeżeli ktoś nie jest obeznany z Kodeksem spółek handlowych i nie wie jak to wszystko działa, że jest uchwała, zarząd, rada nadzorcza, wspólnicy – tzn. wszystkie organy, to nie zdaje sobie sprawy, że pewne przesunięcia są nieopłacalne, bo nic więcej się nie zyska.

Outsourcing usług księgowych jest bardzo popularnym rozwiązaniem wśród polskich przedsiębiorstw. Z usług biur rachunkowych korzysta bowiem aż 72% przedsiębiorców, podczas gdy księgowego na etacie zatrudnia zaledwie 8% firm. Dlaczego tak się dzieje?

Według mnie to nie jest zwykła moda, tylko czysta ekonomia. Outsourcing jest po prostu tańszy, bo zatrudnienie księgowej na pełen etat to są już większe koszty. Np. jak nam ktoś płaci za książkę przychodów i rozchodów 300 zł netto, to nie zatrudni się księgowej za taką kwotę. Obsługujemy naprawdę dużych klientów, którzy mogliby wejść w swoją wewnętrzną księgowość. A dlaczego nie wchodzą? Bo oni nie mają problemu, czy pracownik zachoruje, nie przyjdzie do pracy, ktoś zrezygnuje itp. U nas w Kancelarii Rachunkowej Denarius prowadzimy rekrutacje, non stop szkolimy nowych pracowników, bo chcemy być na bieżąco. Mamy wykupione dwie stałe platformy szkoleniowe, ponadto ubezpieczenie jako Kancelaria Rachunkowa. Wiele rzeczy załatwiamy za klienta, a jeśli on chciałby zapłacić za swój program do księgowości, licencje, dodatkowo poświęcić swój czas na załatwianie tych spraw – często dochodzi do słusznego wniosku, aby przerzucić te obowiązki na nas. Nawet jak ktoś ma nadzór samodzielnej księgowej, wewnątrz firmy, a chce przekazać obowiązki głównej księgowej – również to oferujemy. Np. dwa razy w tygodniu odwiedzamy swojego klienta, jego księgowa ma kontakt z naszymi pracownikami, a my wysyłamy i sprawdzamy informacje, co się zmienia. Taka forma jest też preferowana przez naszych klientów.

Elżbieta Janik - Krause, prezes zarządu Kancelaria Rachunkowa Denarius z Poznania

Czy ludzie w obecnej dobie decydują się na zakładanie swoich firm?

Tak, po pewnym przestoju, jest teraz wielki ruch w tym temacie. Dużo osób chce po prostu przejść na swoje, być dla siebie „sterem, żeglarzem, okrętem”, bez odgórnych wytycznych od szefa. Nie chcą być zależni i ograniczeni godzinowo, np. od 8 do 16. Ale z drugiej strony, zauważam też, że zmiany przepisów spowodowały pozamykanie się mniejszych firm, mniejszych biznesów. To też wynika z takiego niedopatrzenia i braku dokładności. Często ludzie prowadzący działalność gospodarczą nie patrzą na jedną podstawową rzecz, tzn. na przepływ pieniądza. Oni się skupiają na tym, że rachunek zysków i strat jest zadowalający, ale gdy ich klient nie zapłacił, albo zapłacił bardzo późno – to powoduje, że zaczyna się robić krótka kołderka z finansami. I to w efekcie przyczynia się do podjęcia decyzji o zamknięciu firmy. Dlatego zawsze namawiam do skrupulatnego przyglądania się przepływom pieniędzy.

Jakie firmy obsługuje Denarius, z jakich branż?

Mamy dużo firm spedycyjnych, kancelarii prawnych, a na drugim biegunie stylistów fryzjerów. Ponadto dużo z regionu jest handlowców, firm budowlanych i deweloperskich, którym służymy pomocą i radą. Także i organizacje Skarbu Państwa, których siedziby nie są ulokowane w Poznaniu.

Korzysta Pani ze swojej wiedzy z czasu studiów, świadcząc usługi księgowe?

Oprócz skończonych studiów z programowania, zrobiłam również studia podyplomowe z Zarządzania produkcją. Zanim założyłam Biuro Rachunkowe pracowałam w Cegielskim, byłam kierownikiem w dziale księgowym. Pamiętam jak za zgodą szefa weszłam na produkcję, bo bardzo chciałam zobaczyć jak przebiega cały proces tworzenia i montowania olbrzymich silników do statków, na podstawie licencji MAN-a. Sądziłam, że taki silnik jest wielkości pokoju, ale gdy założyłam kask i weszłam na halę produkcyjną, to oniemiałam z wrażenia… (śmiech) Bo silnik do statku przypominał wielkością blok dwupiętrowy i trzeba było po nim chodzić po drabinie, która została przymocowana na stałe. Potem jak pracowałam w branży automotive, to też szef mnie zabrał i obeszliśmy produkcję. Zobaczyłam, na czym polega system 5S, że np. młotka nie odkłada się w inne miejsce jak tylko to obrysowane. Taki system potem wprowadzono w biurach, gdzie team leaderzy mieli napisy na segregatorach w kształcie łuku. I wówczas gdy wyciągali segregator np. z nr 3, nie musieli się zastanawiać, aby pomiędzy 2 a 4 odłożyć – tylko ta wizualizacja im w tym pomagała.

W ogóle z kimkolwiek bym nie pracowała, zawsze proszę o pokazanie mi produkcji. To takie zamiłowanie produkcyjne. (śmiech) Ale tak na serio – dzięki wizualizacji, zobaczeniu hali produkcyjnej, cyfry, które mam na fakturze, stają się dla mnie bardziej materialne, układam to sobie jak przysłowiowe puzzle. Techniczne wykształcenie mi bardzo pomaga i bardzo lubię wszystko posprawdzać, poza tym nie boję się programów komputerowych, systemów. Jak uruchamiałam firmę 13 lat temu, to byłam i sprzedawcą, księgową, informatykiem… (śmiech) Księgowość to jak czytanie książki, krok po kroku, rozdział po rozdziale. Wszystko ma swoje etapy…

Elżbieta Janik - Krause, prezes zarządu Kancelaria Rachunkowa Denarius z Poznania

Czyli księgowość to nie tylko cyfry, ważne są relacje międzyludzkie?

Zdecydowanie tak. Żeby dobrze prowadzić księgowość, trzeba poznać przedsiębiorcę, jaki ma charakter pracy, jakie ma zamierzenia, w jakiej dynamice będzie prowadzona jego firma, co może się dziać w firmie, co ma realny wpływ przede wszystkim na podatki. Jak zbudujemy dobre relacje z klientem, to my możemy więcej wybaczyć klientowi i on nam. To działa w obie strony. Ponadto trzeba mieć wyobraźnię w księgowości.

Przeprowadza Pani z klientami szczere rozmowy, wykładacie przysłowiowe karty na stół. Ważna tu jest lojalność i otwartość. Ma Pani poczucie, że klienci trochę się spowiadają przed Panią ze swoich niedociągnięć, większych czy mniejszych grzeszków?

Szybko wychodzi ukrywanie przede mną niektórych faktów i zaciemnianie prawdziwego obrazu firmy. Choć muszę przyznać, że takich przypadków mam naprawdę niewiele. Przedsiębiorcy obecnie inaczej podchodzą do kwestii rozmów otwartych, bez tendencyjnego „owijania w bawełnę”. Mówią, jak u nich jest, że mają np. trudności z płatnościami, że spadła im sprzedaż. Prowadzę też firmy w restrukturyzacji. Chcąc nie chcąc, klient musi być ze mną szczery. (śmiech) Księgowy przecież czarno na białym, widzi, jaki jest zysk, obrót, przychód, a przedsiębiorcy nierzadko udają, że tego nie widzą.

Z jakimi problemami aktualnie zmagają się przedsiębiorcy?

Przede wszystkim z nieterminową płatnością, czyli, że klienci im nie płacą w terminie. Nieraz właściciel firmy spedycyjnej czeka 2-3 miesiące na swoje pieniądze, jak tak przeciągane są płatności. A on przecież musi zapłacić swoim pracownikom, zakupić nowy towar, zapłacić za paliwo – a to wszystko są jego koszty.

Jak Pani patrzy na osoby prowadzące działalność gospodarczą, to czy można rzec, iż „biznes rodzi biznes”?

Oczywiście, własny biznes daje szerokie możliwości rozwoju, poznawania nowych osób. Powstają nowe firmy na bazie tej pierwszej lub po prostu ludzie przebranżawiają się, szukając nowych wyzwań zawodowych. Jeden z moich klientów jest prawnikiem z zawodu, a w czasie pandemii się przebranżowił i stał się handlowcem. Informatycy, programiści często przechodzą do branży deweloperskiej, to pewna fala nowych zmian na rynku pracy. Inny mój klient, który zarządzał w branży telekomunikacyjnej też poszedł w handel, wybrał to jako bardziej intratne i szybsze źródło zarobku.

Handel, przedsiębiorczość, praca u podstaw – to trwałe i niezmienne wartości kultywowane w stolicy Wielkopolski.

To prawda. Z pokolenia na pokolenie… Widzę tę żyłkę przedsiębiorczości u wielu moich klientów, co mnie bardzo cieszy.

Elżbieta Janik - Krause, prezes zarządu Kancelaria Rachunkowa Denarius z Poznania

Biznesmeni, przedsiębiorcy wiedzą, że „kto nie ryzykuje, ten nie ma”?

Nie muszę im tego tłumaczyć, oni to doskonale wiedzą. Choć ja sama nie należę do osób ryzykujących i umiejących postawić wszystko na jedną kartę. I za to podziwiam innych… Zanim coś kupię do firmy, muszę to przeanalizować, wcześniej – musiałam jeszcze uzbierać na dodatkowe zakupy, komputery itp. Jestem ostrożna, bardziej zdystansowana do wydatków. Racjonalnie podchodzę do spraw. Według mnie kobiety są mniejszymi ryzykantkami w biznesie niż mężczyźni – i tak to faktycznie jest.
Nie uczę przedsiębiorców, że warto ryzykować. Uczę zrozumieć podstawy księgowości, to, co jest potrzebne do prowadzenia własnej firmy. Lubię tłumaczyć krok po kroku – to też swego rodzaju umiejętność. Według mnie prezes danej firmy zanim podejmie newralgiczną decyzję powinien to skonsultować ze swoją księgową. Mam stałych klientów, którzy tak właśnie funkcjonują w biznesie, dzwonią do nas z konkretnym zapytaniem, czy warto, czy można…

Gdy napatrzy się Pani na cyferki, statystyki, tabele, jak Pani odreagowuje swoją pracę i obowiązki zawodowe?

Regularnie trenuję od 8 lat, miałam też taki epizod w swoim życiu, że organizowałam Fit Campy dla kobiet. Przynajmniej dwa razy do roku sama jestem uczestniczką takich sportowych zjazdów, podczas których zmęczymy się wtedy razem, (śmiech) ale te kobiece relacje, endorfiny pomagają mi w czyszczeniu głowy z wielu codziennych myśli.
Coraz mniej już siedzę, aby księgować, po prostu musiałam nauczyć się rozdysponować moje obowiązki i przekazać je dalej… choć to nie było dla mnie łatwe. (śmiech)

denarius logo2020
Magda Ciesielska

Magdalena Ciesielska

redaktor prowadząca
REKLAMA
REKLAMA
Elżbieta Janik - Krause, prezes zarządu Kancelaria Rachunkowa Denarius z Poznania
REKLAMA
REKLAMA