Skip to content

Polowanie na emocje

Rozmawia: Michał Gradowski

Zdjęcia: Łukasz Grochala, Mateusz Słodkowski, Sylwia Maksym

W trakcie mistrzostw świata w Katarze, przed i po meczach Polaków, łączenia na żywo z piłkarkami zaproponował TVN 24. Zaszła istotna zmiana w postrzeganiu piłkarek – coraz rzadziej traktowane są jako ciekawostka, a coraz częściej występują w roli ekspertek – mówi Paula Duda, rzeczniczka prasowa reprezentacji Polski kobiet w piłce nożnej.

Od kilku miesięcy przybliżamy naszym Czytelnikom piłkę kobiecą, więc zacznijmy od parytetów: czy w strukturach PZPN znajdziemy wiele kobiet?

PAULA DUDA: Kobiet w PZPN pracuje sporo i sukcesywnie ich przybywa, także na wyższych stanowiskach. Chociażby dyrektorem Departamentu Komunikacji i Mediów jest aktualnie kobieta. Natomiast dla mnie płeć to kwestia drugorzędna. Jeśli ktoś jest dobry w tym, co robi, to według mnie nie ma znaczenia, czy jest mężczyzną czy kobietą. Istotne jest, jakim jest człowiekiem i czy wyróżnia się pasją oraz zaangażowaniem.

Czy, będąc rzeczniczką prasową reprezentacji Polski kobiet w piłce nożnej, zauważa Pani w ostatnim czasie wzrost zainteresowania mediów tą dyscypliną? Jaki czynnik mógłby w największym stopniu wpłynąć na większą popularność kobiecej piłki?

Zainteresowanie kobiecą piłką w Polsce rośnie i to nie jest puste stwierdzenie. Widzimy to w liczbach – stale powiększa się na przykład grono obserwujących nasze profile w mediach społecznościowych, dobre wyniki oglądalności notują w telewizji mecze reprezentacji Polski czy Ekstraligi. A im więcej kibiców i otoczki wokół, tym większe zainteresowanie mediów. Jedno wynika z drugiego. Na pewno proces ten, który wymaga czasu, a także zmiany mentalności społeczeństwa, byłby zdecydowanie szybszy, gdybyśmy częściej bywali w tzw. mainstreamie, ale nie od razu Rzym zbudowano.W porównaniu z sytuacją sprzed kilku lat, zauważam wzrost zainteresowania mediów. Zdecydowanie częściej niż kiedyś odbieram telefony z prośbą o wywiady z zawodniczkami czy panią selekcjoner i to od dużych redakcji. Na przykład teraz, w trakcie mistrzostw świata w Katarze, przed i po meczach Polaków łączenia na żywo z piłkarkami zaproponował TVN 24. Zaszła istotna zmiana w postrzeganiu piłkarek – coraz rzadziej traktowane są jako ciekawostka, a coraz częściej występują w roli ekspertek. To też ważne, żeby przy okazji największej sportowej imprezy na świecie, którą oglądają miliony widzów, w taki sposób tę piłkę kobiecą „przemycać”. To powoduje, że powoli wchodzimy do mainstremu. Wiadomo, że zainteresowanie najbardziej napędziłby sukces sportowy. Ogromnym krokiem naprzód w tej kwestii byłoby otrzymanie organizacji mistrzostw Europy kobiet w 2025 roku, o które Polska się stara. Decyzję poznamy pod koniec stycznia.

17.09.2021 GDANSK POLSAT PLUS ARENA ( POLAND ) PILKA NOZNA KOBIET ( WOMEN'S FOOTBALL ) ELIMINACJE MISTRZOSTW SWIATA ( WORLD CHAMPIONSHIPS QUALIFIERS ) MECZ POLSKA - BELGIA ( POLAND - BELGIUM ) NZ PAULINA DUDEK NINA PATALON PAULA DUDA FOTO MATEUSZ SLODKOWSKI / CYFRASPORT
17.09.2021 GDANSK POLSAT PLUS ARENA ( POLAND ) PILKA NOZNA KOBIET ( WOMEN’S FOOTBALL ) ELIMINACJE MISTRZOSTW SWIATA ( WORLD CHAMPIONSHIPS QUALIFIERS ) MECZ POLSKA – BELGIA ( POLAND – BELGIUM ) NZ PAULINA DUDEK NINA PATALON PAULA DUDA FOTO MATEUSZ SLODKOWSKI / CYFRASPORT

Jakie było najtrudniejsze pytanie, na które musiała Pani odpowiedzieć jako rzeczniczka kadry?

Może nie tyle było to pytanie, co sytuacja, z którą dość często musiałam się mierzyć. Mediów wokół reprezentacji Polski kobiet jest mniej niż przy męskiej kadrze, dlatego zależy mi na tym, aby w miarę możliwości zawsze wszystkim pomóc, umówić wywiad czy nagranie i spełnić każdą prośbę. To jasne, że media są ważne, bo bez nich nikt o nas nie usłyszy. Czasem jednak oczekiwania reporterów bywały zbyt duże, co z pewnością wynika z faktu, że wydawało im się, że przecież to tylko piłka kobieca, tu na pewno można wszystko i że nie ma żadnych ograniczeń, które są bardzo duże w piłce męskiej, jeśli chodzi o aktywności medialne. Raz otrzymałam pytanie, czy możemy zorganizować o konkretnej godzinie trening pokazowy w trakcie zgrupowania, aby ekipa mogła zrealizować dobry materiał.

Było to zgrupowanie przed meczami eliminacyjnymi, o punkty. Nasz sztab szkoleniowy miesiąc wcześniej przygotowuje zawsze szczegółowy plan, ma rozpisany każdy trening co do minuty. Tego czasu na zgrupowaniach zresztą zawsze brakuje. W ciągu 9-10 dni rozgrywamy zwykle dwa mecze, a zajęć treningowych, na których trenerzy mogą popracować z drużyną, jest zaledwie kilka. Takiej prośby na pewno nigdy nie usłyszałby Kuba Kwiatkowski, rzecznik prasowy reprezentacji męskiej. My również pracujemy w pełni profesjonalnie, mamy zawodniczki z najlepszych europejskich klubów. Nie zawsze więc spełnienie każdego życzenia mediów jest realne. Na szczęście takie sytuacje zdarzają się coraz rzadziej w miarę, jak ta piłka kobieca się profesjonalizuje i w miarę, jak media na nasz temat nabierają większej wiedzy i świadomości.

Pracując w Departamencie Sponsoringu i Marketingu PZPN ma Pani pewnie stały kontakt z firmami, które zdecydowały się wspierać kobiecą piłkę. Jakie formy współpracy wybierają najczęściej? Na czym najbardziej im zależy? 

Sponsorami kobiecej reprezentacji Polski są te same marki, co reprezentacji męskiej. I – tak samo jak mówiliśmy o wzroście zainteresowania mediów – tak samo i w tej kwestii dostrzegam progres. Sponsoring żeńskiej kadry nie zamyka się jedynie na wyświetleniu logotypów firm na bandach ledowych. Nasi sponsorzy aktywnie uczestniczą i chcą uczestniczyć w rozwoju i promocji reprezentacji kobiecej. Coraz częściej sami wychodzą z inicjatywami, pytają o różne rzeczy, proszą o zdjęcia zawodniczek z meczów czy zgrupowań w celu promocji w mediach społecznościowych zarówno swoich usług, jak i naszych spotkań. Z pewnością ta kwestia będzie się ciągle dynamiczne rozwijać.

Jedną z Pani pasji jest fotografia. Czy fotografowanie kobiecego futbolu różni się od fotografowania męskiej piłki? Jakie zdjęcia najczęściej można zobaczyć w mediach po meczach piłkarek? Czy wizualna otoczka, fetowanie goli, reakcje kibiców są podobne w przypadku męskiej i kobiecej piłki?  

Często ludzie myślą, że fotografia jest moim głównym zadaniem. Tymczasem jest zupełnie odwrotnie, bo zdjęcia robię dodatkowo, z pasji i chyba ciężko byłoby mi bez tego żyć. A że przy tym mogę się i spełniać, i promować kobiecą piłkę, a także dawać piłkarkom treści do ich kanałów w mediach społecznościowych, to pozostaje mi się tylko z tego cieszyć. Jest to dla mnie taka dodatkowa frajda i przyjemność, kiedy słyszę, że moje zdjęcia się komuś podobają, kiedy piłkarki udostępniają je na swoich profilach i mnie oznaczają. Czy fotografowanie kobiecego futbolu różni się od fotografowania męskiej piłki? Może trochę. Na pewno przy fotografowaniu piłkarek zwracam większą uwagę np. na ich mimikę twarzy. Wiadomo, że jak się oddaje strzał na bramkę, to ciężko się przy tym uśmiechać, ale staram się, aby zawodniczki wychodziły na zdjęciach jak najbardziej korzystnie. Mało tego, po tylu latach pracy z reprezentacją Polski wiem, która piłkarka jakie pozy lubi, albo która czego na zdjęciach nie toleruje i staram się to szanować. Co jednak wcale nie oznacza, że ignoruję tę kwestię, fotografując męski futbol. Najważniejsze dla mnie i najczęściej wykorzystywane później fotografie to tzw. cieszynki po golach. To akurat od męskiej piłki się nie różni. Radość i emocje to jest to, na co najbardziej lubię „polować”.I zdarza się, że przed meczami rozmawiam o tym z zawodniczkami. One same też często wymyślają, jak będą celebrować zdobytą bramkę, a potem szukają mojego obiektywu, co zawsze mnie niezmiernie cieszy i we mnie samej wywołuje największe emocje. Podając przykład z ostatnich meczów – w październiku w Hiszpanii rozgrywaliśmy towarzyskie starcie z Marokiem. Na zgrupowanie z powodu kontuzji zerwania więzadeł w kolanie nie pojechała nasza topowa zawodniczka, Paulina Dudek. Chcieliśmy ją jakoś wesprzeć, więc na rozgrzewkę przed spotkaniem zespół wyszedł w koszulkach z napisem „Dudi, czekamy na ciebie”. Po rozgrzewce Ewa Pajor poprosiła mnie, abym przed meczem zostawiła obok bramki rywalek jedną taką koszulkę. Kiedy Ewa strzeliła pierwszego gola, pobiegła po nią i zapozowała do zdjęcia z całą drużyną, trzymając koszulkę w rękach. To było coś pięknego. Powstało też z tego idealne zdjęcie. I dla takich momentów warto to robić.

blank
blank

Może cię zainteresować:

Kategorie:

Polowanie na emocje

Rozmawia: Michał Gradowski

Zdjęcia: Łukasz Grochala, Mateusz Słodkowski, Sylwia Maksym

Paula Duda

REKLAMA

blank

REKLAMA

blank

Moda dziecięca – nadchodzące trendy

Trendy w modzie ulegają ewolucjom w każdym kolejnym sezonie, obfitując w wiele nurtów, gatunków i stylów. Na transformację obowiązujących trendów zawsze wpływ ma teraźniejszość i przeszłość- ale co to oznacza dokładnie?

Teraźniejszość to głos młodego pokolenia, wprowadzanie w świat mody czegoś nowego, często kontrowersyjnego- inspirowanego muzyką czy światem wirtualnym. Z przeszłości natomiast czerpiemy nieustannie. Minione trendy przekazywane przez pokolenia co pewien czas, cyklicznie powracają. Często coś co stanowi „obciach” jednego sezonu powraca po kilku latach jako swoisty must have, budząc zachwyt u jednych i konsternację u drugich.

Moda dziecięca jest odbiciem popularności w modzie dorosłej. Trendy w znaczniej większości przenikają do młodszej kategorii z zachowaniem pewnych szczegółów. To co w modzie dziecięcej jest ważne, bez względu na aktualny trend to wygoda i wizualnie atrakcyjne dla dziecka wykończenie. Popularność i moda swoją drogą ale jeśli ubranie będzie nudne, banalne i nieciekawe nie wzbudzi zainteresowania dzieci czy młodzieży. Podobnie rzecz ma się z aspektem komfortu w użytkowaniu, najpiękniejszy, topowy i kultowy sweter nie zostanie założony jeśli nie będzie miły, miękki i delikatny. Należy mieć na uwadze fakt, iż dziecięca doba upływa na aktywności, eksplorowaniu i odkrywaniu, ubranie powinno wygodnym towarzyszem.

Wiosna- Lato – odzież dziecięca

Kolory

To co przynosi Nam nadchodzący sezon wiosna-lato 2023r w modzie dziecięcej to z pewnością kolory, z naciskiem na pastelowe odcienie różu, błękitu, mięty czy limonki. Ciekawe, wielokolorowe stylizacje łączące kilka kolorów to hit najbliższego sezonu! Kolor i jeszcze raz kolor.

blank

Dresy w każdej formie

Ostatnie lata spopularyzowały dres w każdej formie. Został on odczarowany z elementu stylizacji podomowej do odzieży wyjściowej a nawet mocno modowej. Dres w najbliższym sezonie pozostanie w trendach mody dziecięcej- zarówno dziewczęcej jak i chłopięcej. Bluzy, spodnie a nawet całe komplety dresowe o rożnych kolorach i fakturach, im barwniej tym lepiej!

blank

Błysk i jeszcze raz błysk!

Co w szczególności ucieszy młode damy to to że w nadchodzącym sezonie panować będą metaliczne odcienie, pięknie odbijające światło a także wszelkie odcienia złota i srebra. Cieszące się popytem będą zarówno całe ubrania jak i detale na nich tj, nadruki, naszycia, naklejki. Dużo błysku, dużo świtała i dużo refleksów!

blank

Gry, filmy i bajki

Nadal bestsellerem będą ubrania ozdobione najpopularniejszymi bohaterkami dziecięcych gier, bajek filmów czy komiksów. Marvel, Disney, Minecraft cxy Among US będą królować w nadchodzących miesiącach. Dzieci i młodzież z przyjemnością zakładają ubrania z ulubionymi motywami bo to nie tylko stylowy element ale także sposób na wyrażenie siebie, swoich zainteresowań czy hobby.

Modne Dziecko.

Nadchodzący sezon wiosna-lato 2023 w modzie dziecięcej będzie obfitować w kolory i formy. Tak obszerna różnorodność pozwoli znaleźć każdemu młodemu człowiekowi swój ulubiony trend, by czuł się pewnie i swobodnie. Maluchy, przedszkolaki czy młodzież będą mieć inne potrzeby ubioru i kreacji, ale z pewnością wymarzony outfit może poprawić nastrój.

Warto zwrócić również , a może przede wszystkim uwagę na jakość wykonania i materiał wykonanych rzeczy, tak by były ekologiczne, bezpieczne dla skóry a przy tym miłe i wygodne. W trosce o zdrowie i środowisko warto przyjrzeć się bliżej samym markom i ich ideom.

Reasumując- zbliżający się sezon to zbiór wielu interesujących trendów ale ostatecznie kierujmy się potrzebami i preferencjami Naszego dziecka, nawet jeśli rozmijają się z aktualnymi stylami i nurtami.

*Materiał powstał we współpracy z firmą Ekiddo.pl dystrybutorem włoskiej marki ubrań dla dzieci i młodzieży Original Marines

logo Poznański prestiż

Poznański Prestiż

Moda dziecięca – nadchodzące trendy

Original Marines - kolekcja wiosna-lato 2023

REKLAMA

blank

REKLAMA

blank

Pozostać sobą w szczęśliwym związku

tekst: Magdalena Świderska fot: Adobe Stock

Wielu z nas marzy o udanym, spełnionym związku, który będzie miłością, aż po grób, a najlepiej wieczną. Pytanie, czy odpowiednio podchodzimy do spojrzenia na taką relację i czy nasze oczekiwania są realne. Mnie bardzo bliska jest teoria, o której chciałabym Wam dzisiaj opowiedzieć. Wierzę w jej skuteczność, ponieważ bierze ona pod uwagę człowieka jako jednostkę. 

Każdy z nas jest jedyny w swoim rodzaju, jest indywidualnością, ma szczególne pragnienia, granice i możliwości. Podejście, o którym wspomniałam, to koncepcja psychologa i terapeuty Davida Schnarcha, który w swojej pracy skupiał się na związkach międzyludzkich i psychologii seksualnej. Polega ono na tak zwanym różnicowaniu, które zakłada, że trudne sytuacje w związku mogą prowadzić do wzrostu i rozwoju osobistego. Różnicowanie jest procesem, w którym każda osoba w związku zachowuje swoją autonomię i tożsamość, jednocześnie tworząc związek na miarę własnych potrzeb. Różnicowanie jest procesem nieuniknionym, by osiągać szczęście relacyjne i seksualne. Prowadzi do zmiany myślenia o związku i sobie samym. Kiedy w związku pojawiają się trudne sytuacje, jak na przykład niezgodności w podejściu do seksualności i seksu, konflikty, różne punkty widzenia, cele czy potrzeby oznacza to, że związek podlega rozwojowi. Dlatego nie powinniśmy unikać niezgodności w jakichkolwiek aspektach życia związku, ale pochylić się nad tym, czego nie widzimy lub nie rozumiemy. Dzięki temu rozkwita również nasza inteligencja emocjonalna, empatia, umiejętność pracy zespołowej, osiąganie kompromisów etc.

Większość z nas rozumie dobry związek jako relację współzależności osób, które w nim pozostają. Mamy żyć w pełnej symbiozie, uznając związek i drugą osobę (w przypadku monogamii) jako jedyne i słuszne towarzystwo. Prowadzi to niestety często do utraty tożsamości nas, czyli jednostek, co powoduje frustrację, stagnację lub nudę. Pojawiają się zakazy, nakazy, zazdrość, zaborczość, oplatanie drugiej osoby jak bluszczem, co po czasie powoduje brak dostępu powietrza i powolną, nieuchronną śmierć – związku lub jednostki. Jeśli chcemy tego uniknąć, powinniśmy jako partnerzy w związku być bardziej samoświadomi, odkrywać swoje potrzeby i cele i na nich się skupić, a także wspierać te same aspekty u partnera. Niech odmienność naszych partnerów będzie tym, co nas kręci i ciekawi. 

Oznacza to tworzenie związku współNIEzależnego. Jesteśmy w nim razem, umacniając się w pozostawaniu sobą w zmieniających się warunkach życia. Dla mnie taki związek to miejsce, w którym każdy ma swój własny styl życia, rozwija swoje pasje, zainteresowania i cele. Wzrasta i transformuje się, poznając i przebywając z różnymi ludźmi spoza związku. Tylko w ten sposób można żyć w harmonijnej relacji, utrzymując swoją indywidualność.

Co możemy zrobić, żeby zachodził proces różnicowania w naszym związku, a jednocześnie, żeby ten związek był stabilny, dawał poczucie bezpieczeństwa i radości? Proponuję partnerom podjąć próbę zrozumienia siebie nawzajem. Obejmuje to posługiwanie się otwartą komunikacją i szacunkiem do życzeń drugiej osoby. Jest to możliwe również w długoletnich związkach. Potrzeba wtedy większego zaangażowania, czasami pomocy specjalisty, ale z mojego gabinetowego doświadczenia wynika, że jeśli są prawdziwe i szczere chęci, to ten proces jest możliwy i realny.

 Różnicowanie pomaga nam – pozostając w związku – jednocześnie nie rezygnować z siebie, co może wyjść każdej stronie tylko na dobre, także polecam!

Wasza Magda

Magdalena Świderska

Magdalena Świderska - seksuolożka, specjalistka seksuologii praktycznej, założycielka AMORI - Centrum Seksuologii Pozytywnej

Pozostać sobą w szczęśliwym związku

tekst: Magdalena Świderska fot: Adobe Stock

Magdalena Świderska

REKLAMA

blank

REKLAMA

blank

Sprzątanie z intencją

tekst: Marta Kabsch

Kilka tygodni temu moja przyjaciółka z Warszawy wybrała się na masaż. Dzień wcześniej otrzymała wiadomość z instrukcjami, jak przygotować się do zabiegu. „Ważne, żeby nie być z pustym żołądkiem. Zachęcam do założenia wygodnego stroju. Zachęcam do przyjścia z konkretną intencją. Płatność gotówką”.

Do niedawna moim pierwszym skojarzeniem z hasłem intencja były ogłoszenia duszpasterskie z listą mszy dedykowanych zmarłym. Ten nowoczesny, egzotyczno-ezoteryczny kontekst dla intencji objawił mi się dopiero w czasie pandemii. Uwięziona w mieszkaniu, z zapałem eksplorowałam youtube’owe filmiki z ćwiczeniami jogi. „Moving with intention”, „set your intention for the day” – moja wirtualna amerykańska instruktorka Adriene nienachalnie zachęcała do wplatania duchowego pierwiastka do wygibasów na macie. Zdarzyło mi się przewrócić oczami na te sugestie. Ale bywało, że poddawałam się poleceniu i naprędce formułowałam myśl o dobrym samopoczuciu czy uwolnieniu od trosk.

Kolejna anegdota z intencją w tle to także dar od przyjaciółki od masażu (płatność gotówką!). Relacjonowała mi sylwestrowy wyjazd z grupą znajomych: chata na wsi, spacery, relaks. Gwoździem programu była noworoczna „ceremonia kakao”. Uroczyście spożyli gorący napój z peruwiańskich nasion, oczywiście, z intencją! Myślałam, że to ezo-wymysł rodem z Instagrama. Jakaż ze mnie ignorantka – kakaowy rytuał to pradawna tradycja Majów i Azteków. Starożytny obrządek wskrzesili przerażeni światowymi kryzysami, osaczeni chaosem codzienności i przytłoczeni nadmiarem niepotrzebnych rzeczy współcześni. W kubku kakao szukają drogi do harmonii i realizacji trudnych do wysłowienia pragnień.

Z intencją można zapalić świeczkę, zasadzić roślinę, przebiec maraton. Mnie zdarza się sprzątać z intencją – tak bardzo nienawidzę odkurzać i szorować, że czasem muszę owinąć przykre obowiązki we wzniosłą otoczkę amatorskich filozofii. Wyobrażam sobie wieczorny prysznic w lśniącej kabinie albo poranek, kiedy otwieram uporządkowaną szafę i z łatwością kompletuję stylizację do biura. 

Wpisuję hasło „z intencją” do wyszukiwarki na G. Wirtualne półki internetowych księgarni uginają się pod ciężarem pozycji na temat „świadomej manifestacji wymarzonego życia”. Medytacje z intencją. Palo santo z intencją. Gong z intencją – kuty na zamówienie przy dźwiękach mantr przez wytwórcę gongów planetarnych. Wysokiej jakości polska odzież z intencją. Świece intencyjne – mały zestaw z intencją na miłość – 75 złotych. Moje ulubione: bransoletka z intencją Równowaga – Ochrona – Działanie. Instrukcja obsługi: „Bransoletkę zawiązujemy na siedem węzłów, jednocześnie myślimy o naszej intencji – nosimy dopóki sama nie spadnie – to znak, że intencja się wypełniła, a wzmocnienie nie jest już nam potrzebne”. Życie z intencją stało się chodliwym towarem, ochoczo monetyzowanym przez przedsiębiorczych coachów, trenerów, influencerów i samozwańczych duchowych przewodników. Płatność gotówką, przelewem, blikiem. Na YouTube setki filmików o pracy z intencją. Miliony wyświetleń. Tysiące komentarzy. Mój wewnętrzny cynik na chwilę milknie, kiedy czytam szczere wyznania subskrybentek o tym, jak motywacyjne porady pomogły im w zmianie pracy czy zakończeniu nieszczęśliwego związku. 

Jutro sobota. Dzień sprzątania. Czas obmyślić intencję, która zmotywuje mnie do pucowania łazienki. 

Z dedykacją dla Wojni

Marta Kabsch

Marta Kabsch

Sprzątanie z intencją

tekst: Marta Kabsch

Marta Kabsch

REKLAMA

blank

REKLAMA

blank

Hanka

tekst: Magdalena Ciesielska 

Jedzie dorożką w blasku ulicznych latarni, aby stanąć na scenie, znów usłyszeć oklaski, nawoływania swego imienia, widzieć szalejące spojrzenia mężczyzn i zazdrosne miny kobiet. Jeszcze ostatnie poprawki makijażu w garderobie, podciąganie pończoch, halki, zapinanie gorsetu, zmiana trzewików na lakierki. Kurtyna w górę. I wychodzi ona, z jednej strony kobieta silna, a z drugiej bezbronna i delikatna. Taką stworzył ją Fryderyk Járosy, zakochany w niej bez pamięci od pierwszego wejrzenia.

Miała cudowne kapelusze, ekstrawaganckie jak na owe czasy nakrycia głowy, ozdobione piórami, cekinami, błyszczące, rzucające się w oczy. Jedwabne chusty zasłaniające włosy, elegancko wiązane na szyi. Któż by pomyślał, że córka kolejarza Pietruszyńskiego, mała, chuda o szerokich ramionach, tancereczka z baletu, zajdzie tak wysoko, osiągnie ogólnopolską karierę, zrobi europejskie tournée, zdobędzie rozgłos za Oceanem. – Miała uśmiech, który unosił jej kąciki oczu do góry i tym uśmiechem czarowała wszystkich dookoła. Kochali się w niej nie tylko mężczyźni, ale także kobiety. Emanowała seksem, była wcieleniem namiętności i miłości. I tą miłość dało się czuć ze sceny – wspominał Jerzy Waldorff.

Hanka Ordonówna
Hanka Ordonowna – grudzień 1925 ze zbiorów Narodowego Archiwum Cyfrowego

– Gdyby jej językiem ojczystym był francuski, zawojowałaby cały świat – napisał dziennikarz „Le Figaro” podczas pierwszego jej pobytu w Paryżu. Po koncercie w berlińskim Winter Garten odnotowano „czarująca polska pieśniarka zabłysła szczerym talentem”. – Po raz pierwszy zrozumiałem, że Yvette Guilbert ma dziedziczkę. Ta Polka o blond włosach jest największą artystką sceny naszych czasów. Zdobyła sobie Wiedeń! – napisał prezes PEN Clubu.
Jest modna, podziwiana, publiczność za nią szaleje. Reklamuje sprzęt do tenisa, luksusowe samochody, na których masce pozuje do zdjęć; ponadto awangardowy zabieg kosmetyczny – parafineum oraz luksusowe zegarki OMEGA. Teksty piszą dla niej najlepsi: Julian Tuwim, Marian Hemar, Henryk Wars. Portretuje ją sam Wojciech Weiss. Autorem słów piosenki o uliczce w Barcelonie jest tajemniczy M.T. – później okaże się, że to hrabia Michał Tyszkiewicz, do szaleństwa w niej zakochany. Jego wielkie uczucie znajduje szczęśliwy finał dnia 26 marca 1931 roku. Ach, ten marcowy wiosenny czas… kobiecy, pełen uczuć i życiowych zwrotów akcji… Podróż poślubna trwająca kilka tygodni i obejmująca słoneczną Italię, a następnie głośny romans artystki z Juliuszem Osterwą, polskim aktorem i reżyserem teatralnym. A jeszcze później, gdy w wielkiej rewii startującej w sylwestra 1935/36 występuje wraz z Igo Symem, znów dokonują się zmiany miłosne. Stają się nierozłączni i na scenie, i w życiu prywatnym… do czasu, gdy luby okaże się szpiegiem niemieckim i zginie z rąk Armii Krajowej.

Hanka Ordonówna
Hanka Ordonówna, Igo Sym (z prawej) i Leon Boruński na łódzkiej ulicyFoto: NAC/Koncern Ilustrowany Kurier Codzienny – Archiwum Ilustracji

Piszą o niej wszystkie światowe gazety, rozgłos sięga za Ocean. W maju 1938 roku otrzymuje zaproszenie na występy do Polonii amerykańskiej. Statek Batory przewozi artystę wielkiego formatu, która ku uciesze załogi wykonuje „Pierwszy znak, gdy serce drgnie, / Ledwo drgnie, a już się wie, / Że to właśnie ten, tylko ten”. Nawet oficerowie „biją się” o jej względy. Jest duszą towarzystwa, uśmiechniętą i życzliwą. Koncertuje dla rodaków w Nowym Jorku, Filadelfii, Baltimore, Pittsburghu, Chicago, Detroit i w paru innych amerykańskich miastach. Polonię zdobyła szturmem.
Śpiewa dla polskich żołnierzy w czasach wojny bolszewickiej, a potem w latach II wojny światowej, dodając im otuchy i pozwalając na chwilę zapomnienia… Wybrzmiewają z jej ust „Rozkwitają pąki białych róż”, „Ułani, ułani…” etc. Aresztowana przez esesmanów, uwięziona na Pawiaku, oswobodzona dzięki staraniom swego męża hrabiego Tyszkiewicza. Znajduje schronienie w Wilnie w Teatrze Dramatycznym, gdzie ubrana na czarno śpiewała o polskich lotnikach. – Była niezwykła w swoich piosenkach. Nie zachowywała się w stosunku do nas jak wielka gwiazda, była po prostu koleżanką, bardzo bezpośrednią, serdeczną, pełną temperamentu i fantazji, kochała życie – wspominała Danuta Szaflarska.

Hanka Ordonówna
fot. NAC

Ponownie aresztowana – w związku z aneksją Litwy przez ZSRR – zostaje wywieziona do Uzbekistanu, do łagru. Później nie bacząc na swoje nadwątlone zdrowie, opiekuje się setką dzieci, sierotami. Jako kierowniczka sierocińca organizuje transport dla polskich dzieci do Indii. Jest bardzo troskliwa i opiekuńcza, chodzi z dziećmi w Bombaju nad morze, śpiewa piosenki, umila i poświęca im czas… pomimo swojej choroby. Z Indii mąż zabiera ją do Teheranu, potem Palestyny, Jerozolimy, daje ponad 30 koncertów dla stacjonujących polskich oddziałów. Ostatnim jej kierunkiem podróży z mężem jest Liban, Bejrut. Po euforii końca wojny przychodzi jednak smutek – te emocje zaczyna przelewać na płótno. Maluje, pisze książkę „Tułacze dzieci”. Odchodzi, zostawiając świat ze swoimi melodiami…

Hanka Ordonówna
fot. NAC


Przez szklany ekran nadal uwodzi i kokietuje… Otula się muślinami, jedwabiami, lubi kosztowności, biżuterię i kwiaty, pęki kwiatów… Etole, futra, pióra…
Jako dziecko, a potem podlotek w każdą niedzielę niecierpliwie czekałam aż włączymy starego Rubina i na ekranie zagości ona… Zaśpiewa swoje przejmujące trele, a potem zniżając głos, wybrzmi namiętnie „Miłość Ci wszystko wybaczy” lub „Na pierwszy znak.” Zatopiona w fotelu przyglądałam się występom, koncertom, filmom „W starym kinie”. Patrzyłam z największym zaciekawieniem na nią, jej płynne ruchy, powabne wejścia na scenę, słuchałam i nuciłam pod nosem.
Uwielbiam ten klimat dawnych lat. Podziwiam jej wielki talent, odwagę, determinację, główną rolę w filmie „Szpieg w masce” w reżyserii Mieczysława Krawicza, która przyniosła jej ogromny sukces. Ten szlagier napisali dla niej Julian Tuwim i Henryk Wars:

Gdy pokochasz tak mocno jak ja,
Tak tkliwie, żarliwie, tak wiesz,
Do ostatka, do szału, do dna,
To zdradzaj mnie wtedy i grzesz.
Bo miłość Ci wszystko wybaczy,
Smutek zamieni Ci w śmiech.
Miłość tak pięknie tłumaczy:
Zdradę i kłamstwo i grzech.

Francja miała swoją Édith Piaf, paryskiego wróbelka, Niemcy – Marlene Dietrich, Ameryka – Marilyn Monroe, a my w Polsce… jedyną, niepowtarzalną, czarującą i zadziorną, rozkochującą w sobie mężczyzn, Hankę Ordonównę.

W dzień kobiecego święta z naręczem kwiatów, słońcem w duszy i uśmiechem na twarzy wychodzę do wszystkich kobiet. Kochajmy i czujmy się kochane!

Magda Ciesielska

Magdalena Ciesielska

Hanka

tekst: Magdalena Ciesielska 

Hanka Ordonówna

REKLAMA

blank

REKLAMA

blank

Być kobietą w 2023 roku

tekst: Zuzanna Kozłowska | zdjęcia: Adobe Stock

Być kobietą, być kobietą – co to właściwie jeszcze znaczy? Jeden z największych hitów Alicji Majewskiej od ponad czterech dekad porusza ten ważny temat, chociaż nie odpowiada wprost na pytanie o kwintesencję kobiecości. Definicja bycia kobietą uległa bowiem drastycznej zmianie od późnych lat 70., kiedy słynna piosenka debiutowała na listach przebojów.

Kobieta to przede wszystkim aktorka wielu ról. Matka, partnerka, córka, przedsiębiorczyni, artystka, gosposia… Można by zapytać, czy da się być tym wszystkim jednocześnie?

blank

A i owszem. Miliony kobiet spełniają swoje role od samego poranka, gdy kurtyna idzie w górę, po zejście ze sceny, kiedy zaciąga się wyprane i wyprasowane zasłony na koniec dnia. Kobiecość dla Polek wydaje się pewnym balansem pomiędzy wielkością i trudnością granych ról w wielkim życiowym dramacie.
Jak więc wygląda pozycja kobiety w społeczeństwie teraz?

  • Jesteśmy wykształcone. Około 30% kobiet może pochwalić się wykształceniem wyższym przy 20% mężczyzn.
  • Coraz więcej z nas zasiada w sejmie lub senacie, chociaż stanowimy tylko 27% rządzących.
  • Nie posiadamy należnych nam praw. Polska posiada aktualnie najostrzejsze prawa aborcyjne w Europie i najgorszy dostęp do antykoncepcji hormonalnej w Unii Europejskiej.
  • Żyjemy coraz dłużej. Średnia długość życia kobiety w Polsce wynosi aż 83 lata.
  • Doświadczamy przemocy. Według WHO, 1/3 kobiet w naszym kraju doświadcza przemocy fizycznej lub seksualnej ze strony partnera w pewnym momencie swojego życia.
Dzień kobiet
  • Większość z nas jest aktywna zawodowo. 58% Polek pracuje, a najczęściej wybieranym przez kobiety sektorem ekonomicznym są usługi.
  • Coraz częściej zarządzamy. Kobiety w Polsce zajmują około 44% stanowisk kierowniczych. Z drugiej strony, tylko 11,6% kobiet stoi na czele rad nadzorczych spółek notowanych na warszawskiej giełdzie, a 5,1% piastuje stanowisko prezesa zarządu.
  • Zarabiamy mniej niż mężczyźni. Pensja kobiety statystycznie stanowi 80% pensji mężczyzny na tym samym stanowisku. Jest to najgorszy wynik w UE.
  • Wykonujemy zdecydowaną większość obowiązków domowych. Jesteśmy odpowiedzialne w 82% za pranie, 81% za prasowanie, 65% za przygotowywanie posiłków w pojedynkę.
  • Uważamy, że praca i rodzicielstwo to dobre połączenie. 71% społeczeństwa uważa, że praca kobiet przynosi życiu rodzinnemu więcej lub tyle samo korzyści, co strat.
  • Posiadamy coraz więcej możliwości. Polska zajmuje 15. miejsce (na 100) w międzynarodowym indeksie kobiecych możliwości (The Female Opportunity Index) z najlepszym wynikiem w zakresie możliwości przedsiębiorczych.
Dzień Kobiet
  • Większość z nas wybiera stały związek. 52,8% Polek jest zamężna.
  • Całkiem dobrze oceniamy swoje zdrowie. Polska z wynikiem lekko powyżej globalnej średniej zajmuje 29. miejsce (na 122) w Globalnym Indeksie Zdrowia Kobiet, który bada zdrowie oraz zaspokojenie zdrowotnych potrzeb kobiet. Mimo tego większość Polek nie wykonuje regularnie badań ginekologicznych. Około 53% z nas nie wykonała żadnego z podstawowych badań w minionym roku.
  • Wiele z nas samotnie wychowuje dzieci. Aż 19,4% polskich rodzin stanowią samotne matki wraz ze swoimi pociechami.
  • Coraz częściej mówimy o swoich potrzebach seksualnych. O fantazjach seksualnych otwarcie z partnerem rozmawia 36% kobiet, a 39% Polek otwarcie przedstawia oczekiwania dotyczące życia seksualnego.
  • W 2023 roku kobiety z całą pewnością posiadają najwięcej możliwości w historii, co nie oznacza, że powinniśmy jako społeczeństwo spocząć na laurach. Nadal mamy wiele do zrobienia, by zlikwidować lukę i zapewnić obu płciom równe szanse.
Dzień kobiet

Nowoczesna kobieta to osoba samodzielna i zaradna, a obu tych cech nauczyła ją babcia oraz mama. Od siebie dodała szczyptę niezależności finansowej, dbania o zdrowie, nie zapominając o szczerości dotyczącej intymności. W jej życiu w zasadzie tylko jedno jest pewne, zmiana. Z czasem może będzie zarabiać tyle, co koledzy. Może nawet uzyska nowe, lecz podstawowe prawa. Niezależnie od statystyk, jej długie, barwne życie powinno być oznaczone jedynymi pożądanymi zmarszczkami, tymi uzyskanymi dzięki uśmiechowi. 

blank

Zuzanna Kozłowska 

Być kobietą w 2023 roku

tekst: Zuzanna Kozłowska | zdjęcia: Adobe Stock

Dzień kobiet

REKLAMA

blank

REKLAMA

blank

DWÓR GOGOLEWO – Luksusowy klimat dawnych lat

Tekst: Magdalena Ciesielska | Zdjęcia: materiały archiwalne Dwór Gogolewo

Tam, gdzie dwustuletnie drzewa rozpościerają swe gałęzie, gdzie słychać śpiew ptaków i gdzie Warta oplata swym korytem okoliczne tereny, gdzie każda pora roku zapiera dech w piersiach, a bogactwo flory i fauny urozmaica czas na błogim łonie natury… tam właśnie – na skraju dwóch światów, z jednej strony baśniowego i tajemniczego, a z drugiej – tego pragmatycznego, opartego na faktach – olśniewa swym pięknem pieczołowicie odrestaurowany Dwór Gogolewo, ukryty wśród łąk i pól, wielkopolski skarb odkryty na nowo… Proszę przewrócić kartę historii i wybrać się z nami w fascynującą i pełną przygód podróż, przy jakże dobrze znanej melodii:

Powróćmy jak za dawnych lat
W zaczarowany bajek świat
Miłością swoją w piękną baśń
Me życie zmień

Gogolewo z lotu ptaka
Gogolewo z lotu ptaka


W spokojnym, a zarazem majestatycznym miejscu oddalonym od okolicznych zabudowań ludzkich, odseparowanych przyrodą od zatłoczonych wielkopolskich arterii – o którym pierwsze pisemne wzmianki historyczne zachowały się aż z 1149 roku – można poczuć beztroskę dzieciństwa, upragniony relaks. Choć na chwilę uciec od ogarniającego nas wszystkich codziennego zgiełku w celu odnalezienia prawdziwego siebie, wzmocnienia się poprzez regenerację sił.

panorama Gogolewo
Dwór Gogolewo

Tu można spędzić czas samotnie, kontemplując na tle jakże urokliwych pól i łąk, bądź zorganizować wymarzoną rodzinną uroczystość, gwarną, przy wtórze muzyki, czy też integrację, warsztaty, szkolenia – a wszystko oplecione magicznym klimatem dawnych lat, ze spokojnym tempem odmierzanym rytmem przyrody. Warto wybrać się na zasłużony odpoczynek do rycerskiej wsi Gogolewo, położonej w bliskiej odległości od Poznania, zaledwie 4 km na północ od Książa Wielkopolskiego. Wstępując w progi szlacheckiego dworu, który był od zarania dziejów w posiadaniu polskich sławnych rodów: Doliwów, Rozdrażewskich, Mielińskich, Cieleckich, Grzymułtowskich, Grabowskich, Skrzetuskich, czuć atmosferę i powiew przeszłości za sprawą cudownych starych mebli, klimatycznego wystroju wnętrz, stylizowanych dekoracji, akcesoriów pozwalających z wielkim sentymentem skupić na sobie wzrok.

Bogata oferta

Dwór Gogolewo jako perła typowo polskiej architektury klasycystycznej zaprasza w swoje progi wielu znamienitych i wyjątkowych gości, z różnymi oczekiwaniami i wymaganiami, spełniając niejedne marzenia o luksusowej podróży w przeszłe odległe czasy… O wyjątkowości tego miejsca świadczą także pracujący tam ludzie, w pełni oddani i zaangażowani w swoją codzienną pracę. Panuje tam przyjacielska, wręcz rodzinna atmosfera, a obsługa jest na wysokim poziomie. O powyższym świadczą opnie gości, chętnie zamieszczane przez nich na Google, Facebook.
To nieprzeciętne miejsce, w którym naprawdę można zorganizować wesele z klasą, kameralne przyjęcie na najwyższym poziomie dla każdej Pary Młodej. Dodatkowo w ramach oferty można również liczyć na profesjonalne przygotowanie: chrzcin, komunii, jubileuszu rodzinnego, degustacji dworskich nalewek, win, miodów pitnych. Na staropolską ucztę w nietuzinkowych wnętrzach, zindywidualizowane biznesowe spotkania i szkolenia. Nie ma też najmniejszych przeszkód do tego, aby zaaranżować niezapomnianą integrację pracowników, warsztaty w dziedzinie rękodzieła, malarstwa, aktorstwa czy technik jogi, a także wieczory panieńskie, kawalerskie, biesiadowanie przy ognisku.

Kto szuka klimatycznej przestrzeni do organizacji tego typu spotkań, trafił idealnie! Kompleks Dwór Gogolewo, oprócz samego Dworu, posiada też do dyspozycji gości Oficynę Dworską (hotel) oraz przeszkloną drewnianą stodołę w koncepcji sali bankietowej, a także wyodrębnioną tradycyjną strefę relaksu (opalaną drewnem banię z hydromasażem oraz fińską saunę) wraz z odrębnym pokojem klubowym, w którym znajduje się zabytkowe Renault Primaquarte z 1936 roku.

blank


To obiekt z duszą, z dala od miejskiego zgiełku, gdzie odnaleźć można wszystko, co potrzebne: bazę noclegową na 45 osób, pyszną staropolską, ale i nie tylko kuchnię, profesjonalny sprzęt multimedialny, zamkniętą przestrzeń sali bankietowej, która pomieści do 75 osób, a do tego niezapomnianą ciszę i wyjątkowy spokój. Dwór Gogolewo można mieć na wyłączność, w konkretnym terminie i pod konkretną uroczystość. Klimatyczny Dwór oraz Oficyna z salą bankietową tylko do dyspozycji gości? Tak! To bardzo kusi… bo każda spędzona chwila w tak urokliwym miejscu jest niezapomniana.

blank

Wesele czas zacząć

W okresie wiosenno-letnim można tu zaaranżować wesele w plenerze, na łonie natury, bo namioty weselne nie odbiegają przecież standardem od najpiękniejszych sal hotelowych i restauracyjnych, a wyjątkowa atmosfera na zewnątrz obiektu pozwala Parze Młodej i gościom poczuć się wyjątkowo, wręcz baśniowo. Gdy pogoda za oknem nie jest przychylna, jesienne słoty i zimowe temperatury dają się we znaki, warto pomyśleć o przeszklonej stodole, czyli sali bankietowej znajdującej się na terenie kompleksu, w której można przygotować niezapomniane przyjęcie.
Ponadto Dwór Gogolewo podsuwa kolejne pomysły nowożeńcom…

Zaślubiny w urokliwym drewnianym barokowym kościele z 1779 roku, który przetrwał do naszych czasów w niezmienionej formie. Kościół pod wezwaniem Podwyższenia Krzyża Świętego powstał na niewielkim wzniesieniu przy zakolu rzeki Warty, w miejscu, gdzie jak głosi legenda zatrzymał się krzyż płynący pod prąd rzeki. Zdarzenie to zostało odebrane jako znak od Boga i zmobilizowało miejscowych do zbudowania świątyni.

kościół w Gogolewie


Przejazd do ślubu zabytkowym Renault Primaquatre z 1936 roku, jedynym takim egzemplarzem zarejestrowanym w Polsce, prawie w 100% na oryginalnych podzespołach z fabryki.

Sam Dwór oferuje 6 zróżnicowanych pokoi na poddaszu, które łącznie mogą pomieścić 16 osób. Dodatkowo w miejscu starego budynku gospodarczego, przy aprobacie Wojewódzkiego Konserwatora Zabytków, powstała Oficyna Dworska, pełniąca funkcję hotelową. Ten dwukondygnacyjny budynek ma do dyspozycji gości 12 pokoi z 26 podstawowymi miejscami noclegowymi, które mogą być uzupełnione o dodatkowe dostawki.

blank


Urozmaicony relaks

Odpoczynek dla ciała i duszy, regeneracja sił i odprężenie, redukcja stresu to gwarantuje kompleks Dwór Gogolewo. Skorzystać można z seansu w stylowej saunie suchej czy kąpieli w bani z hydromasażem, bądź odnaleźć odpowiednie miejsce w jednej z trzech sal kominkowych z biblioteczką i oddać się wciągającej lekturze.

blank


Malownicze położenie obiektu sprzyja niewątpliwie nadwarciańskim spacerom czy rowerowym przejażdżkom po przepięknej i spokojnej okolicy, a sala klubowa ze stołem bilardowym bez wątpienia pomaga w budowaniu pozytywnych relacji międzyludzkich. Dla spragnionych większej aktywności przygotowane zostały nie lada atrakcje, jak morsowanie i niezapomniane spływy kajakowe, bo od Warty kompleks dworski dzieli tylko 150 metrów! Nieco innych wrażeń dostarczy przejażdżka 4-osobowym pontonem VESTA RIB V-345 z silnikiem spalinowym, podczas której z nieco innej perspektywy można podziwiać piękną i leniwie płynącą rzekę Wartę, a z niej także krajobrazy gogolewskiej okolicy.


blank

(tekst powstał we współpracy komercyjnej z Dworem Gogolewo)

DWÓR GOGOLEWO – Luksusowy klimat dawnych lat

Tekst: Magdalena Ciesielska | Zdjęcia: materiały archiwalne Dwór Gogolewo

IMG_1169

REKLAMA

blank

REKLAMA

blank

Wenecja – odkryj ją naprawdę!

Tekst i zdjęcia: Estera Hess

Wenecja zimą? Czy to jest dobry pomysł? Czy to w ogóle ma sens? Postaram się szybko przekonać wszystkich, że to jest świetny pomysł, a do tego jaki wygodny. Bo jeśli wziąć pod uwagę coraz gęstszą siatkę połączeń tanimi liniami z wielu portów w Polsce bezpośrednio z Wenecją, to aż miło pomyśleć, że od wyjścia z domu cała podróż: samolotem, autobusem i nawet tramwajem wodnym nie powinna zająć więcej niż pięć godzin.

Tylko pięć godzin, by przenieść się w zupełnie inny bajkowy świat. Kiedyś wylot z Warszawy był jedynym rozwiązaniem, często dojazd do niej zajmował więcej czasu niż sam lot zagraniczny. Niektórzy jechali w przeciwną stronę i startowali z Berlina, ale to też podobny czas, poza tym parking, opłaty, język niepolski. Bezpośrednie połączenie z Ławicy wydaje się rozwiązywać wszystkie kłopoty.

Wenecja

Zima może być idealną porą do zwiedzania, pod warunkiem, że mowa tu o zimie włoskiej, w swojej delikatnej odsłonie, czyli przyjemne 10 stopni w ciągu dnia i ok. 5 w nocy. A takie zimy w styczniu w Wenecji są niemal co roku. Co ważne, zdarzają się dni dużo cieplejsze, kiedy temperatury sięgają nawet 14 stopni, niebo robi się wtedy niebieskie, a słońce tworzy niezapomniany zimowo-letni klimat.

Wenecja

Kto choć przez chwilę nie marzył o Wenecji, no kto? To miasto wyjątkowe, często jednak oglądane w pośpiechu, przelotem, bo leży tak zgrabnie u wjazdu do Włoch na trasach objazdowych autobusem, albo po drodze w trasie z nart do Polski. Ale by nie stać się największą zmorą Wenecji, czyli jednym z wielu tysięcy turystów jednodniowych, którzy wpadają do niej jak po ogień, przemierzając stale te same uliczki i te same punkty widokowe, trzeba zarezerwować na Wenecję więcej czasu.Trzy noce i cztery dni to akurat w sam raz, ani za krótko, bo to naprawdę sporo czasu na samo miasto jak i okoliczne wyspy, ale też nie za długo, bo z Wenecji warto wyjechać z niedosytem, obiecując sobie, że się na pewno tu jeszcze nieraz wróci.

Wenecja

Zima to nieoczywista pora na zwiedzanie miast europejskich, tym samym liczyć można na mniejszą liczbę turystów na uliczkach miasta. Nigdy nie pustoszeją one całkowicie, takie miejsca jak Wenecja są zawsze w kręgu zainteresowania turystów z całego świata. Ale początek roku nie zna kolejek, zakorkowanych głównych tras wycieczkowych, ogonków przed kasami biletowymi czy kolejnych tramwajów wodnych odjeżdżających z kompletem pasażerów bez wsiadania i wysiadania na przystanku.

Wenecja

W Wenecji cieszy nawet niepogoda, tajemnicza mgła, która otula miasto. Pięknie komponuje się z malowniczymi wąskimi kanałami, bezszelestnie przemykającymi blisko murów przechodniami, z pewnością mieszkańcami na stałe. Acqua alta czyli przypływ, który zalewa Wenecję, wtłaczając w miasto wodę, zalewa główne place i dróżki spacerowe to istne szaleństwo. I choć ostatnie lata zredukowały widowiskowość tego zjawiska, bo wielka tama reguluje już przypływy i odpływy, ku uciesze Wenecjan, to każde kilkanaście centymetrów ponad standardowy poziom wody cieszy wszystkich turystów. Ustawione na boku chodników trapy znajdują teraz swoje miejsce, tworząc przejścia dla pieszych po podestach, w ruch idą kalosze i kolorowe parasolki, bardziej potrzebne do Insta zdjęć aniżeli jako ochrona przed deszczem. Kałuże na Placu Św. Marka i zwielokrotniony widok zabytków odbijających się w wodzie to wyjątkowe przeżycie.

Wenecja

Wenecja to także atrakcje wewnątrz wspaniałych budynków i pałaców. Każdy z nich ma swoją historię i każdy z nich kryje wielkie bogactwa. Nawet w styczniu warto zadbać o bilety wstępów wcześniej i zakupić je online, by mieć pewność, że nic nas nie ominie. Ale gdy jednak przeoczymy jedną czy dwie atrakcje, sytuacja nie jest beznadziejna, z reguły udaje się znaleźć lukę i wejść do obiektu tak po prostu z ulicy. Latem jest to nie do pomyślenia.
Wenecja jest droga – pewnie tak, gdy chadza się tylko turystycznymi ścieżkami i zajada tam sprzedawane lody, makarony czy pizzę. Mogą one rozczarować, tym bardziej, że większość załogi tych lokali stanowią nie Włosi, ale przyjezdni najczęściej z Indii czy Bangladeszu. Jeśli zależy Wam na włoskiej pizzy, małych kanapeczkach z różnymi dodatkami (cicchetti–specjał wenecki) czy kieliszku szprycera – aperola pitego po wenecku, czyli z oliwką, koniecznie skręćcie w bok, zaledwie kilka metrów od turystycznych szlaków, a odkryjecie Wenecję swojską, tutejszą, włoską, smaczną i spokojną. Tu czas stoi w miejscu, wnętrza z kotarami, lambrekinami i zwojami ksiąg pasują tutaj jak nigdzie indziej. Obsługa przeniesiona żywcem z minionej epoki dopełni całego obrazu miasta.

Wenecja

Podobnie jest z noclegami, upoluj promocje, ponegocjuj z właścicielami, zamień pokój duży na mały, nie przegap jednak widoku na Canale Grande. Już pierwszego dnia odkryjesz swoje miejsca w Wenecji, a trzeciego będziesz czuł się jak u siebie, tym bardziej, że w mijanym barze rozpozna Ciebie sprzedawca parzący jedno espresso za drugim, znad lady tuż obok machnie do Ciebie pani sprzedająca lody włoskie, a na zakręcie stojący tam gondolier, szukający chętnych na przejażdżkę łódką, zamieni z Tobą dwa słowa. Właśnie nawet gondole mają tutaj swoje urzędowe ceny za przejazd, nie ma cen z księżyca, nie ma cen opisywanych na blogach jako ceny z horroru. Wystarczy być w Wenecji dłużej, nie w biegu, oglądać miejsca, pytać ludzi, czytać tabliczki.
Wenecja to gwarancja udanego wyjazdu dla każdego. Zasadnie nazywana miejscem miłości, miastem dla zakochanych sprawdzi się także na wypad w gronie przyjaciółek, nie zawiedzie rodzin z dzieciakami, a i single przepadną całkowicie, poddając się urokowi tego miasta.

Wenecja
logo Poznański Prestiż

Estera Hess

Wenecja – odkryj ją naprawdę!

Tekst i zdjęcia: Estera Hess

Wenecja

REKLAMA

blank

REKLAMA

blank

Libido – nasz gaz i hamulec seksualny

Felieton: Magdalena Świderska

„Mam zerowe libido”, „moje libido szaleje, nie mogę tego opanować!” –to tylko dwie z wielu podobnych wypowiedzi moich klientów dotyczące popędu seksualnego.
Chcąc zająć się tym tematem, musimy zdać sobie sprawę, czym jest libido i co ma na nie wpływ. Popęd seksualny to niezwykle złożony proces i może Was zaskoczyć mnogość czynników, na które nie zwracamy na co dzień uwagi, a które mogą kształtować nasz poziom libido. Dlatego polecam zrobić przegląd sytuacji.
To, czy mamy ochotę na seks czy nie jest zależne od stanu naszej gospodarki hormonalnej. Kiedy czujemy, że nasza potrzeba seksualna budzi się zbyt rzadko lub jest zbyt nasilona należy przyjrzeć się poziomom hormonów. Niektóre wahania są naturalne, np.: u kobiet w cyklu miesięcznym, a u wszystkich płci nawet w ciągu doby. Te zmiany sami zauważamy i zazwyczaj nie budzą one niepokoju. Jeśli spadek lub zbyt nasilone libido utrzymuje się na tyle długo, że zaczyna nas ten fakt niepokoić, wówczas warto udać się do lekarza, który skieruje na odpowiednie badania hormonalne. I tu na przykład zbyt wysoki poziom testosteronu będzie skutkował nadmiernym popędem seksualnym, a nieprawidłowe poziomy hormonów tarczycy mogą powodować jego obniżenie. Zależności między hormonami, a tym czy nam się chce, czy nie jest całkiem sporo, więc dobrze się nad tym aspektem pochylić. Jeśli okaże się, że hormony są w normie musimy wejść w temat głębiej.
Warto zaznaczyć, że ochota na seks to rezultat oddziaływania czynników zdrowotnych (fizycznych i psychicznych), środowiskowych, społecznych i kulturowych.
Dlatego przyjrzyjcie się swojemu stanowi zdrowia, przyjmowanym lekom, stanowi psychicznemu. Sprawdźcie, czy macie odpowiednią ilość i jakość snu, aktywności fizycznej, dobrą dietę oraz jaki poziom stresu towarzyszy Wam w życiu codziennym. Zastanówcie się, jakie są Wasze przekonania dotyczące seksu i seksualności, czy macie poczucie bezpieczeństwa w seksie (czasami np.: z powodu lęku o niechcianą ciążę lub tego, że ktoś nagle wejdzie do pokoju, w którym uprawiamy seks, ochota spada diametralnie), jaki macie stosunek do swojego ciała (jeśli go nie akceptujecie, nie kochacie, trudno mówić o chęci na pełnowartościowy seks), czy akceptujecie w pełni swoją seksualność oraz jaki jest poziom satysfakcji z seksu, który dotąd przeżyliście (doświadczenia często kształtują naszą przyszłość).
Mówiąc o libido, nie mogę nie wspomnieć o tym, jak psychologiczne odpowiedzi wpływają na nasze reakcje seksualne. I tu pojawiają się dwa wrodzone, działające cały czas i jednocześnie systemy naszegoukładu nerwowego. Gaz i hamulec – system pobudzenia i hamowania seksualnego. Gaz włącza radar i wychwytuje wszelkie bodźce, które pobudzają nas seksualnie. Węszy za nimi jak pies za kiełbasą. Szuka pretekstu do akcji. Kiedy znajdzie na swojej drodze jakiś smakowity kąsek, jesteśmy wstępnie przygotowani do rozpoczęcia cyklu reakcji seksualnej. Ale… Gaz ma silnego i wymagającego konkurenta – hamulec. W swoim teamie hamulec ma dwóch agentów od zadań specjalnych. Jeden z nich wyszukuje wszelkie negatywne konsekwencje odbycia aktu seksualnego, jak na przykład niechcianej ciąży, potencjalnych chorób przenoszonych drogą płciową, opinii społecznych, dogmatów religijnych, myśli o tym, co ludzie powiedzą etc. Drugiagent hamulca jest czuły na nasze osobistestrachy, np.: lęk przed porażką, że nie uzyskam prawidłowej erekcji, że nie osiągnę orgazmu itp.
Żeby wybrać się w ekscytującą podróż seksualną, musimy puścić hamulec i nacisnąć gaz. Jeśli mamy prawidłowo wrażliwy gaz i średnio wyczulony hamulec, to nasze libido jest na zadowalającym poziomie. Jeśli gaz jest nadwrażliwy, a hamulec uszkodzony, wtedy mamy do czynienia z nadmiernie rozbuchanym libido. Jeśli natomiast jest odwrotnie: hamulce są jak żyleta, a z gazem trzeba wybrać się do mechanika, wtedy libido jest niskie i ochoty na seks brakuje.
Kiedy rodzimy się z gazem i hamulcem, mają one ustawienia fabryczne. To najczęściej doświadczenia życiowe, również niezwiązane z seksem, nakładają się na te ustawienia i zmieniają działanie obu systemów.
Mając tę wiedzę, można sobie odpowiedzieć na pytanie o naturę problemu seksualnego. Czasami wystarczy refleksja, a czasami bardzo dokładny przegląd z pomocą specjalisty. W każdym razie na niskie lub zbyt wysokie libido są sposoby, bo w znakomitej większości przypadków istnieje przyczyna, z którą można się rozprawić.
Czy warto? Tak! Bo potrzeba seksualna, to jedna z fundamentalnych, fizjologicznych potrzeb człowieka.

Szczęśliwego, świadomego Nowego Roku pełnego pięknych seksualnych doznań i przyjemności.

Wasza Magda

Magdalena Świderska

Magdalena Świderska

Seksuolożka, specjalistka Seksuologii Praktycznej.
Założycielka AMORI Centrum Seksuologii Pozytywnej w Poznaniu.

Libido – nasz gaz i hamulec seksualny

Felieton: Magdalena Świderska

Magdalena Świderska

REKLAMA

blank

REKLAMA

blank

Namaste

Felieton: Marta Kabsch

W każdy środowy wieczór odbywam heroiczną walkę z moim wewnętrznym leniem, wsiadam do samochodu i jadę do pobliskiego miasteczka na jogę. Coraz gorzej szło mi mobilizowanie się do ćwiczeń w domu. Uznałam, że potrzebuję ekonomicznej motywacji w postaci opłaconego z góry miesięcznego karnetu. Działa – raz w tygodniu (mało, wiem!) układam się na macie, oddycham, rozciągam, a na koniec, zgodnie ze wskazówkami instruktorki, dziękuję swojemu ciału za współpracę i sobie za to, że znalazłam czas na aktywny relaks. Z myślą o moich zgnębionych siedzącą pracą plecach, wybrałam zajęcia z jogi kręgosłupa. Chociaż nie znam trzydziestoparolatków, którzy nie narzekają na bóle w lędźwiach, jestem najmłodszą uczestniczką środowych sesji. Nie umiem w small-talki, jestem raczej nieśmiała, więc zwykle tylko przysłuchuję się rozmowom kobiet. Z informacji wydobytych z podsłuchanych pogaduszek zaczęłam konstruować w głowie „portrety” każdej z nich – wiek dzieci, liczbę wnucząt, zawody.

Nasza joginka, po wstępnej serii oddechowych ćwiczeń i śpiewaniu „oooom”, każe nam „masować kolanka, żeby dodać sobie energii”. W tym czasie pyta każdego (a raczej każdą – panowie są tu rzadkością), „czego potrzeba”. Prawy bark. Ramiona. Dół pleców. Piersiowy. Wszystko. Jeśli „wszystko” powtórzy się w kółeczku masujących kolanka kobiet 3-4 razy, prowadząca patrzy na nas poważnie i stwierdza z troską: „wy jesteście przemęczone”. Z krótkich rozmów przed i po zajęciach wynika, że każda z pań pracuje, dba o dom, wozi dzieci do szkoły, na sporty, angielski, pianino albo pomaga w opiece nad wnukami. Większość ma ładne fryzury i manicure, więc jeszcze potrafią zagiąć czasoprzestrzeń na tyle, że regularnie pielęgnują wygląd. Do salki wpadają często zziajane, ale rzadko opuszczają środowe sesje. Nietrudno zgadnąć, jak ważne jest dla nich te 1,5 godziny relaksu i skupienia na sobie. Po litanii narzekań na bóle pleców, spięte szyje, bezsenność i skurcze, prowadząca zwykle wygłasza krótkie „kazanie”. Jeśli zadbacie o siebie, będziecie lepiej dbać o innych. Wypoczęta mama to lepsza mama. Zastanówcie się, czyje ciężary nosicie i zrzućcie je natychmiast. Kobiety słuchają, masują kolanka i kiwają głowami z aprobatą. Tydzień później wracają tak samo wykończone i obolałe.

Sesje jogi kręgosłupa zamyka mini-koncert gongów. Słuchamy głębokich, kojących dźwięków na leżąco, z zamkniętymi oczami, przy zgaszonym świetle, zawinięte w kocyki. Miarowe oddechy, czasem – ciche pochrapywanie. To któraś z dziewczyn zapadła w drzemkę. Po tym błogim relaksie, instruktorka serwuje nam napar z hibiskusa. Częstuje orzeszkami, kandyzowanym imbirem i suszonymi figami. Kobiety, nadal opatulone kocami, powoli gryzą przekąski i sączą gorącą herbatę. Niektóre rozmawiają. Któraś pyta o polecenie fachowca w okolicy. Inna opowiada, gdzie tanio kupić kolagen. Nie spieszy im się do wyjścia.

Czytałam ostatnio ciekawy wywiad z psycholożką. Opowiadała o kobietach przychodzących do niej na terapię. Sugestie, że potrzebują więcej odpoczynku i czasu dla siebie, zbywają prychnięciem albo nerwowym śmiechem. Tłumaczą się: co miesiąc chodzę na masaż. Raz na dwa lata jadę na wczasy do Azji. Na tym tle moje jogowe towarzyszki, uczęszczające na środowe sesje jogi, zawyżają statystyki dotyczące self-care. Myślę o nich jako o hinduskich wielorękich boginiach (o dłoniach z perfekcyjnym manicurem). Silne, sprawcze, wszechmocne. Tylko ból w lędźwiach, barku, szyi (niepotrzebne skreślić) przypomina o człowieczeństwie. 1,5 godziny na macie musi wystarczyć, żeby zebrać energię na kolejny, pracowity tydzień. No to masujemy kolanka.

Marta Kabsch

Marta Kabsch

PR manager Starego Browaru,
współwłaścicielka marki papierniczej Suska&Kabsch

Namaste

Felieton: Marta Kabsch

Marta Kabsch

REKLAMA

blank

REKLAMA

blank

Niewidzialna więź

Felieton: Magdalena Ciesielska

Miał piękne jasnoniebieskie oczy, włosy sztywne i gęste. Ta sama fryzura od lat, jak na zdjęciach zrobionych w kolorze sepi czy czarno-białych ujęciach, na których prezentuje się w mundurze i wypastowanych oficerkach lub w koszuli z zadziornie postawionym kołnierzem przy własnym wymarzonym 1950 Plymouth Chrysler Deluxe.Wraz z upływem lat kolor włosów zmienił się na czysty biały śnieg, a na nosie zagościły grube szkła okularów.
Wymagał i miał swoje zasady, był typem choleryka, ale umiał zjednywać sobie ludzi. Przyciągał ich do siebie swoim poczuciem humoru, pomocną dłonią, otwartością, zabawnym usposobieniem. Lubił gości, więc dom tętnił rozmowami, śmiechem, nie potrzeba było konkretnej uroczystości czy święta, aby na kanapach i na krzesłach zasiadali członkowie bliższej czy dalszej rodziny, krewniacy, przyjaciele, znajomi. Suto zastawiony stół, wedle staropolskiego zwyczaju, serwowanie własnych wyrobów i oczywiście koniaczek na trawienie – wszystkim koordynował i zarządzał, miał już taką naturę. Organizował bryczki, kuligi, wyścigi, wypady nad pobliskie jeziora.
W swoim gabinecie w wielkiej szufladzie zawsze przechowywał karton z waflami Teatralnymi, słodkim wyrobem Fabryki Cukierniczej Kopernik. I tymi łakociami częstował wnuki umorusane czekoladową polewą, zwoływał je na taki antrakt z podwórka czy z przydomowego parku. Na koniec roku szkolnego oglądał świadectwa wnucząt, nie szczędził pochwał i „kieszonkowego” w nagrodę za dobre wyniki w nauce, ale z przekorą – której mu w życiu nie brakowało – najbardziej cenił świadectwa bez czerwonego paska, te z gorszym zachowaniem i przeglądając takie, miał przy nich ogromny ubaw. Upodobał sobie jeden mebel – szeroki fotel, w kolorze głębokiego szmaragdu, z potężnym oparciem, w stylu vintage. Gdy tylko zajmował swoje miejsce, zapraszał pociechy, które jak ptaszki na gałęzi zasiadały na oparciach, zagłówku fotela i wówczas mebel zamieniał się w wielki stary dąb, a Dziadek wyglądał jak puchacz śnieżny z przyboczną zgrają ćwierkających gili, sikorek, pliszek i jemiołuszek.
Każdy ma swoje przyzwyczajenia i rytuały dnia codziennego, On miał swoje również. Doglądał „obejście” wczesnym rankiem, ok. 5 rano zaglądał do stajni, do swoich ukochanych wierzchowców i klaczy, dokarmiał psy, wydawał polecenia i harmonogramy prac. W kieszeni zawsze chował chusteczki, na wypadek gdyby popłakał się ze śmiechu – a takich momentów było nad wyraz dużo, gdy opowiadał zasłyszaną historię, gdy ubarwiał czyjąś opowieść lub aby komuś zrobić na przekór dodawał szczyptę pikanterii i sam śmiał się ze swoich pomysłów. Lub gdy oglądał Charliego Chaplina, amerykańskie komedie z Flipem i Flapem. Łzy płynęły też ze wzruszenia, gdy tylko usłyszał Mazurka Dąbrowskiego czy oglądał musztrę wojskową. Do wyprasowanych rzeczy, a tym bardziej chusteczek przywiązywał wielką uwagę. Chusteczki papierowe? Ależ nie. Musiały być dedykowane: męskie, w kratkę, z emblematem, z haftem itd. Uwielbiał jeść, delektować się potrawami, kosztować różnorodne smaki, rozpływał się w opisach wędzonego boczku, smażonego pstrąga, „porządnego” rosołu.
I choć minęły już trzy dekady odkąd Go z nami nie ma, pamiętam wciąż jego grube szkła okularów, ciemnozielony blezer, który chętnie zakładał, brązową laseczkę, którą się podpierał, kałamarz z granatowym atramentem na jego biurku, a przede wszystkim szczery uśmiech. Wiele obrazów noszę z czułością w pamięci.
W każdy Dzień Dziadka jeszcze intensywniej myślę o Nim. Ciepło i z łezką rozrzewnienia. Brakuje mi nawet tych wszystkich chusteczek do prasowania, na okrągłym stoliku w sypialni. A 13 lutego w dzień Jego „odejścia” przypominam sobie wartościowe chwile z Nim spędzone i wiem, że teraz tam daleko… rozśmiesza wszystkich swoimi dowcipami.

Magda Ciesielska

Magdalena Ciesielska

Niewidzialna więź

Felieton: Magdalena Ciesielska

Magda Ciesielska

REKLAMA

blank

REKLAMA

blank

Koniec uprawiania sportu – początek dramatu?

Tekst: Przemysław Wichłacz

Moment, w którym dochodzi do Ciebie myśl, że ze sportu, który trenujesz zawodowo nie będziesz (już) zarabiał, jest momentem pełnym emocji. W zależności od indywidualnej historii –i tego czy kończysz długą, uwieńczoną sukcesami karierę, czy też zdajesz sobie sprawę, że nie masz w sobie tyle potencjału, aby zarabiać dzięki sportowi – towarzyszą najczęściej emocje, takie jak: smutek, lęk, strach i niepewność.

Przemysław Wichłacz, rok 2021 vice Mistrzostwo Polski z Lechem Poznań u17
Przemysław Wichłacz, rok 2021 vice Mistrzostwo Polski z Lechem Poznań u17

Z perspektywy czasu, po wielu rozmowach z osobami, które doświadczyły tych uczuć nasuwa się jeden wniosek – nie ma w tym nic złego. Jest to całkiem normalna i zrozumiała reakcja człowieka. Taki stan może chwilę potrwać. Słyszałem nawet historie, że jeden z byłych piłkarzy ekstraklasowych przez miesiąc od zawieszenia butów na kołek chodził w szlafroku i nie wiedział, co ze sobą zrobić. Domyślam się, że przez ten miesiąc było w jego myślach mnóstwo flashbacków. Pełen mix wspomnień – ważne mecze, historyczne bramki, kluczowe sezony, medale i wyróżnienia przeplatały się z myślami, co dalej? Gdzie będę pracował? Gdzie znajdę, coś co mi sprawia radość? Czy mam jakieś umiejętności inne niż granie i w ogóle jak zacząć zarabiać ponownie dobrą kasę?

2023 rok i seria „Życie na pełnych obrotach” będzie pod znakiem takich historii. Kariera sportowa, piękny sposób na życie i potem… kończy się to w mgnieniu oka i zaczyna „drugie życie”. Życie biznesowe, życie przedsiębiorcy, życie w innym świecie – zmiana o 180 stopni.

Są to inspirujące historie, ponieważ każdemu z nas na co dzień towarzyszą różne emocje, a zestawienie ich z tym jak funkcjonuje człowiek wychowany w sporcie, powoduje, że można zaczerpnąć dla siebie wiele ciekawych przykładów, jak wytrwale dążyć do upragnionych celów, jak radzić sobie z problemami, czy nawet jak łączyć biznes ze sportem i sport z biznesem. Faktem jest to, że w momencie zmian w swoim życiu każdy chciałby znaleźć pozytywne rozwiązania, ale nie każdy zdaje sobie sprawę z tego, że najważniejszym czynnikiem w tej sytuacji jest po prostu głowa.To ona podpowiada najlepsze rozwiązania i kreuje świetne pomysły, jednocześnie to ona powoduje, że stoisz i nie jesteś w stanie znaleźć pomysłu na siebie.

Jakie są zatem konsekwencje, gdy za zmianą trybu życia „nie dojedzie” głowa? Podzieliłbym je na dwie grupy. Materialne i mentalne.

  • Materialne to te, które jesteśmy w stanie zweryfikować w dość szybkim czasie lub te, które namacalnie jesteśmy w stanie zdiagnozować, np.
    • brak dochodu i finansowy pik w dół
    • brak pracy / codziennych obowiązków zawodowych

W przypadku osoby z ekstraklasową historią brak comiesięcznego przelewu nie powinien stanowić problemu ze względu na odłożony kapitał i możliwość zrobienia sobie chwili zawodowej przerwy, to na przykładzie zawodnika, który dopiero, co skończył akademie, zadebiutował ledwo w II / III lidze wygląda to inaczej. Ten margines przerwy jest zdecydowanie krótszy lub go nie ma.

  • Mentalne. Jeśli tego marginesu nie ma lub jesteśmy świadomi, że nie wiemy co mamy w życiu robić to w głowie pojawiają się różne myśli:
    • natłok informacji związanymi z pomysłami na to co dalej
    • świadomość braku wiedzy od czego zacząć
    • brak motywacji
    • świadomość braku umiejętności biznesowych/zawodowych
    • spadek pewności siebie
    • ogólne złe samopoczucie
    • frustracja związana z czasem poświęconym na pracę vs. zarobki (w porównaniu do piłki)

Dodatkowo często zdarza się, że wraz ze zmianą dochodzi do:

  • pogorszenie relacji z najbliższymi
  • wywierania presji ze strony rodziny/bliskich/znajomych, aby „wziąć się w garść”
  • walki z własnym ego. Często pozycja społeczna i przyzwyczajenia byłego sportowca nie pozwala mu zacząć pracy od najniższego stanowiska, a często zmiana trybu sportowca na pracownika tego wymaga.

Finalną konsekwencją może być nerwica, albo nawet depresja, która jak się w wielu źródłach można dowiedzieć jest dość częstym przypadkiem wśród sportowców i ex-sportowców.
Z polskiego świata sportu przykładami osób, które doświadczyły tego stanu to m.in. Justyna Kowalczyk, Marek Plawgo czy Tomasz Smokowski, jednak… seria „Życie na pełnych obrotach”pokaże prawdziwe historie jak skutecznie się przed tym bronić lub przełamywać ten stan. Jak wykorzystać sportowy charakter do zmian w życiu. Pokażą, jak się przebranżowić, jak zmienić swoje nastawienie, jak osiągnąć sukces, czy jak ciężko pracować, aby dojść na szczyt.

Inspirujące historie po to, aby rozmowa z bohaterem dostarczyła jedno zdanie, które zmieni coś w Twoim życiu. Wniesie wartość dodaną do Twoich działań!

Przemysław Wichłacz

Przemysław Wichłacz

Były piłkarz, obecnie przedsiębiorca, www.wichlacz.pl

Koniec uprawiania sportu – początek dramatu?

Tekst: Przemysław Wichłacz

Błażej Telichowski z zespołem podczas turnieju byłych sportowców i przedsiębiorców.

REKLAMA

blank

REKLAMA

blank

Kuchnia OT.Warta – mule z białym winem

Tekst: Dima Maksymovych

Otwórz się na smaki z najwykwintniejszych restauracji – śródziemnomorskie mule z białym winem to sprawdzony przepis na olśnienie gości podczas karnawałowego wieczoru. Dzięki wskazówkom Dimy, szefa kuchni OT.Wartej, ich przygotowanie jest proste jak budowa małża. Pst! Małże to uznawany od wieków afrodyzjak. Podgrzej atmosferę, serwując je podczas walentynkowej kolacji z drugą połówką.

Przepis na mule z białym winem

  • 1 kg czarnych muli
  • 3 ząbki czosnku
  • połówka papryczki chili bez pestek
  • 100 ml białego wytrawnego wina
  • 80 g masła
  • natka pietruszki
  • 2 łyżki oliwy z oliwek
  • pieprz i w razie potrzeby sól
Kuchnia OT.WARTA

Na głęboką, rozgrzaną patelnię wlewamy oliwę z oliwek i delikatnie podsmażamy rozdrobniony czosnek i drobno pokrojoną papryczkę chili.

  • Dodajemy świeże, wypłukane z piasku mule i smażymy jeszcze 5 minut, po czym wlewamy białe wino i dusimy 5-7 minut, aż małże się otworzą.
  • W trakcie gotowania 2-3 razy potrząsamy patelnią, aby małże równomiernie się gotowały. Mule, które się nie otworzyły, wyrzucamy.
  • Kiedy wino delikatnie się zredukuje, dorzucamy zimne masło i na wyłączonym ogniu mieszamy sos do konsystencji emulsji.
  • Dodajemy drobno pokrojoną pietruszkę.
  • Serwujemy ze świeżym, chrupiącym pieczywem.
Kuchnia OT.WARTA
blank

Dima Maksymovych

Młody kucharz ze szczerym uśmiechem i… aż 10-letnim doświadczeniem pracy w kuchni! Już jako 18-latek przygotowywał dania, które zachwycały gości restauracji we Włoszech i Francji. Teraz zawitał do Poznania i szefuje w kuchni restauracji OT.Wartej – nowej destynacji na kulinarnej mapie Poznania, która przywróciła świetność dawnym Łazienkom Rzecznym.

Kuchnia OT.Warta – mule z białym winem

Tekst: Dima Maksymovych

Dima Maksymovych: Kuchnia OtWarta

REKLAMA

blank

REKLAMA

blank

Włoskie bąbelki, które pokochał świat, czyli… słów kilka o Prosecco

FELIETON: Sławek Komiński

Zdjęcia: Sławek Drapiński

Karnawał, walentynki, randka, spotkanie w gronie znajomych, chwila wytchnienia po ciężkim tygodniu, odrobina radości na co dzień… Nie ma lepszych okazji, aby otworzyć butelkę Prosecco. Poznajmy zatem bliżej wino musujące, które swoją nazwę wzięło od małej włoskiej miejscowości położonej niedaleko Triestu.
Prosecco wywodzi się z północno-wschodniej części Włoch, z dwóch regionów: Veneto i Friuli Venezia Giulia, a wino to wytwarza się głównie ze szczepu Glera.

Jak powstaje Prosecco?

Do produkcji tego wina wykorzystuje się duże stalowe tanki, zwane autoklawami, i to właśnie w nich następuje proces wtórnej fermentacji, dającej to, co najważniejsze, a więc dwutlenek węgla, czyli bąbelki. Zastosowanie tej metody, którą od nazwisk jej twórców określa się jako „Metodę Martinottiego” lub „Metodę Charmata”, pozwoliło znacznie obniżyć koszty produkcji i przyspieszyć proces powstawania wina musującego w porównaniu np. do metody stosowanej przy produkcji szampana, w której „bąbelki” powstają w butelce, a nie w dużym tanku.

Jak wybrać dobre Prosecco?

Za sukcesem komercyjnym tego wina, poszła także jego masowa produkcja. Aby zaspokoić globalny popyt, produkuje się go w setkach milionów butelek każdego roku, często niestety także na przemysłową skalę. Warto zatem szukać butelek nie od znanych, napakowanych marketingiem marek, ale od mniejszych producentów, którzy nad ilość przedkładają jakość wina, które robią. Wskazówką mogą być także informacje zawarte na etykiecie świadczące o miejscu pochodzenia win. Jeśli wybierając butelkę Prosecco, zobaczymy na butelce nazwy apelacji takie jak: Cartizze, Asolo czy ConeglianoValdobbiadene, będziemy mieli pewność, że trafiliśmy na wino z najwyższych jakościowo miejsc. Kolejnym istotnym elementem, na który warto zwrócić uwagę, wybierając Prosecco jest zawartość cukru i tu uwaga! Prosecco Extra Dry – najpopularniejsze i najszerzej produkowanie, to nie wino „ekstra wytrawne”, a wręcz przeciwnie – półwytrawne, bowiem zawartość cukru resztkowego waha się w nich między 12 a 17 gramów na litr. Jeśli natomiast szukamy Prosecco bardziej wytrawnego sięgajmy po to, które ma na etykiecie oznaczenie Brut, a te najbardziej wytrawne opisane będą: Extra Brut lub Brut Nature. Z kolei Prosecco z najwyższą zawartością cukru oznaczone będzie Dry. Skomplikowane? Mam nadzieję, że teraz już nie.

Z czym łączyć Prosecco?

Z dobrą zabawą, spotkaniem i chwilą radości, ale Prosecco to także świetny kompan przy stole. W zależności od wspomnianej zawartości cukru, sprawdzi się zarówno jako aperitif, towarzysz lżejszych, nieskomplikowanych dań, jak również deserów (szczególnie tych owocowych). Będzie także genialne komponować się z daniami kuchni azjatyckiej.

Jak pachnie i smakuje Prosecco?

Świeżość, świeżość i jeszcze raz świeżość, a więc znajdziemy w nim aromaty: soczystych jabłek, gruszek, brzoskwiń czy kwitnących białych kwiatów. Pamiętajcie, że świeżość bierze się z kwasowości i dobre Prosecco tę kwasowość powinno mieć i nie bójmy się jej! Pijąc dobre, jakościowe Prosecco, cukier wcale nie będzie nam potrzebny.
Ciekawostka! Najwyższej klasy Prosecco pochodzą z apelacji Cartizze, która poza tym, że jest przepięknym miejscem, stała się także najdroższym kawałkiem winiarskiej ziemi w całych Włoszech, a hektar parceli wyceniany jest tam aż na 1 milion 800 tys. EUR.

Za co kochamy Prosecco?

Przede wszystkich za owocowość, lekkość, szczerość i nieskomplikowanie, wreszcie za przystępną cenę, która pozwala nam cieszyć się winem musującym nie tylko wtedy, kiedy celebrujemy ważne uroczystości, ale także, pozwala nam je pić na co dzień, zarówno solo, jak i jako komponent pysznych cocktaili ze słynnym AperolSpritz na czele.
To co? Widzimy się na kieliszku Prosecco? Salute!

Sławek Komiński Miłośnik wina, który od ponad 13 lat łączy swoją pasję z biznesem, będąc właścicielem Salonów Win i Winebarów MineWine.pl Absolwent Vinitaly International Academy i oficjalny Ambasador Win Włoskich.

Sławek Komiński

Miłośnik wina, który od ponad 13 lat łączy swoją pasję z biznesem, będąc właścicielem Salonów Win i Winebarów MineWine.pl
Absolwent Vinitaly International Academy i oficjalny Ambasador Win Włoskich.

Włoskie bąbelki, które pokochał świat, czyli… słów kilka o Prosecco

FELIETON: Sławek Komiński

Zdjęcia: Sławek Drapiński

Sławek Komiński

REKLAMA

blank

REKLAMA

blank

Naturalne trendy zgodne z naturą

Tekst: Dr inż. Joanna Igielska-Kalwat

Od tysięcy lat ludzie poszukują nowych sposobów na poprawę swojego wyglądu. Pragnąc zadbać o swoje piękno, kobiety i mężczyźni na całym świecie – poza stosowaniem najlepszych kosmetyków oraz zabiegów – chcą wprowadzać zrównoważoną rutynę pielęgnacyjną, aby złagodzić negatywny wpływ konsumpcjonizmu na środowisko naturalne. Jednym z najbardziej zauważalnych trendów jest rozwój pro środowiskowych rozwiązań stosowanych w życiu codziennym, ale również w przemyśle. Producenci kładą nacisk na wytwarzanie surowców bardziej przyjaznych dla środowiska. Świadomi konsumenci, wybierają kosmetyki, których produkcja opiera się na zrównoważonym rozwoju (ang. sustainable cosmetics).Rozwój ten zaspokaja teraźniejsze potrzeby bez uszczerbku dla zdolności egzystowania przyszłych pokoleń. Sustainable cosmetics zaczyna się już w momencie pomysłu na produkt. Dalsze etapy polegają na pozyskaniu surowca ze zrównoważonego rolnictwa, zgodnie z regułą sprawiedliwego handlu (ang. Fair Trade). Trend ten ogranicza zużycie wody i chemikaliów. Produkcja powinna minimalizować zużycie energii i emisję szkodliwych substancji, ważny jest wybór odpowiednich opakowań. Transport, sprzedaż, użytkowanie również wpisują się w zrównoważony rozwój.Na koniec trzeba zastanowić się, co stanie się z produktem po jego wykorzystaniu, gdzie trafią opakowania, czy można je powtórnie wykorzystać, jak wpłynie to na środowisko.
W ostatnim czasie w branży beauty można zauważyć rozwój trendów poszerzających myśl produkcji kosmetyków na bazie naturalnych, bezpiecznych dla środowiska produktów. Na półkach sklepowych widnieją preparaty pozbawione wody (ang. water less). Kosmetyki zawierają również wodę pospożywczą, która jest wyjątkowym post biotycznym odpadem. Zawiera między innymi: proteiny, oligosacharydy oraz izoflawony. Zamiennikiem wody może być serwatka, która jest odpadem poprodukcyjnym tofu (seria ToforYou). Postać płynna została zastąpiona przez kostki, koncentraty czy też proszki. Obserwujemy większy nacisk konsumentów i ośrodków naukowych na korzystanie z surowców wspierających zrównoważony rozwój.Oferowane produkty rynkowe wskazują na duże zainteresowanie składnikami, które są produktami ubocznymi pochodzącymi z innych przemysłów (ang. upcycling). Godnym przedstawienia przykładem jest laminat do włosów polskiej firmy Hairy Tale Cosmetics Seal The Deal, który w swoim składzie zawiera kwas hialuronowy oraz kolagen pozyskiwany z rybich skór, będących odpadem z przemysłu spożywczego. Kolagen rybi przypomina białko produkowane w organizmie człowieka. Jest to w pełni naturalny składnik wolny od zanieczyszczeń i cechujący się znacznie większymi właściwościami kosmetycznymi niż wcześniej stosowane rodzaje kolagenu. Technologia Seal The Deal została opracowana bez zużycia wody (ang. water lessi water upcycling).
Rybie skóry będące odpadem w normalnych warunkach musiałyby zostać zutylizowane, a dzięki ponownemu wykorzystaniu do produkcji np. kosmetyków wpisały się w trend (ang. upcyclingu). Producenci otrzymują korzystne składniki kosmetyków, redukują generowanie śladu węglowego oraz wybierają jeden z najistotniejszych trendów – ZERO WASTE, który jest niezwykle pomocny dla zachowania prawidłowego rozwoju naszej planety. Przykładowo oxyresveratrol tworzony dla serii R-OXYoraz Resveravit-C AGE GLOW poznańskiej firmy Back to Comfort otrzymuje się z odpadów przemysłu meblowego – ścinek chlebowca.

Trendy upcyclingu w branży beauty można wprowadzić, zmieniając tylko jedną składową. Przemysł tradycyjny jest nastawiony na surowce wysokiej jakości.

Przedefiniujmy „odpady“- użyjmy ich, aby ponownie znalazły się w obiegu.

Trend związany z wytwarzaniem produktów ekologicznych można zaobserwować również w branży opakowań. Bardzo istotne jest, aby surowiec i kształt opakowania mógłby być poddane procesowi recyklingu. Na szczególną uwagę zasługują opakowania firmy Neboa, która produkuje zgodnie z filozofią respect the nature, opiera się ona na szacunku do naszej planety. Firma połączyła skuteczną pielęgnację włosów z jednoczesnym dbaniem o przyrodę.Postanowiła, aby ich opakowania były wytwarzane z plastiku odławianego z oceanów. Pomysł firma argumentuje poprzez hasło Oceny to życie, bo przecież oceany zajmują ogromną powierzchnię naszej planety. Około 80% stworzeń żyjących na Ziemi żyje właśnie tam. Oceany również regulują klimat na Ziemi.Obecnie zalega w nich ponad 300 mln ton plastiku. Każdego roku ta liczba powiększa się o kolejne 8 mln ton zanieczyszczeń.Przez plastikowe odpady każdego roku ginie około 1 mln ptaków i 100 tys.ssaków.Dzięki produkcji opakowań z plastiku odławianego z oceanów realnie firma Neboa wpływa na oczyszczanie wód z zanieczyszczeń, ratuje życie morskich zwierząt i dba o naszą przyszłość. Każde opakowanie Neboa to mniej plastiku w oceanach.

Coraz większa świadomość konsumentów oraz trendy związane z eko odpowiedzialnością w zakresie tworzenia technologii receptur kosmetycznych oraz opakowań sprawiają, że producenci zwrócili uwagę na problemy związane nie tylko z bezpieczeństwem i skutecznością produktów kosmetycznych. Wspierają również nasz bezpieczny dom – naszą planetę.

Joanna Igielska Kalawat

Dr inż. Joanna Igielska-Kalwat

ukończyła wydział Technologii Chemicznej Politechniki Poznańskiej. Posiada doktorat z chemii kosmetycznej Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu. Specjalizuje się w technologii produktów kosmetycznych. Jest certyfikowanym analitykiem diagnostykiem w dziedzinie trychologii.

 

Naturalne trendy zgodne z naturą

Tekst: Dr inż. Joanna Igielska-Kalwat

Joanna Igielska Kalawat

REKLAMA

blank

REKLAMA

blank

FASCYNATORY – ich czar i urok

Tekst: Zuzanna Połeć

Zdjęcia: Anna Wilmowska

Modelka: Dagmara Siedlarz

Makijaż: Hash Dash Beaty Bar

Pierwszy kontakt z fascynatorami miałam już w 2014, kiedy w sklepie ze sztuczną biżuterią wzięłam do ręki opaskę wykonaną z piórek i nieznanego mi wcześniej materiału. Od tego momentu zaczęło się zgłębianie wiedzy o tym produkcie, materiałach, z którego jest wykonany, a także poszukiwanie kursów i osób, które mogłyby mnie nauczyć tworzyć fascynatory. Wiedzę o tych unikatowych nakryciach głowy czerpałam od znanych modystek: Małgorzaty Wybrańskiej, Moniki Grzybowskiej i Moniki Ciesiełkiewicz.
W fascynatorach najbardziej fascynuje mnie ich kształt. Te oryginalne i nieoczywiste formy można wykreować dzięki specjalnemu materiałowi sinamay, który po namoczeniu, uformowaniu i wyschnięciu zachowuje nadany wygląd. W szyciu fascynatorów jedyne co może ograniczać to brak kreatywności i wyobraźni, ponieważ fascynator to takie małe dzieło sztuki, które może być takiego rozmiaru i koloru, jaki tylko zapragniemy, możemy go ozdobić czymkolwiek chcemy od koralików, przez woalki i pióra, aż po kwiatki. Fascynator przyjmie każdy pomysł, a efekty będą zaskakujące.

Przeczytaj także:

logo Poznański prestiż


Fascynatory tak jak sztuka odzwierciedlają wnętrze projektanta, dlatego moje projekty są bardziej skromne i minimalistyczne, wychodzę z założenia, że im mniej, tym lepiej. Projekty opieram na jednym, ewentualnie dwóch kolorach, które ze sobą współgrają. Oczywiście, szyjąc na specjalne zamówienie przede wszystkim dobieram kolor zbliżony do ubrania klientki czy dodatków, żeby fascynator tworzył spójną całość. Głównie skupiam się na mniejszych formach, ponieważ Polki jeszcze z dużą nieśmiałością podchodzą do tego nakrycia głowy.
Uważam, że fascynatory dodają elegancji i wytworności, sprawiają że ulubiona sukienka nabiera zupełnie innego charakteru. Zdarzają się klientki, które bardzo dokładnie wiedzą, czego potrzebują i wtedy chcę jak najlepiej sprostać ich oczekiwaniom. Zadowolenie klientek jest dla mnie najważniejsze, nie szyję fascynatorów dla siebie, ale dla innych kobiet, aby sprawić, by poczuły się w nich wyjątkowo.
W szyciu fascynatorów wykorzystuję swoje zdolności manualne, uwielbiam szyć za pomocą igły i nici, zwracam uwagę na najmniejsze szczegóły. Produkty, które wychodzą spod mojej ręki sprzedaję pod własną marką Suzette Zuzanna Połeć, dlatego muszą być wykonane na najwyższym poziomie.
Chcąc tworzyć coraz lepsze projekty, podjęłam studia podyplomowe na kierunku Projektowanie ubioru na ASP w Łodzi.Od początku wiedziałam, że w pracy dyplomowej zaprezentuję nakrycia głowy, które będą najważniejszym elementem kolekcji, a ubrania dopasuję właśnie do nich. W taki sposób powstała minikolekcja Royal Ascot inspirowana najsłynniejszymi wyścigami konnymi w Anglii, która pozwoliła mi przez chwilę poczuć atmosferę tego wydarzenia. Następny krok i tym samym spełnienie kolejnego marzenia to podróż do Ascot, żeby na własne oczy zobaczyć te fantazyjne i oryginalne nakrycia głowy.

Fascynatory Zuzanna Połeć
Fascynatory Zuzanna Połeć

Zuzanna Połeć

FASCYNATORY – ich czar i urok

Tekst: Zuzanna Połeć

Zdjęcia: Anna Wilmowska

Modelka: Dagmara Siedlarz

Makijaż: Hash Dash Beaty Bar

Fascynatory-Zuzanna-Polec-2-scaled

REKLAMA

blank

REKLAMA

blank

Be a part of… community

Felieton: dr Agata Wittchen-Barełkowska

Jako ludzie jesteśmy stworzeni do budowania więzi. Co prawda w dzisiejszych czasach możemy żyć i zaspokajać swoje potrzeby indywidualnie, jak nigdy dotąd. Jednak wciąż większość z nas stara się być częścią większej całości i realizować się we wspólnocie.

Angielskie słowo community oznacza społeczność, wspólnotę. Jesteśmy na co dzień częścią różnych wspólnot. Jedne dają nam poczucie sensu i spełnienia, drugie przynależności i bliskości. Jeszcze inne pomagają dokonywać nowychodkryć i realizować marzenia.

Jako badaczka i trenerka komunikacji mamprzywilej obserwować rozwój wielu zespołów. Pracując nad dobrą komunikacją, pomagam nazwać procesy, zidentyfikować trudności, postawićschematy pod znakiem zapytania. Widzę prawdziwe emocje i pokazuję, jak działają słowa. Wszystko po to, aby firma mogła wprowadzić zmiany i funkcjonować z uwagą na człowieka.
Z satysfakcją obserwuję, jak odkrywane sąnowe modele zarządzania, w których pojęcie wspólnotyodgrywa ważną rolę. Cieszy mnie, że wiele z nich inicjują kobiety – świadomie stawiające na wartości związane ze współtworzeniem, proponujące nowy typ zaangażowania.

Dla wielu z nich siłą do wprowadzania zmian w społecznościach biznesowych jest oparcie we wspólnocie najbliższych. Czasami są to krewni, a czasami „rodzina z wyboru”.Coraz częściej odnajdujemy miłość, akceptację, siłę i dobrostan w takich właśnie społecznościach, opartych na wzajemności, rozumieniu potrzeb i chęci wspólnego doznawania świata.

Z tej ostatniej powstają też społeczności związane z pasją – grupy ludzi współdzielących jakąś namiętność: do rajdów samochodowych, chodzenia po górach, zdrowego odżywiania i świadomego stylu życia czy pływania na wstrzymanym oddechu. Spotykamy się w nich często tylko na chwilę – na treningu lub okolicznościowym wydarzeniu. A jednak więź wynikająca ze wspólnych osiągnięć, wzajemnego motywowania się, czy wspierania w chwilach słabości jest naprawdę silna.

Każda z tych wspólnot uświadamia nam, że dobrze jest być częścią większej całości. Jak w biżuterii – pojedyncze ogniwa są cenne, ale dopiero właściwa kompozycja pozwala zobaczyć i docenić pięknowszystkich poszczególnych elementów.

Cykl felietonów „Be a part of” został zainicjowany przez Volvo Firma Karlik z troski o drugiego człowieka i naturę, by inspirować do pozytywnych zmian w naszym życiu.
Do projektu zapraszani są eksperci i osoby zaprzyjaźnione z Firmą Karlik, które dzielą się własnymi doświadczeniami, świadomie poszukują życiowej równowagi, przestrzeni dookoła i w głowie,chcąbyć blisko natury i blisko siebie.
Z uważnością na drugiego człowieka i otaczający świat zapraszamy do obserwowania bloga Made by Karlik.

Be a part of our story! Więcej o nas: madebykarlik.pl

Agata Wittchen Barełkowska

dr Agata Wittchen-Barełkowska

Badaczka i trenerka komunikacji, mediatorka, dziennikarka.
Od 15 lat bada, jak słowa działają na ludzi i jak ludzie działają za pomocą słów.

Be a part of… community

Felieton: dr Agata Wittchen-Barełkowska

Agata Wittchen Barełkowska

REKLAMA

blank

REKLAMA

blank

Moda to nie tylko ubranie

Tekst: Ania Dutkowska Śmiechowska

Od zawsze uważam, że ubranie jest najszybszym sposobem na zmianę samopoczucia, ale tylko pod warunkiem, gdy będzie zgodne z Twoim JA. Ubranie jest nieodłącznym elementem Twojego życia. Zanim się odezwiesz, Twoje ubranie już mówi o Tobie. Zapraszam do świata stylizacji

Nowy rok, nowa JA – od czego zacząć przygodę z modą?


Moda to nie tylko ubranie. To styl życia. To, w jaki sposób się ubieramy, jest odzwierciedleniem naszego wnętrza. Naszych zachowań, zainteresowań, miejsca pracy czy dresscode’u, jaki w danym miejscu obowiązuje. Wszystko, co nas otacza ma ogromny wpływ na nasz styl, na nasze JA.
Ubranie jest komunikatem, który przekazujemy światu na nasz temat. A na styl, jaki reprezentujemy, ma wpływ wiele czynników. Od środowiska, w którym pracujemy, ludzi,z którymi się spotykamy, poprzez aktywność fizyczną, którą uprawiamy, kończąc na tym, co jemy. Ubranie jest narzędziem, które w wielu życiowych sytuacjach może nam pomóc. Ale może też zaszkodzić. Ponieważ łatwo się przebrać, ale zdecydowanie trudniej czuć się sobą w ubraniu, które nie jest odzwierciedleniem naszej osobowości. „Moda przemija, styl pozostaje” nieśmiertelny cytat Coco Chanel jest nadal aktualny. Indywidualne wyrażanie siebie to coś więcej niż jedno sezonowy „krzyk mody”.


Jednak, żeby zrobić dobre wrażenie, Twoje ubranie musi reprezentować Ciebie, a nie Ty ubranie. Może dodać pewności siebie, ale również może spowodować złe samopoczucie. Pomyśl, jakie przesłanie chciałabyś przekazać światu? Dbanie o wizerunek ma moc, która wiąże się z poczuciem bycia silną, pewną siebie i szczęśliwą osobą. Ale także z komfortem, jakością i stylem życia. Dlatego bardzo ważne jest to, aby Twoja stylizacja odzwierciedlała Twoją osobowość i abyś czuła się zawsze i wszędzie sobą. Pozornie nieistotne kwestie, takie jak kolor, długość spodni, to jaką ubierasz bieliznę, tkaninę– wszystko ma tu znaczenie. Wpływa na nasze samopoczucie.


Jak zatem znaleźć swój styl w przytłaczającej od nadmiaru ubrań rzeczywistości?


Wraz z nowym rokiem warto zajrzeć do swojej garderoby i zrobić w niej porządek. Być może kilka poniższych wskazówek pomoże uporać Ci się z nadmiarem rzeczy, a jednocześnie pozwoli wyrazić siebie. Po pierwsze–pozbądź się rzeczy za małych, zniszczonych, oraz tych które czekają aż schudniesz czy przytyjesz. Po drugie, zastanów się jakich ubrań masz najwięcej i czy rzeczywiście są one Ci potrzebne. Dodatkowo – codziennie rano ubierając się do pracy, zapisz na kartce, czego Ci brakuje. Pozwoli to skompletować swój własny „niezbędnik”. Odpowiedz sobie na pytanie,jaki jest Twój styl życia? Gdzie pracujesz? Jaki dresscode obowiązuje w Twoim miejscu pracy? Innych ubrań będzie potrzebowała managerka korporacji, uwielbiająca aktywnie spędzać wolny czas z przyjaciółmi na siłowni, a innych właścicielka galerii sztuki, która sztywnym korporacyjnym stylem mogłaby odstraszyć ludzi przyzwyczajonych do obcowania ze sztuką.
Tych kilka zasad, pozwoli na nowo spojrzeć na siebie i na to, co kryje nasze wnętrze. I czy to, co prezentujemy na zewnątrz, jest w zgodzie z tym, jak czujemy się w środku.
Na koniec jeszcze mała podpowiedź w porządkach garderoby. Wystarczy kilka ponadczasowych klasycznych ubrań, aby stworzyć zestawy ubrań na cały tydzień. Oto kilka przykładów, ubrań, które warto posiadać. Sprawdź, czy goszczą w Twojej szafie.

blank
mia manu
blank
paso a paso
blank
Sweter frizzy black
blank
roselle
MM-Sroka-Design-18
MM Sroka Design 18
blank
MM Sroka Design 23
blank
MM Sroka Design 11
mia manu
mia manu
paso a paso
paso a paso
blank
roselle
blank
roselle
blank
spodnie eleganckie black

Ania Smiechowska

Ania Dutkowska Śmiechowska

stylistka mody

Moda to nie tylko ubranie

Tekst: Ania Dutkowska Śmiechowska

Ania Smiechowska

REKLAMA

blank

REKLAMA

blank

Jestem naprawdę on tour. Bycie w drodze to moja pasja

Felieton: Aneta Barczyk

Był rok 2015, luty, kiedy po raz pierwszy pokonałam dystans 50 km, aby dotrzeć do miejsca docelowego– Gródka nad Dunajcem. Minęło 7 lat, a ja nadal przemierzam tę samą odległość z domu do pracy i trudno mi sobie wyobrazić, że mogłoby być inaczej. Jestem od zawsze on tour, zakochana w podróżach, realizuję swoje pasje i marzenia. Po wielu latach nadal uwielbiam ten czas spędzony sam na sam ze sobą w samochodzie. Dzięki temu wysłuchałam niezliczonej ilości audiobooków, podcastów. Za mną setki godzin słuchania ulubionej muzyki. Staram się każdą minutę w aucie maksymalnie wykorzystać:na przemyślenie ważnych spraw, na rozmowy z bliskimi, umówienie wizyty u lekarza, ale też na zaplanowanie popołudniowych zakupów.
W Heron Live Hotel, gdzie pracuję jako manager Recepcji i Live SPA, codziennie witam gości, którzy docierają do nas po dłuższej lub krótszej podróży. Cieszy mnie to, lubię z nimi rozmawiać, jestem ciekawa ich wrażeń. Podróżnik podróżnika rozumie.
Kiedy po raz pierwszy zetknęłam się z projektem #byckobietaontour pomyślałam, że to hasło pasuje do mnie idealnie, bo moje życie to ciągła droga: do spełniania swoich marzeń, realizacji planów zawodowych, droga do odkrywania samej siebie.Dla mnie to hasło oznacza też odwagę, a tej mi w życiu nie brakowało. Na przekór wszystkim wybrałam studia w Kielcach, kiedy inni wybrali piękny Kraków. Podczas wyjazdów studenckich pracowałam w Grecji, Turcji, Anglii, we Włoszech. Przeżyłam też wiele przeprowadzek, bo moim rodzicom również odwagi nie brakowało, aby ryzykować i szukać lepszego miejsca na świecie.
Projekt #byckobietaontour to dla mnie przede wszystkim droga do poznania kobiet, z jednej strony bardzo podobnych do mnie, ale z drugiej też tych zupełnie ode mnie różnych i tym bardziej mnie fascynujących. Każda nowo poznana osoba na mojej drodze to nowa historia. Uwielbiam za to ten projekt.Kocham go też za podróżowanie, dzięki któremu na mojej drodze pojawiają się niezwykli ludzie, ciekawi świata, pełni pasji i pozytywnie nastawieni do świata.
Ryszard Kapuściński kiedyś napisał „wszak istnieje coś takiego jak zarażenie podróżą i jest to rodzaj choroby w gruncie nieuleczalnej”. Mnie ona też dotknęła. Co roku, wiosną,z mężem i synami wyruszamy do ukochanych Włoch. Uwielbiamy tam spędzać czas, nie tylko ze względu na pyszną kuchnię, ale też z powodu włoskiej radości życia. Poza tym jesteśmy oczarowani ich architekturą.Każdy balkon, okno, wykusz, fontanna zachwycają i sprawiają oczom radość. Nagromadzenie w jednym miejscu tak wielu zabytków i dzieł sztuki oszałamia, a harmonia i piękno, które nam dają, sprawiają, że się uspokajamy, odpoczywamy, zapominamy o niepowodzeniach, gromadzimy siłę na kolejne miesiące.
Podróże mają magiczną moc. Już samo ich planowanie sprawia, że czujemy się szczęśliwi.
Wierzę, że przede mną jeszcze wiele ciekawych podróży, w tym ta z #byckobietaontour, która stała się częścią mojej drogi.

Aneta Barczyk

Aneta Barczyk

Manager Recepcji i Live SPA w Heron Live Hotel. Z wykształcenia ekonomistka i mama dwóch synów.

Jestem naprawdę on tour. Bycie w drodze to moja pasja

Felieton: Aneta Barczyk

Aneta Barczyk

REKLAMA

blank

REKLAMA

blank

Wina na świąteczny stół

Tekst: Marcin Krzystolik

To mój ulubiony czas w roku, te kilka tygodni poprzedzających wigilijny wieczór. Na ulicach pojawia coraz więcej świątecznych ozdób i iluminacji. W sklepach, na półkach coraz więcej słodyczy w czerwonych sreberkach i niekończące się „christmas songi”. I ja to kocham! Za ten zgiełk, za odrobinę kiczu, za zapach świeżo obranych mandarynek. Jednak święta to też wyzwanie, całkiem nawet przyjemne wyzwanie:„jakie wino wybrać na świąteczny stół?”

Gdy idziemy „w gości”

Co zabrać na proszoną kolację? Jakie wybrać wino, żeby zwiększyć prawdopodobieństwo, że trafimy w gusta gospodarzy. Warto w takim przypadku kierować się sprawdzonymi apelacjami oraz szczepami winogron. Od lat jednym z najczęściej wybieranych przez Polaków win jest pochodzące z włoskiej Apuli Primitivo. Nazwa tego szczepu wywodzi się od łacińskiego słowa primo, czyli pierwszy, przed innymi. Primitivo to bowiem wcześnie dojrzewający szczep i stąd właśnie wywodzi się jego nazwa. Wina z tej odmiany winorośli charakteryzuje zazwyczaj wyższy poziom koncentracji, otrzymujemy więc wino bogate, aromatyczne, pełne niuansów smakowych, takich jak: dojrzałe wiśnie, czekolada czy słodki tytoń.

Kolejnym bardzo dobrym i pewnym wyborem będzie niemiecki Riesling, zwłaszcza butelki znad Renu oraz Mozeli będą świetnym rozwiązaniem. Jeśli lubicie wina wytrawne, poszukując na półkach Rieslingów, warto zwrócić uwagę na te,które mają na etykiecie oznaczenie „trocken”. Jeśli natomiast preferujecie wina z trochę większą słodyczą, warto wybrać te, które opisane są jako „feinherb”.

„Marcin co do karpia?”

Takim pytaniem zaskoczyła mnie kiedyś moja mama na samym początku wigilijnej kolacji. Szczęśliwie byłem przygotowany i miałem schłodzone, delikatnie beczkowane wino ze szczepu Chardonnay. Białe wina poddane dojrzewaniu w zazwyczaj dębowych beczkach, nabierają lekko maślanych i śmietankowych aromatów. Karp z patelni idealnie sparował się z winem, o takim właśnie profilu smakowym.

„A do co mięs?”

Grudniowa kuchnia, w swej tradycyjnej wersji nie należy do „lekkich”, dlatego dobrze zaopatrzyć domową piwniczkę w wina o wyższej kwasowości, które na pewno pomogą dłużej „przetrwać” przy suto zastawionym stole. Ciekawą propozycją, szczególnie na mięsne uczty, będą wina z Toskanii, na przykład z apelacji Chianti Classico. To powstające ze szczepu Sangiovese wino, ma naturalnie wyższy poziom kwasowości i dobrze zakreśloną taninę. Wina właśnie w takim stylu pomagają „południowcom” biesiadować do późnych godzi nocnych.

„Przy kominku”

Gdy kurz po gościach już opadnie, a wszystkie naczynia zostaną pozmywane, dobrze jest wtulić się z książką w miękki koc. W takiej sytuacji ja od razu sięgam po kieliszek ulubionego Porto. Ciężkie, intensywne, głębokie, o wyższej zawartości alkoholu, to jest mój towarzysz na chłodne grudniowe wieczory. Wybierając Porto, staram się zawsze poszukać jakiś ciekawych, rocznikowych butelek, na przykład roczniki 2008 i 2009 to te, na które warto zwrócić uwagę, gdyż wina osiągnęły już odpowiedni poziom dojrzałości, ale nadal można je kupić w przystępnych cenach.

Moi Drodzy,pozwoliłem sobie podzielić się z Wami swoją wiedzą i doświadczeniem, podając kilka rekomendacji i sprawdzonych przykładów, najważniejsze jednak będzie to, aby wino, które wybierzecie na świąteczny stół przede wszystkim dało Wam radość, abyście się nim cieszyli, bo najlepsze wino to takie, jakie lubicie.

W imieniu swoim i całego zespołu Mine Wine przesyłamy Wam moc życzeń: zdrowia, szczęścia i ciekawych winnych odkryć na te Święta i cały przyszły 2023 rok. Marcin Krzystolik studiował na Akademii Ekonomicznej w Poznaniu, ojciec dwóch córek, od zawsze związany z Poznaniem, w gastronomii od 2004 roku. WSET3, brązowy medalista Mistrzostw Polski Sommelierów. Obecnie Head Sommelier sieci salonów Mine Wine. Prywatnie kucharz amator, fan seriali, win musujących i Pinot Noir.

Marcin Krzystolik

Marcin Krzystolik

Wina na świąteczny stół

Tekst: Marcin Krzystolik

Marcin Krzystolik - Mine Wine

REKLAMA

blank

REKLAMA

blank

Mindset R.Lewandowskiego inspiracją w biznesie?

Felieton: Przemysław Wichłacz

Grudzień to czas, w którym wymyślamy takie postanowienie noworoczne, aby 10 stycznia móc już je oficjalnie wyrzucić do kosza – prawda czy fałsz? Odpowiedź jest zapewne kwestią „mindsetu”, na który zwracam uwagę. To aspekt, dzięki, któremu Robert Lewandowski może być niewątpliwie inspiracją i zestawienie jego kariery sportowej, do biznesu może okazać się ciekawym porównaniem, które pozwoli wyznaczyć cel realizowany przez 365 dni, zamiast 10!

Choć grupa osób, która wytrwa cały rok jest w mniejszości to są osoby, które to zrobią.To pewna grupa osób, która „idzie pod prąd”. Mam na myśli mikro, małych przedsiębiorców i start-upowców.Zderzają się z kolejnymi przeszkodami regulowanymi przez rząd, jednak wielu z nich mimo to rozwija swoje biznesy, osiąga kolejne sukcesy i inspiruje ludzi do tego, aby robili coś więcej, niż utarty schemat bycia podporządkowanym.

Dlaczego w takim przypadku Robert Lewandowski może być inspiracją w biznesie? Chodzi mi o jego sposób myślenia, o jego „mindset”, który jest olbrzymią dawką motywacji i inspiracji, w jaki sposób można „zdobywać życie”. Budując firmę, start-up, czy rozpoczynając jakikolwiek projekt, to nastawienie do robienia wielkich rzeczy jest kluczowe.

Na początku trzeba otworzyć firmę, zderzyć się z rynkiem, sprawdzić w praktyce jak przyjmie się produkt– Znicz Pruszków. Następnie zrobić kolejny krok. Wejść na wyższy poziom na krajowym podwórku, wypracować i umocnić swojego flagowca – Lech Poznań. Głowa jednak nie powinna zadowolić się tym wynikiem. Nagrody, rekordy sprzedażowe, puchary, wyróżnienia? Tak, świętować i być dumnym, jednocześnie ruszyć po kolejne!

Rośniemy i wychodzimy za granice. Pierwsze kroki, być może niepowodzenia, jednak cały czas dążenie do pierwszych sukcesów poza swoim lokalnym rynkiem i finalne debiutanckie tryumfy – Borussia. Rozwój– poprzeczka postawiona wyżej, kolejne sukcesy, rekordy sprzedażowe i rozpoznawalność na większym rynku – Bayern. Dodatkowo budowaniemarki osobistej, swojego wizerunku, nazwiska i indywidualne osiągnięcia – Lewandowski król strzelców, MVP, piłkarz roku FIFA i UEFA, Złoty But. Wywiady, okładki w największych gazetach, publiczne wystąpienia szkoleniowe, wydanie książki – dokładnie to samo w biznesowym odzwierciedleniu!Jesteśmy zatem na szczycie, na nieosiągalnym dla wielu poziomie i można na tym poprzestać.

To jak? Pilnujemy tego, co już mamy, szukając ekstra okazji na duży dochód? (piłkarska emerytura i kontrakt w USA, w Katarze, w Arabii?) Nie. Wyjście ze swojej strefy komfortu po raz kolejny i wyznaczenie sobie kolejnego wielkiego celu. Tym razem globalnego. Atak na cały świat – transfer do Barcelony w wieku 34 lat. Duże wyzwanie, trzeba budować „coś od nowa”, jednak otwierają się nowe możliwości, jeszcze większe niż dotychczas.

Przemysław Wichłacz

Możliwości, które są widoczne w momencie otwartej głowy i nienasycenia. To właśnie ten głód sprawia, że robimy więcej niż inni, że robimy coś, co jest dla wielu nieosiągalne. Robimy coś, na co ludzie często reagują – „udało mu się, miał dużo szczęścia!”. A to wcale nie chodzi o „udało się” czy też „szczęście”, tylko o sposób myślenia, który prowadzi do sukcesu. To wieczny głód osiągania celu i wyznaczania kolejnego. To chęć zdobywania świata. To właśnie to wyróżnia Lewandowskiego i wielu przedsiębiorców.Chcą czegoś więcej i o ile tak samo jak piłkarze mogą zadowolić się rynkiem lokalnym i sukcesem w swoim mieście, tak Ci, którzy mają mindseta’la Lewandowski nie poprzestaną na tym. Mamy przykłady Polaków, którzy działają w biznesie w podobny sposób – np. Rafał Brzoska InPost.

Po obserwacji tego jak nowe pokolenie przedsiębiorców buduje firmy, jestem pewny, że takich przykładów będzie więcej. Co ciekawe Ci, którzy dzisiaj wywierają na mnie tak duże wrażenie to ludzie, którzy mieli lub cały czas mają coś do czynienia ze sportem. Różne dyscypliny, różne historie, jednak wspólny mianownik sportowego charakteru powoduje, że ten mindset, czyli połączenie głodu sukcesu, dyscypliny, wytrwałości, wizji i planu jest kluczem do sukcesu.

Zapewne czytając ten tekst automatycznie przekłada się go na swój biznes lub na swoją życiową sytuację. W głowie pojawiają się analiza pt. „czy ja w taki sposób działam? Czy zadowalam się tym, co mam, czy też idę krok po kroku, zdobywając kolejne rynki, osiągając kolejne sukcesy?”.

Grudzień to dobry czas, żeby się nad tym pochylić. Kończymy rok, szukamy w głowie pomysłów na postanowienia noworoczne, ale zanim to nastąpi… Weźmy do ręki kartkę papieru, długopis i zróbmy bilans za rok 2022. Podsumowanie i zestawienie tego, w którym miejscu biznesu jesteśmy, zestawiając to za chwilę z tym, gdzie chcemy być.

  • Co osiągnąłem w tym roku?
  • Kogo poznałem?
  • Co zrobiłem?
  • Jakie wyniki osiągnąłem?
  • Jaka była moja efektywność?
  • Jakie aktywa nabyłem, w jakich ilościach?
  • Ile czasu poświęciłem na poszczególne działania?

To tylko kilka pozycji, które można przeanalizować. Mając to na kartce, łatwiej wtedy wziąć drugą, napisać grubymi liniami 2023 i zaplanować działania na zbliżający się rok. Jest wiele metod wyznaczenia celów, jednak tą, którą od lat ja stosuję, to metoda SMART. Określenie celu S – szczegółowo, M – mierzalnie, A – ambitnie, R – realnie, T – terminowo.

Sfera prywatna, biznesowa, edukacyjna/rozwojowa, zdrowotna/sportowa. Robi się z tego solidna mapa. Wszędzie duży cel rozbijany na mniejsze. Wprowadzam również mały detal, który mi osobiście daje wiele korzyści. Do każdego dużego celu wypisuje kilka odpowiedzi na pytanie: CO MI TO DA? Jakie JA korzyści odniosę po zrealizowaniu celu, jak będę się czuł, jakie marzenie zrealizuję, dlaczego to jest dla mnie takie ważne. To powoduje, że w momencie zawahania w trakcie realizacji patrzę na kartkę i myślę – „ok, dlatego to robię!” i działam dalej.

Zatem… Podsumowanie i plan – do dzieła! Ważne jest jednak to, aby zrobić to już, teraz. Wdrażać od zaraz, działać już. Nie od 1 stycznia, bo tak jest najwygodniej. Niech ten 2023 rok będzie wyjątkowy. Życzę Tobie mindsetu Lewandowskiego, dumy z wykonanych w tym roku działań i realizacji wszystkich rozpisanych planów w kolejnym!

Przemysław Wichłacz

Przemysław Wichłacz

były piłkarz, obecnie przedsiębiorca, www.wichlacz.pl

Mindset R.Lewandowskiego inspiracją w biznesie?

Felieton: Przemysław Wichłacz

Przemysław Wichłacz

REKLAMA

blank

REKLAMA

blank

Elegancja nie krzyczy! NOUME

Najpierw były ogromne nożyce, którymi dziadek– krawiec, kroił szyte na miarę, eleganckie męskie garnitury. To właśnie te nożyce odziedziczyła projektantka,a mama dokupiła pierwszą maszynę, żeby dziecięce marzenie mogło się spełnić. Zaraz potem powstają sukienki dla koleżanek i są jak w marzeniu, wyjątkowe. Pierwsze kroki w branży odzieżowej projektantka wspomina z sympatią. Stawiała je w rodzinnej szwalni, w której powstawały eleganckie ubrania skórzane. Po paru latach powstaje dobrze znana pracownia Mous, którą projektantka współtworzyła. Tam uczyła się fachu, a później szlifowała nabyte umiejętności. Aż wreszcie przyszedł czas na indywidualizm i to zarówno w zawodowej karierze, jak i w stylistyce, którą chce zaproponować swoim klientkom. – Przychodząc do mojej pracowni,każda kobieta ma poczuć się wyjątkowo, bo każda z nas jest inna.W NOUME można znaleźć to, czego nie proponują znane sieciowe brandy: niepowtarzalność –mówi projektantka.

Ubrania są oszczędne w stylu, łączą w sobie klasyczny szyk i swoisty luz. Od dodatków będzie zależeć, czy będziemy gotowe na elegancką kolację, spotkanie w biurze czy pójście na koncert. To właśnie zaleta dyskretnej elegancji: nie jest zbyt surowa,ale zawsze bliska ideału, neutralna w kolorach i wzorach.Jeśli mamy więc w garderobie piękne szpilki, kozaki czy grandżowe tenisówki jesteśmy gotowe na każde szaleństwo. To właśnie proponuje Noume, klasykę z odrobiną codzienności, bez konieczności podążania za trendami mody.

Stylistyka zaspokajająca potrzeby kobiet w różnym wieku i w każdym rozmiarze, o różnym stylu i podejściu do życia, tworzy klasyczne ubrania łączące nowoczesność z tradycją. Twórczyni marki wraz z zespołem proponuje Paniom ponadczasowe ubrania jednocześnie eleganckie, kobiece, przyjemnie otulające.

Rzeczy Noume mogą składać się na codzienną garderobę każdej kobiety, są tworzone w przemyślany i precyzyjny sposób, uczciwie szyte w lokalnych, rodzinnych szwalniach. Ich kolory i miękkość włoskich materiałów, sprawiają, że chętnie się je nosi i często do nich powraca.

Czy poczuły się Panie sprowokowane do posmakowania Noume?

W pracowni przy ulicy Słowackiego codziennie czekana klientki profesjonalna obsługa, która z przyjemnością dopasuje ubiór do sylwetki, dobierze kolor i rozmiar, oraz zasugeruje dodatki właściwe do okazji.

Dzięki NOUME poznańskie Jeżyce mogą zasłynąć nie tylko jako miejsce, gdzie można dobrze zjeść, ale także wyśmienicie się ubrać i zaistnieć elegancko na co dzień.

logo Poznański prestiż

Poznański prestiż

Elegancja nie krzyczy! NOUME

NOUME

REKLAMA

blank

REKLAMA

blank

Dogadajmy się, czyli czym jest komunikacja w seksie i nie tylko

Felieton: Magdalena Świderska

W filmach romantycznych partnerzy, kochankowie, małżonkowie rozumieją się bez słów, płyną na fali podniecenia i pożądania i niejako telepatycznie odgadują swoje miłosne, emocjonalne i cielesne potrzeby oraz pragnienia. W realnym świecie nie jest już tak kolorowo: stają przed nami przeszkody komunikacyjne i zaburzają totalnie ten wyidealizowany obraz związku. Nie jest to jednak sytuacja patowa. Można nad umiejętnością komunikacji pracować, co spowoduje, że język intymności będzie nas łączył i pogłębiał nasze relacje.

Jak to zrobić? W pierwszej kolejności warto zastanowić się nad tym, co język wyraża i czy jesteśmy świadomi procesu komunikacyjnego podczas używania języka w zetknięciu z drugą osobą. To wymaga jednoczesnego myślenia i mówienia. W języku polskim i naszej mentalności językowej, szczególnie wtedy, gdy chcemy przedstawić drugiej osobie swoje racje, bolączki, pretensje, rozgościły się na dobre przemoc i ocena. Tylko żegnając je bezpowrotnie, zaczniemy uprawiać sztukę autentycznej komunikacji za pomocą słów. Dogadamy się, nie zostawiając za sobą zgliszczy, a raczej poczucie tego, że docieramy do istoty rozmowy.

            Istnieje kilka prostych zasad komunikowania się, które doprowadzą nas do intymnego porozumienia i zadowolenia obu stron, które możemy stosować zamiast dopieszczania swojego ego.Po pierwsze język: każdy z nas posługuje się swoistym idiolektem – systemem pojęć i nazw, które usłyszał, przyjął i uznał za swoje. Weźmy na warsztat np.: nazywanie miejsc intymnych ciała. Mamy mnóstwo różnorakich określeń tych stref i te, które dla mnie są w porządku i sexy, u drugiej osoby mogą powodować niekomfortowe ciarki na całym ciele. Czar prysł, pożądanie umarło. Dlatego proponuję porozmawiać o tym, jakie określenia, zwroty i słowa „robią nam dobrze”, a jakich nie akceptujemy. To bardzo dobra sytuacja wyjściowa.

            Dalej mamy już konkretne sytuacje życiowe i intymne, w których możemy dobrze wykorzystać język, jako narzędzie odzwierciedlające nasze myśli i emocje. Szczególnie kiedy są one trudne i wymagają konfrontacji z drugą osobą, bo jej działania i zachowania mają na nią wpływ. Należy mieć z tyłu głowy, że w sferze intymnej mamy do czynienia z mnóstwem ludzkich delikatności, zaangażowania emocji i uczuć i chcemy dogadać się, nie raniąc przy tym bliskiej osoby. Żeby to osiągnąć, musimy zacząć mówić z pozycji „ja”. Nie oceniać i nie kierować pocisków w drugą osobę, tylko mówić, co dana sytuacja mi robi. Wymaga to skupienia się na tym, co się ze mną dzieje w połączeniu z cywilizowanym wyrażaniem trudnych emocji.Szczególne znaczenie ma wtedy nieosadzająca obserwacja faktów. Widzimy konkretny fakt i na jego bazie próbujemy zakomunikować coś partnerowi, partnerce. Oznacza to, że posiadamy umiejętność odróżnienia faktów od interpretacji. Tu nadchodzi trudny moment, a mianowicie wzięcie odpowiedzialności za emocje, które wyrażamy. Na przykład możemy powiedzieć: „jestem wkurzona, bo kolejny raz nie miałam orgazmu, to powoduje, że jestem sfrustrowana” albo: „wkurzasz mnie, bo nie umiesz dać mi orgazmu, nie starasz się i przez ciebie jestem sfrustrowana”. Widzicie różnicę?

Skuteczna komunikacja mówi: co widzimy, co wokół tego czujemy, co nam to robi. Do tego można dodać pytanie, które zachęci do takiego działania, żebyśmy stali się częścią rozwiązania, a nie częścią problemu, czyli co wspólnie możemy z tym zrobić. To daje zachętę drugiej stronie do pozytywnego uczestnictwa w rozmowie zamiast przyjmowania postawy defensywnej lub atakującej. Unikamy wtedy pasywnej agresji lub radykalnej kłótni.

Chciałabym też zwrócić Waszą uwagę na aktywne słuchanie. Zacznijmy nie tylko słuchać, ale też słyszeć. Jeśli nie jesteśmy pewni intencji naszego rozmówcy, a nie chcemy popełnić błędu złej interpretacji jego słów, sparafrazujmy je i użyjmy tzw.: apelu: „popraw mnie, jeśli źle Cię zrozumiałem, popraw mnie, jeśli się mylę”.

Wskazówki dotyczące intymnej komunikacji, które Wam podałam pokazują, że tylko my sami możemy być odpowiedzialni za to, co się z nami dzieje, za swoje pragnienia i potrzeby (w większości sfer naszego życia, a tej seksualnej w szczególności). Unikając oskarżeń lub walk o rację, skutecznie nomen omen dochodzić do seksualnego spełnienia, czego Wam i sobie życzę.

Wasza Magda.

Magdalena Świderska

Magdalena Świderska

Dogadajmy się, czyli czym jest komunikacja w seksie i nie tylko

Felieton: Magdalena Świderska

Magdalena Świderska

REKLAMA

blank

REKLAMA

blank

Dobrego lepienia

Felieton: Marta Kabsch

Coraz mniej pamiętam ze starego mieszkania Dziadków na Jeżycach. Wśród tych najbardziej żywych wspomnień są scenki z dużej kuchni. Siedzimy z Babcią przy stole i wałkujemy. U Niej robiło się pierniki „na bogato”. Kolorowe lukry, posypki. Musiałyśmy piec ich setki, bo ostatnia puszka opróżniana była zwykle, kiedy na dworze robiło się już ciepło. W wysokim kamienicznym mieszkaniu przy Słowackiego mieściła się ogromna choinka – jak z bajki. Obok kolorowych bombek i anielskiego włosia wisiały podłużne cukierki w kolorowych celofanowych opakowaniach i, moje ulubione, galaretki w czekoladzie. Babcia z dobrotliwym uśmiechem ulegała moim namowom, żeby kilka z nich zjeść jeszcze przed Świętami. Jeśli Wigilię spędzaliśmy u Dziadków na Jeżycach, moja rezolutna kuzynka zamykała nas w jednym z pokoi i z zapałem reżyserowała jasełka. Dorośli cierpliwie oklaskiwali później nasze teatralne popisy.

Kiedy podrosłam, awansowałam do nowej roli w procesie przedświątecznych przygotowań. Zostałam pierogową asystentką Babci z Łazarza. Sesje lepienia odbywały się w wigilijny poranek. Mama podwoziła mnie do Dziadków zaraz po śniadaniu. W przytulnej, pachnącej barszczem kuchni czekało już moje stanowisko i „materiały” do pracy: farsz z kapusty i grzybów, szklanka ciepłej wody do zwilżania krawędzi ciasta (dzięki temu lepiej się zalepia!) i pierwsze krążki wykrojone przez Babcię. Może ze dwadzieścia sztuk powstawało w skupieniu. Później wpadałyśmy w pierogowy trans. Ręce lepiły same, a my mogłyśmy oddać się rozmowie. Na przykład – o Prababci. Podobno była pierogową mistrzynią. W dwie godziny potrafiła sama, od zera, przygotować kilkaset pierogów z jagodami dla grupy na koloniach. Nasz skromny duet tych rekordów nigdy nie pobił. Miałyśmy za to inną miarę sukcesu – żaden pierożek nie mógł się rozkleić podczas gotowania. To udawało się zawsze.

Babć nie ma już z nami. Cały rok tęsknię za Nimi, w te przedświąteczne dni – szczególnie mocno. Najlepsze pierniki robi teraz moja Siostra. Tradycję pierogowych poranków pielęgnujemy razem. 24 grudnia o 11:00 przyjeżdżamy do Rodziców. Na stole czeka już farsz przygotowany przez Mamę. Bez pośpiechu i ambicji bicia prababcinych rekordów zabieramy się za wyrabianie ciasta i lepienie. Chichoczemy upaprane mąką. Siostra włącza świąteczną playlistę. „All I want for Christmasisyouuuuuuuu” – wyjemy wspólnie z Mariah. Koło 14:00 dołącza nasz Brat, rozsiada się obok i zabawia nas anegdotkami. Mama krząta się przy innych potrawach, Tata serwuje wszystkim świąteczną szklaneczkę piwa albo lampkę wina. A pierogi? Czasem wyjdzie 120, czasem 160 sztuk. Żaden nie rozkleja się przy gotowaniu. Oficjalna Wigilia zaczyna się koło 16:00. Siadamy ładnie ubrani do stołu, jest opłatek, piękny obrus, pyszne jedzenie, prezenty. Bardzo lubię nasze rodzinne ucztowanie z choinką w tle. Ale to pierogowe przedpołudnie jest moim ukochanym momentem Świąt. Życzę Wam radości z tych mniej oczywistych elementów Bożego Narodzenia. I żeby pierogi nigdy się nie rozklejały. Pięknych, spokojnych Świąt!

Marta Kabsch

Marta Kabsch

Dobrego lepienia

Felieton: Marta Kabsch

Marta Kabsch

REKLAMA

blank

REKLAMA

blank

Jak długa jest Wasza doba? Czy mieści wszystko, co dla Was ważne?

Irmina Długopolska – manager marketingu w Heron Live Hotel i w projekcie Naukowa Wioska.

Żona i mama dwóch córek Hani i Zuzi. Po godzinach uwielbia gotować i spędzać czas rodziną.

Jej pasją jest muzyka, która codziennie rozbrzmiewa w jej domu, długie spacery oraz dobre kino.

Mnie zawsze zależało, aby łączyć wszystkie te aspekty bez konieczności mocnego ograniczania życia zawodowego, rodzinnego czy czasu z najbliższymi. Dumna jestem z tego, że w ciągu tych zaledwie 24 godzin znajduję jednak czas na pracę, rodzinę, dobrą zabawę i odpoczynek.

Jestem żoną i mamą dwóch wspaniałych dorastających córek. Na co dzień pracuję jako manager marketingu w Heron Live Hotel w Gródku nad Dunajcem. Kiedy zaczynałam swoją przygodę w tym miejscu, myślałam, że praca w tak wymagającej branży, jaką jest hotelarstwo, nie pozostawi mi wiele wolnej przestrzeni, a jednak udało się i w wolnym czasie jestem częścią niezwykłego projektu, jakim jest Naukowa Wioska, a którego pomysłodawcą i twórcą jest mój mąż Tomek – to on każdego dnia inspiruje mnie do poznawania ciekawego świata nauki.

Naukowa Wioska to wielopoziomowy, behawioralny projekt edukacyjny, którego celem jest wzbudzanie kreatywności i ciekawości wśród dzieci i młodzieży. To miejsce stworzone z myślą o młodych ludziach zainteresowanych nowymi technologiami, kosmosem, wszechświatem i wszystkim, co nas otacza. Dla tych, którzy chcą zdobywać i rozszerzać swoją wiedzę poprzez praktykę i doświadczenie. W ciągu 3 lat stworzyliśmy fantastyczną społeczność młodych naukowców. Przybywa ich z każdym organizowanym przez nas wydarzeniem. To przestrzeń, w której świat dorosłych, dzieci i młodzieży łączy wspólna pasja. To naprawdę jest możliwe! W czasie warsztatów zaciera się granica między dorosłością a dzieciństwem. Jest tylko radość, która otwiera umysły.

Naukowa Wioska połączyła zawodowe życie moje i mojego męża z rodzinnym. W Wiosce wspierają nas córki. Możemy przekazywać wiedzę swoim dzieciom, które angażują się w każdą inicjatywę, a często są źródłem najlepszych pomysłów. Każde kolejne udane wydarzenie, zadowolenie uczestników jest naszym wspólnym sukcesem. Dzięki temu w naszym domu nigdy nie milkną dyskusje i rozmowy.

To wszystko jest możliwe także dzięki niezwykłej energii zespołu, który tworzymy w Heron Live Hotel wspólnie z naszą szefową Martą Klepką, która jest ogromnie ciekawa świata i ludzi, ale jest także mistrzem motywacji. Do niedawna myślałam, że moja praca zawodowa, Naukowa Wioska, opieka na dziećmi to wszystko, co pomieści moja doba, jednak Marta Klepka przekonała mnie, że w tym moim, pełnym, jak mi się do tej pory wydawało, życiu jest jeszcze miejsce na kolejny ciekawy projekt #byckobietaontour. Pierwsza konferencja w Poznaniu była dla mnie ogromnym zaskoczeniem. Nie spodziewałam się takiej skali, rozmachu, a przede wszystkim tylu ciekawych spotkań z fantastycznymi kobietami. Byłam nie tylko zaskoczona, ale i uskrzydlona. Po kilku konferencjach wiem, że w naszym poukładanym, codziennym życiu zawodowym, rodzinnym bardzo ważne jest także zadbanie o przestrzeń tylko dla nas, czas dla siebie, swoje tematy, inspiracje, spotkania z fascynującymi ludźmi. To wszystko daje mi #byckobietaontour. Bywa podróżą w głąb mnie samej, bywa odpoczynkiem, wielką dawką motywacji, energii i radości. Daje mi siłę. Ogromnie się cieszę, że mogę tego doświadczać oraz być częścią projektu. Wiem, że zostanę w nim na zawsze i zachęcam wszystkich do udziału w tych spotkaniach.

Dlatego, Kochani, zaskoczona pojemnością swojej doby, myślę, że warto się co jakiś czas przyjrzeć swojemu życiu. Na co przeznaczamy każde podarowane nam 24 godziny? Czy znajdujemy tam ważny czas tylko dla siebie?

blank
Irmina Długopolska

Jak długa jest Wasza doba? Czy mieści wszystko, co dla Was ważne?

Irmina Długopolska – manager marketingu w Heron Live Hotel i w projekcie Naukowa Wioska.

Żona i mama dwóch córek Hani i Zuzi. Po godzinach uwielbia gotować i spędzać czas rodziną.

Jej pasją jest muzyka, która codziennie rozbrzmiewa w jej domu, długie spacery oraz dobre kino.

Irmina Długopolska

REKLAMA

blank

REKLAMA

blank

Sekundnik

Felieton: Magdalena Ciesielska

Każdy gdzieś pędzi, załatwia mnóstwo spraw, tym bardziej przed grudniowymi świętami, z obawą czy wszystko się uda w zaplanowanym terminie. A tu cudak się znalazł. – Ten to ma czas – rozpływam się w zazdrości.

Codziennie czuję się jak taksówkarz na podwójnym etacie, odwożę dzieci, przywożę z zajęć, potem warsztaty, treningi, dodatkowe lekcje, jeszcze zakupy, codzienna lista nowych spraw do załatwienia na „tu i teraz”. Dodatkowo umówiona wizyta u stomatologa, okulisty, awizo na poczcie, kontrola wentylacji, a przede wszystkim podsumowanie propozycji na „najlepszy świąteczny prezent dla…”. W grafiku widnieje jeszcze spotkanie u znajomych od dawna przekładane z nadmiaru obowiązków i…braku czasu, wieczór kinowy, wizyty u rodziny i przyjaciół, jarmark, kiermasz… I jeszcze tradycja – coroczne pieczenie pierniczków, ich ozdabianie.Potem premiera w teatrze, upragniony koncert, nowa wystawa w muzeum, obiecane brownie, bo przegrałam zakład! Nie wspominając o całym zestawie codziennych domowych „atrakcji”. Plan za planem.

„Tylko człowiek odmierza czas. Tylko człowiek wybija godziny. I właśnie dlatego jedynie człowiek doświadcza paraliżującego strachu, którego nie zniosłoby żadne inne stworzenie. Strachu przed tym, że zabraknie czasu”.(Mitch Albom, Zaklinacz czasu)

Stojąc w korku, patrzę nerwowo na zegarek i znów jestem sama na siebie zła, że powinnam zaoszczędzić czas i wybrać drugą możliwą trasę, spojrzeć na googlemaps. Biegnę w myślach, pragnąc na siłę wyprzedzić sekundy, co zrobić, co jeszcze zrobić? Z rozmyślań wytrąca mnie znów ta sama postać spowita aurą tajemniczości i magii, jedynie inaczej ubrana. Tym razem zawadiacki szal i czarny kapelusz ustąpiły miejsca sportowej elegancji. Szyk i styl korespondują z zadziornym spojrzeniem jak u trenera oceniającego poczynania swoich podopiecznych. Myślę sobie, cóż za dziwaczny typ, non stop sekunduje, trywialnie szydzi z braku punktualności, czepia się i wytyka błędy.Szepcze złowieszczo.Dumając nad tym, kto przestawił wielkie wskazówki zegara Ziemi – w taki sposób, że tempo życia stało się nie do zniesienia – nagle słyszę i czuję uderzenie. Pani poprawiająca makijaż w aucie wjechała w tył mojego…

Nie znam osób, które nie używałyby zwrotów „nie mam czasu na…”, „mam urwanie głowy”, „kumulacja tematów”, „brakuje mi czasu” przy jednoczesnym nagromadzeniu sformułowań, już wszechobecnych w naszej przestrzeni, o balansie i równowadze życia. Co więc jest tutaj czystym frazesem? Życzę wszystkim spokojnych świąt Bożego Narodzenia, przede wszystkim zdrowia oraz więcej czasu! Czasu cennego na odczuwanie bliskości, miłości i rodzinnego ciepła. Czasu na szczerą rozmowę, uśmiech, przytulenie, dobre słowo, życzliwy gest. Bądźmy dla siebie, nie obok, bo czas mija…

Magda Ciesielska

Magdalena Ciesielska

Sekundnik

Felieton: Magdalena Ciesielska

Magda Ciesielska

REKLAMA

blank

REKLAMA

blank

CHART – Pracownia Biżuterii Artystycznej

Zdjęcia: Maciej Sznek Escargofoto

Na święta i każdy wyjątkowy dzień

blank
Naszyjnik-serce ze złota i białego złota próby 0.585 z brylantem. Naszyjnik ze złota próby 0.585 z różyczkami z różowego koralu i różowymi szafirami
blank
Naszyjnik-serce ze złota i białego złota próby 0.585 z brylantem. Naszyjnik ze złota próby 0.585 z różyczkami z różowego koralu i różowymi szafirami
Kolczyki z białego i żółtego złota próby 0.585 zrubinowymi sercami i brylantami
Kolczyki z białego i żółtego złota próby 0.585 zrubinowymi sercami i brylantami
Bransoletka pasemkowa z zamkiem kasetowym z platyny próby 0.950 z kokardami wysadzanymi brylantami w ilości 21 szt.
blank
Pierścionek z białego i żółtego złota próby 0.585 z półtora karatowym czarnym brylantem i różowymi szafirami
blank
Naszyjnik-serce ze złota i białego złota próby 0.585 z brylantem. Naszyjnik ze złota próby 0.585 z różyczkami z różowego koralu i różowymi szafirami.
blank
Naszyjnik ze złota i białego złota próby 0.585 z szafirami, diamentami i szmaragdami
Kolczyki z białego i żółtego złota próby 0.585 z zielonymi i pomarańczowymi szafirami oraz diamentami.
blank
Pierścionek ze złota próby 0.585 z szafirem i diamentami
blank
Kolczyki z białego i żółtego złota próby 0.585 z zielonymi i pomarańczowymi szafirami oraz diamentami
blank
Bransoletka sztywna z zamkiem kasetowym z białego i żółtego złota próby 0.585 z dużym brylantem „pieprz i sól”, czarną perłą Thaiti i tuzinem małych diamentów
logo Poznański prestiż

Poznański Prestiż

CHART – Pracownia Biżuterii Artystycznej

Zdjęcia: Maciej Sznek Escargofoto

Biżuteria Chart

REKLAMA

blank

REKLAMA

blank

Potrzeby vs. cele

Felieton: Magdalena Świderska

„Potrzeba matką wynalazków”– ten slogan, również w życiu seksualnym, ma swoje zasłużone miejsce.
Rozczaruję pewnie tych, którzy uznali, po naszym ostatnim spotkaniu, że wystarczy rozpoznać i rozprawić się ze swoimi uwewnętrznionymi przekonaniami, żeby ich SQ (poziom inteligencji seksualnej i poczucia spełnienia w seksie) było na satysfakcjonującym poziomie. Otóż, jeszcze sporo mamy do zrobienia. Jest to jednak wysiłek wart krocie, bo któż z nas nie chce być w pełni zadowolony ze swojego życia intymnego?
Zatem lekcję drugą, dotyczącą rozwoju inteligencji seksualnej, czas rozpocząć!
Temat: potrzeby.
Umiejętność dostrzegania i realizowania swoich potrzeb przy jednoczesnej otwartości na potrzeby i pragnienia swoich partnerek, partnerów seksualnych, to kolejny krok do sukcesu.
Potrzeba to inaczej powód, dla którego uprawiamy seks. Dla każdego z nas, na różnych etapach życia, a nawet każdego, poszczególnego dnia, może być to coś innego.
I tak na przykład uprawiamy seks z powodu silnego podniecenia, które wywołuje w nas druga osoba. To najczęściej zdarza się na początkowym etapie związku lub w krótkotrwałych relacjach seksualnych. Innymi przyczynami, dla których chcemy kochać się fizycznie z drugą osobą mogą być: chęć pogłębienia relacji, przeżycia przyjemności fizycznej, rozluźnienia, chęć wyrażenia i otrzymania miłości, bliskości czy poczucie bycia pożądanym, atrakcyjnym.
Baczny czytelnik rozróżnił już pewnie wśród tych potrzeb: powody i cele. Bo jest między nimi spora różnica. Jeśli chcemy znaleźć powody, musimy sobie odpowiedzieć na pytanie: dlaczego? Dlaczego chcę uprawiać seks z tą osobą? Bo mnie pociąga, podnieca, lubię jej ciało, kocham ją, etc. Niestety często mylimy je z celami, jakie chcemy dzięki temu działaniu osiągnąć. Czyli odpowiadamy nie na pytanie „dlaczego”, ale „po co”? Bo chcemy się zrelaksować, zniwelować lęk, napięcie czy stres, pogodzić się po kłótni, wzmocnić związek…
I tu istotne jest, żeby posiąść umiejętność realizacji tych celów również innymi sposobami. Nie tylko przez aktywność seksualną. Na przykład, jeśli chcesz się zrelaksować możesz równie dobrze iść na masaż, spacer, do kina; jeśli chcesz doprowadzić do zgody po kłótni, porozmawiaj przy kolacji, przeproś, jeśli trzeba; jeśli chcesz poczuć się atrakcyjna/y idź do fryzjera, kosmetyczki lub ubierz się bardziej odświętnie, tak, żeby lustro mówiło do ciebie: fajnie wyglądasz!
Po co to wszystko? Po to, żeby nie przerzucać odpowiedzialności za realizację własnych potrzeb na drugą osobę. Żeby uniknąć problemów z niedopasowaniem w seksie. Czasami jedna osoba chce robić podczas aktu seksualnego coś, na co ta druga zupełnie nie ma ochoty. Wtedy zamiast skupiać się na tym, co zrobić, żeby dojść do porozumieniadotyczącego danej czynności seksualnej, zastanówmy się, jaki cel dla danej osoby może ona spełniać. Może wystarczy do tego celu dojść inną drogą?
Jeśli weźmiemy spełnianie swoich pragnień i celów w swoje ręce i znajdziemy inne,nieseksualne możliwości ich osiągania, będziemy samowystarczalni. Nie będziemy na nasz seks i partnerów seksualnych nakładać niepotrzebnej presji. Presja i naciski nie sprzyjają żadnemu wartościowemu działaniu. Niech seks będzie jedną ze ścieżek do celu, ale nie jedyną.Są przecież w życiu momenty, kiedy jesteśmy sami i nie chcemy przypadkowych relacji seksualnych. Wtedy ta umiejętność odgrywa jeszcze bardziej cenną rolę.
Zatem jeśli chcemy czerpać z naszego życia seksualnego satysfakcję, chcemy, żeby spełniało nasze oczekiwania, musimy najpierw te oczekiwania rozpoznać.
W dalszej kolejności, warto rozmawiać z partnerami seksualnymi, co seks „nam robi”, jakie cele spełnia, dlaczego lubimy dane aktywności, a z innymi jest nam niekomfortowo. Ale o rozmowach, czyli komunikacji w seksie następnym razem.
Wasza Magda.

Magdalena Świderska

Magdalena Świderska
Seksuolożka, specjalistka Seksuologii Praktycznej. Założycielka AMORI Centrum Seksuologii Pozytywnej w Poznaniu.

Potrzeby vs. cele

Felieton: Magdalena Świderska

Magdalena Świderska

REKLAMA

blank

REKLAMA

blank

Odbicie w lustrze

Felieton: Magdalena Ciesielska

Biegnie jak oparzona przez pustą ulicę, światła latarni tworzą piękną poświatę, jednak gdy tylko spojrzy na prawo i lewo widzi ciemne zaułki. Boi się ich. Wyobraźnia podsuwa okrutne obrazy zbrodni, fabuły książek i filmów z nieklarownym motywem. Jej rozwichrzone krucze włosy falują w biegu niczym ciało w takt pięknego walca. W oczach pojawiają się łzy, które kropla po kropli spadają na ciepły flauszowy płaszcz w kolorze jej szmaragdowych oczu. Serce uderza z taką częstotliwością jakby sekundnik zegara jeszcze przyspieszył tempo. Uczucie gorąca obezwładnia jej ciało, czuje się bezsilna i stłamszona. Przerażona tym, co zobaczyła… Wpadła w panikę. Niepewność rozdziera jej serce.
Zawsze z zaciekawieniem słuchała i czytała historie o nieśmiertelnikach, legendy i mity o tych, którzy potrafili ustrzec się przed Hadesem. Dostała obsesji na temat swojego wyglądu. Chciała być wciąż młoda i piękna, atrakcyjna i kusząca mężczyzn. Poświęcała wiele godzin na upiększanie swej urody, na korekty i zmiany wizerunku niczym aktorka w teatrze burleska. Uznała, że tym odgoni od siebie temat starzenia, przemijania i śmierci. Gdy tylko smutek rysował w jej głowie scenariusz sędziwego wieku, zmierzchu życia, trzęsła się jak liście na wietrze. Dostawała bólu głowy i jak tylko mogła zawijała się w ciepły koc, aby pomógł jej przeczekać złe myśli. Następnie odpędzała je robieniem szalonej listy pseudo ważnych rzeczy do kupienia i zrobienia. Starała się zabić wyobrażenie upływającego czasu.
Biegnie dalej, a jesienne liście szeleszczą pod jej nogami jak kartki papieru przekładane strona po stronie. Przypomina sobie teraz kolejne sceny powieści Oscara Wilde’a „Portret Doriana Graya”. Boi się swoich myśli, obrazów, które w szaleńczym ataku paniki przesuwają jej się przed oczami. Sama tego chciała, marzyła o młodości, niestarzeniu się. Modliła się o długowieczność, o piękno ciała, smukłą sylwetkę, brak nadwagi, elastyczną i jędrną skórę bez oznak wiotkości. Opowieść o Dorianie przeplata się z „Ciekawym przypadkiem Benjamina Buttona”. Zaczyna brakować jej tchu, oddech staje się krótki, szarpany… Dobiega do skarpy, nogi trzęsą się jej jak galareta, patrzy w dół i widzi ciemność, płacze, nie dowierza, boi się…
Zobaczyła w lustrze siebie, sprzed 30 lat. Młodszą, piękną, powabną, o aksamitnej skórze i hebanowych włosach, bez siwych kosmyków. Co teraz będzie? Co będzie? Ma skoczyć w przepaść? Rytm serca przyspiesza i przyspiesza, czuje krople potu na skroniach. Gwałtownie krzyczy…
W tym krzyku budzi się w swoim wymarzonym bujanym fotelu, który dostała na urodziny od dzieci i wnuków. Wstaje i zdeterminowana podchodzi do stojącego w korytarzu wielkiego zwierciadła oprawionego w złotą ramę. Widzi siebie pomarszczoną, o siwych włosach, ale z tym samym błyskiem w oku co przed laty. Jest sobą, tu i teraz.Uśmiecha się przez łzy. „O, rany, to wszystko tylko mi się śniło!”
Upływający czas… Co może w nas zmienić? Podejście do życia? Samotność – tego boimy się naprawdę? A może nicości? Cóż ta nicość w ogóle oznacza? Pustkę, próżnię, niebyt…
W jej głowie rozbijają się o siebie myśli jak fale o skałę podczas niespodziewanego sztormu. Boi się upływającego czasu, przemijania, powolnego odchodzenia, przechodzenia na drugą stronę… To przecież takie ludzkie… A listopadowe wieczory skłaniają do głębszych przemyśleń…

Magda Ciesielska

Magdalena Ciesielska
redaktor magazynu "Poznański Prestiż"

Odbicie w lustrze

Felieton: Magdalena Ciesielska

REKLAMA

blank

REKLAMA

blank

Grzyb na zachętę

Felieton: Marta Kabsch

Do sklepu jadę rowerem. Pogoda sprzyja. Szybka wizyta w piekarni i spożywczaku. Postanawiam wrócić okrężną drogą. Mijając las, dostrzegam nagle dwie kobiety wyłaniające się zza drzew. Niosą kobiałkę pełną kań. Przyspieszam. Prawie potykam się, wbiegając do domu. „Kochanieeeeee, sowyyyyyyyy!” – drę się do B. Wieczorem zajadamy się grzybami usmażonymi w panierce. Tak zaczęła się jesień.

Siedzę w biurze na spotkaniu. Na ekranie telefonu miga powiadomienie. B. śle zdjęcia talerzy wypełnionych brązowymi pięknościami. Przebieram nogami pod stołem. Ciągnie wilka (grzybiarza) do lasu. Kiedyś na zbiory jechaliśmy raz w tygodniu, kilkadziesiąt kilometrów w jedną stronę. Po przeprowadzce cieszymy się jak dzieci – codziennie, praktycznie „w laczkach”, możemy wyskoczyć do lasu i zobaczyć, czy nowe kapelusze wyłoniły się spod warstwy liści. Dom obłędnie pachnie suszonymi grzybami. Popołudniami gotuję zalewy do marynat. Z satysfakcją wypełniam półki spiżarni słoikami.

Zbierania grzybów nauczył mnie B. Moja rodzina nie praktykowała tego hobby. Krąży pewna mrożąca krew w żyłach grzybowa anegdota o moich Dziadkach. Podczas urlopu nad morzem zebrali w czasie spaceru kilka okazów. Później rozłożyli grzyby na stole, żeby je podsuszyć. Po południu znaleźli kartkę od pani sprzątającej z lakoniczną informacją, że wszystkie leśne łupy są niejadalne. Pewnie dlatego, mimo podziwu, jakim darzę specjalistów zbierających nieoczywiste odmiany, ograniczam się do „klasyków”.

Ukułam niedawno teorię „grzyba na zachętę”. Działa to tak: wchodzisz między drzewa i z miejsca zalotnie mruga do ciebie okazały czarny łepek albo, jeśli naprawdę ci się poszczęści, dorodny prawdziwek. Entuzjazm rozbudzony. Motywacja 10/10. Z werwą rozpoczynasz penetrację leśnego poszycia w poszukiwaniu „kuzynów” pierwszego łupu. No, a później jest różnie. Bywa, że dobra passa trwa i kosz szybciutko wypełnia się grzybami. Innym razem mija kwadrans, mija kolejny, i nic. Frustracja 10/10. Obracasz się na pięcie. Chcesz wracać do domu. Wtedy, jak spod ziemi, wyrasta nowy „grzyb na zachętę” i zabawa zaczyna się znowu.

Naszą miejscowość często zachwalam za serdeczność sąsiadów. Każda mijana na ulicy czy w sklepie osoba z uśmiechem mówi „dzień dobry”. Uprzejmości kończą się z początkiem sezonu grzybowego. W lesie każdy patrzy teraz spode łba na „konkurencję”. Nerwowo zakrywane są wiaderka i kosze – żeby nikt nie dowiedział się o najlepszym miejscu na podgrzybki. Spokojnie, to tylko taka gra. Wkrótce grzybnia zaśnie snem zimowym i znowu będziemy dla siebie mili.

Przerywam stukanie w klawiaturę. Dopada mnie dziwne déjà vu. Zerkam do zeszłorocznego „Prestiżu”. No tak. Oczywiście. Co za nudy. Też rozwodziłam się o urokach jesieni. Może to przez to, że urodziłam się we wrześniu, tak sympatyzuję z tą porą roku. Ciemniej, zimniej, a mnie jakoś dobry nastrój nie opuszcza. Nasz pies (ewidentnie urodzony latem) nie podziela tego entuzjazmu. Niechętnie wychodzi na dwór, kicha od zapachu octu z moich zalew, przytula się do grzejników, krótkim, zdecydowanym szczeknięciem nakazuje, żeby przykryć go kocykiem. Otulam Rysia i oddaję się dalej październikowym przyjemnościom. Dziś w planie sadzenie wrzosów i komponowanie nowej aranżacji na tarasie. Jesieni, trwaj, jesteś piękna..!

Marta Kabsch

Marta Kabsch
PR manager Starego Browaru, współwłaścicielka marki papierniczej Suska&Kabsch

Grzyb na zachętę

Felieton: Marta Kabsch

Marta Kabsch

REKLAMA

blank

REKLAMA

blank

Łukasz Walter | Ułani, ułani malowane dzieci…

Rozmawia: Magdalena Ciesielska
Zdjęcia: Magdalena Górzna-Jaromin, materiały prasowe i archiwalne Towarzystwa byłych Żołnierzy i Przyjaciół 15 Pułku Ułanów Poznańskich

Jazda konna, skoki przez przeszkody, strzelanie z broni krótkiej, a także władanie konno szablą i lancą – to tylko niektóre umiejętności kultywowane w 15. Pułku Ułanów Poznańskich. Jednak w szczególności funkcjonowanie Pułku opiera się na tradycji, patriotyzmie, prawdzie historycznej, na wartościach niezmiennych od lat, które wymienia Łukasz Walter, prezes 15. Pułku Ułanów Poznańskich.

Panie Prezesie, czy patriotyzm lokalny, patriotyzm poznański jest wciąż silny?

ŁUKASZ WALTER:Patriotyzm jak wiele innych postaw można rozpatrywać na różnych płaszczyznach. Myślę, że patriotyzm powierzchowny, taki inscenizacyjno-festynowy ma się całkiem nieźle, patrząc na frekwencję na uroczystościach patriotycznych czy tzw. rekonstrukcjach. Proszę mnie źle nie zrozumieć – to bardzo dobrze, że ludzie biorą udział w tych uroczystościach – kształtują one pamięć o naszej historii, budują więź społeczeństwa z wojskiem. Zastanawiam się tylko ilu uczestników stawia sobie pytania o patriotyzm tak na poważnie.

15. Pułk Ułanów Poznańskich

Kto z nas zastanawia się, bowiem nad tym, czym w ogóle jest patriotyzm? Czy to płacenie podatków, uczestnictwo w wyborach i machanie chorągiewką 11 listopada – czy może to jednak coś więcej?

Czy zastanawiamy się nad tym, po co mi i moim bliskim patriotyzm jest potrzebny? Czy w ogóle jest on nam do czegoś potrzebny? Czy w oparciu o powyższe odpowiedzi zastanawiamy się nad tym czy jesteśmy gotowi poświęcić zdrowie albo życie? Czy w dobie wszechobecnego kultu zdrowego ciała i ducha w ogóle zastanawiamy się nad tym czy jednak istnieją sprawy ważniejsze niż zdrowie i życie?To są poważne pytania, o których wydaje mi się, że w obecnych czasach w domach mało lub w ogóle się nie rozmawia. Może tegoroczna rocznica odzyskania przez Polskę niepodległości obchodzona w aktualnej, niepewnej sytuacji geopolitycznej będzie okazją do pogłębionej refleksji.

Łukasz Walter - 15. Pułk Ułanów Poznańskich

W sierpniu br. 15. Pułk Ułanów Poznańskich obchodził swoje 102 lata działalności (05.08.1920 r. na wniosek ówczesnego prezydenta Poznania otrzymał taką nazwę), a co roku 23 kwietnia odbywa się Święto Pułku. Jakie inne daty są szczególnie bliskie Panu, patrząc na historię Pułku?

Pułk faktycznie od lutego 1920 roku był nazywany 15. Pułkiem Ułanów Poznańskich, jednak powstanie tej jednostki jest ściśle związane z Powstaniem Wielkopolskim, podczas którego oddolnie się sformował. Za datę powstania Pułku tradycyjnie uznaje się datę 27 grudnia 1918 r. Data ta później została umieszczona na Odznace Pułkowej. Licząc w ten sposób, w tym roku przypada 104 rocznica powstania Pułku. W tym czasie Ułani Poznańscy walczyli w wojnie 1920 roku, w dwóch wojnach światowych w Polsce i we Włoszech oraz brali udział we współczesnych misjach zagranicznych w Iraku, Afganistanie i innych. Trudno w tej sytuacji wskazać jedną ważną datę. Dlatego przytoczę tu ważne dla mnie wydarzenie, w którym jako nastoletni chłopak, brałem udział. W 1996 roku w Jednostce Wojskowej w Wędrzynie (wtedy była to 15. Wielkopolska Brygada Kawalerii Pancernej), 1. batalion czołgów przejął tradycje i barwy 15. Pułku Ułanów Poznańskich. Od tamtego momentu Ułani Poznańscy powrócili do Wojska Polskiego.

Łukasz Walter - 15. Pułk Ułanów Poznańskich

Jakie wartości są stale kultywowane? Co aktualnie przynosi chwałę poznańskiemu oddziałowi kawalerii?

W naszej działalności staramy się odnosić do wartości, które były bliskie Ułanom Poznańskim, w ogóle żołnierzowi polskiemu. Najważniejsze wartości są uniwersalne, dlatego nie ma tu potrzeby rozgraniczania okresów działania Pułku. Wartości te są dewizą Wojska Polskiego i można je zamknąć w trzech słowach: Bóg, Honor i Ojczyzna.
Każdy z nas ma swoje własne powody działania, jednak z pewnością nie działamy dla własnej chwały. Może najlepszą odpowiedzią na tak zadane pytanie będzie odpowiedź kawalerzystów, którzy podczas odbierania gratulacji czy odznaczeń zawsze odpowiadają – Ku chwale Pułku i polskiej kawalerii.

Ułani poznańscy brali udział i w powstaniu wielkopolskim, i na frontach wojny polsko-bolszewickiej, i w kampanii wrześniowej, w Bitwie nad Bzurą, i w we Włoszech, chociażby w ciężkich walkach o Monte Casino. W 1920 roku Pułkiem dowodził ppłk Władysław Anders. W tym okresie żołnierze nazywani byli przez bolszewików rogatymi, czerwonymi czortami,nawiązując do czerwonego otoku rogatywek.

Łukasz Walter - 15. Pułk Ułanów Poznańskich

Czy młode pokolenie, ochotnicy pragnący wstąpić w szeregi kawalerii odpytywani są z historii; edukowani?
Jakie kryteria/warunki należy spełnić, dołączając do Pułku?

Na wstępie pragnę wyjaśnić kwestię organizacyjną. Nasze stowarzyszenie – Towarzystwo byłych Żołnierzy i Przyjaciół 15 Pułku Ułanów Poznańskich realizuje swoje cele statutowe przez różne formy działań, takich jak: wystawy, prelekcje, działania wydawnicze i inne. Aby zostać członkiem Towarzystwa, wystarczy chcieć realizować nasze priorytetowe cele i zamierzenia. Towarzystwo działa również poprzez swój Reprezentacyjny Oddział Kawalerii, którego działania w większości są związane z rekonstrukcją historyczną. Aby zostać jego członkiem, należy przejść okres próbny, w czasie którego ochotnicy zdobywają wiedzę o Pułku i konieczne umiejętności. W zasadzie każdy jest traktowany indywidualnie i w zależności od możliwości jest ustalany tok nauki. Po okresie próbnym jest przeprowadzana rozmowa z ochotnikiem, który również wtedy ma okazję zaprezentowania swoich fizycznych umiejętności, czyli jazdy konnej.

Na przestrzeni czasu jakie zmiany dokonały się w Pułku?

Jak już wiemy historia Pułku jest bardzo długa. W różnych okresach ułani mieli rożne mundury, poruszali się różnymi środkami transportu, walczyli różnymi rodzajami broni czy stacjonowali w różnych miejscach. Patrząc na sprawę od tej strony, można stwierdzić, że w Pułku zmieniło się wszystko. Niezmienni są tylko ludzie i wartości, za które gotowi są oni oddać życie.

Łukasz Walter - 15. Pułk Ułanów Poznańskich

Czym wyróżnia się mundur w barwach „Dzieci Poznania”?

W poszczególnych okresach ułani mieli mundury takie jak obowiązywały w Wojsku Polskim, poza Powstaniem Wielkopolskim. Elementem wyróżniającym jednostki wojskowe między innymi są barwy. 15 Pułk, jako jedyny w Wojsku Polskim, ma zaszczyt noszenia barw takich samych jak nasze barwy narodowe, czyli biało-czerwone. Biel w heraldyce symbolizuje czystość, lojalność, pokorę i szlachetność, a czerwień oznacza miłość, poświęcenie, ofiarność, żarliwość i dzielność.

Ile osób liczy sobie Reprezentacyjny Oddział Kawalerii Towarzystwa b. Żołnierzy i Przyjaciół 15. Pułku Ułanów Poznańskich? W jakim wieku jest najstarszy jego uczestnik, a w jakim – najmłodszy?

Jak już wcześniej wspomniałem nasz Reprezentacyjny Oddział Kawalerii jest częścią Towarzystwa byłych Żołnierzy i Przyjaciół 15 Pułku Ułanów Poznańskich mającego blisko 180 członków. Oddział ma aktualnie 18 członków oraz 4 nieletnich ochotników. Najmłodszy ochotnik ma 15 lat, a najstarszy kolega przekroczył już osiemdziesiątkę.

Łukasz Walter - 15. Pułk Ułanów Poznańskich

Pomnik 15. Pułku Ułanów Poznańskich, zlokalizowany przy ul. Ludgardy, na Górze Przemysła, jest jednym z najbardziej popularnych miejsc w Poznaniu. Jakie uroczystości odbywają się przy tym historycznym pomniku?

Miejsce, w którym stoi Pułkowy Pomnik faktycznie od lat gromadzi członków Rodziny Pułkowej i mieszkańców Poznania. Najważniejszym dla nas wydarzeniem w roku są obchody Święta Pułkowego (sobota i niedziela najbliższa 23.04.), których centralnym elementem jest Apel Poległych, podczas którego są odczytywane nazwiska wszystkich poległych i pomordowanych oficerów i żołnierzy Pułku oraz msza święta w ich intencji. Poza tym pod Pomnikiem spotykamy się podczas innych świąt państwowych – najbliższym będzie Narodowe Święto Niepodległości.

Łukasz Walter - 15. Pułk Ułanów Poznańskich

Marsz 15. Pułku Ułanów Poznańskich jest to melodia bardzo żywa, energiczna wygrywana na trąbkach. Wiele osób zna ogólnopolską pieśń patriotyczną „Przybyli ułani pod okienko”, z kawalerią w roli głównej. A jaka jest ulubiona pieśń, którą śpiewają, nucą poznańscy ułani?

To trochę zależy od nastroju i okazji. W sytuacjach biesiadowo-zabawowych śpiewamy „Ułani, ułani malowane dzieci” i „Więc pijmy wino szwoleżerowie”, a w sytuacjach bardziej poważnych np. „Jak to na wojence ładnie”. Z tą ostatnią wiąże się krótka anegdota. Podczas naszej wizyty w jednej ze szkół przy okazji śpiewu: „Jak to na wojence ładnie (…) kiedy ułan z konia spadnie (…) koledzy go nie żałują tylko końmi go tratują (…)” jeden z uczniów z oburzeniem i przejęciem zapytał na cały głos: „Co to jest za jakiś horror?”. W tym momencie cała powaga sytuacji prysła. (śmiech)

Łukasz Walter - 15. Pułk Ułanów Poznańskich

Przed nami ważny dzień 11 listopada, a w grudniu rocznica wybuchu powstania wielkopolskiego. Co na Dzień Niepodległości oraz z okazji obchodów powstania szykuje 15. Pułk Ułanów Poznańskich? Gdzie będzie można Was zobaczyć i podziwiać?

Jesteśmy w trakcie ustaleń, ale raczej z racji wszechobecnych remontów w Poznaniu obchody w tym roku będą skromniejsze.

Więc pijmy wino, szwoleżerowie
(…)
Więc pijmy wino, szwoleżerowie,
Niech troski zginą w rozbitym szkle!
Gdy nas nie stanie, nikt się nie dowie,
Czy dobrze było nam, czy źle!

Szare mundury, złote obszycia,
Ach, jak to wszystko przepięknie lśni.
Lecz co jest na dnie w sercach ukryte,
Tego nie będzie wiedział nikt.
(…)
Więc pijmy wino, szwoleżerowie,
Niech troski zginą w rozbitym szkle!
Gdy nas nie stanie, nikt się nie dowie,
Czy dobrze było nam, czy źle!

Szwoleżer tęskni, lecz zawsze skrycie,
Za ukochaną, za krajem swym.
Dla swej Ojczyzny oddałby życie,
Dla ukochanej pragnie żyć!
(…)

Hej, hej ułani
(…)
Hej, hej, ułani, malowane dzieci,
niejedna panienka za wami poleci.
Niejedna panienka i niejedna wdowa,
zobaczy ułana, kochać by gotowa.
(…)
Jedzie ułan, jedzie, konik pod nim pląsa,
czapkę ma na bakier i podkręca wąsa,
Hej, hej, ułani, malowane dzieci,
niejedna panienka za wami poleci.
(…)

Magda Ciesielska

Magdalena Ciesielska

 

Łukasz Walter | Ułani, ułani malowane dzieci…

Rozmawia: Magdalena Ciesielska
Zdjęcia: Magdalena Górzna-Jaromin, materiały prasowe i archiwalne Towarzystwa byłych Żołnierzy i Przyjaciół 15 Pułku Ułanów Poznańskich

Łukasz Walter - 15. Pułk Ułanów Poznańskich

REKLAMA

blank

REKLAMA

blank

Be a part of… Lagom

Grażyna Wolszczak / Aktorka, współwłaścicielka Garnizonu Sztuki – teatru pozytywnych emocji

Szwedzkie słowo Lagom oznacza nie za dużo, nie za mało, dokładnie tyle, ile potrzeba. Czy łatwo to osiągnąć? Moje życie to nieustanne dążenie do stanu równowagi. To trudne, bo bez przerwy coś mnie z niej wytrąca. Ale są momenty w życiu, że jestem blisko złapania balansu.

Już samo dążenie, świadomość i droga do równowagi, czyli tak naprawdę do szczęścia,jest budująca.  Lubię doświadczać różnych rzeczy, różnych stanów, ale jakoś tak… bezpiecznie. Moje życie aktorskie pełne jest rozhuśtanych emocji, zmian nastrojów i to jest niewypowiedzianą frajdą zapuszczać się nawet w te najtrudniejsze stany emocjonalne. Ale życie to przecież nie scena. Zawodowo czerpię z wyobraźni, w życiu dbam o wewnętrzny spokój. Czasem patrzysz na dwoje dzieci. Jedno marudzi bez przerwy, a drugie  cieszy się bez powodu. Na pewno takiemu, co się uśmiecha będzie w życiu łatwiej. Ludzie lubią z taką osobą przebywać. Gdy się uśmiechasz, patrzysz w oczy i jesteś ciekawy drugiego człowieka, łatwiej nawiązujesz kontakty.

Ale życie nie zawsze sprzyja, czasem wszystko idzie nie tak i wtedy o uśmiech trudno. W takich momentach, kiedy już mam zacząć się nad sobą użalać, przywołuję się do porządku: „Zdrowa jesteś? Dziecko zdrowe? Ręce i nogi masz całe? Na wakacje jedziesz? To znaczy, że jesteś szczęśliwa!” Tak przemawiam do siebie. I to działa, serio! Wiadomo, w życiu nie raz się upada, ale o to chodzi, żeby wstać, otrzepać się i iść dalej.

Kiedyś, wiele lat temu, mój znajomy, przedsiębiorca, powiedział mi, że biznes musi mieć co najmniej trzy nogi. Jak się jedna przewróci, to na dwóch pozostałych można się jeszcze utrzymać. I ja myślę, że tę zasadę można przełożyć na życie. Trzeba mieć i doceniać przyjaciół, pracę, pasję, bliskich. Nie można rezygnować z rodziny dla kariery, ani z kariery dla rodziny. A zwłaszcza nie można rezygnować z siebie! Tak, jestem szczęśliwa, nie w euforycznym sensie, ale tak łagodnie. Choć zdarza się od czasu do czasu, że zaszumią bąbelki szampana! Moje lagom.

Grażyna Wolszczak

Grażyna Wolszczak

Be a part of… Lagom

Grażyna Wolszczak / Aktorka, współwłaścicielka Garnizonu Sztuki – teatru pozytywnych emocji

Grazyna Wolszczak

REKLAMA

blank

REKLAMA

blank

Basia Cichowicz | Salonwakacji.pl inspiruje i doradza

Rozmawia: Magdalena Ciesielska; zdjęcia: Materiały prywatne B.C.

Siadam naprzeciwko promiennej i radosnej osoby, która jak magik z rękawa wyciąga kolejne miejsce warte odwiedzenia. Widać, że żyje pracą, a praca jest jej życiem, daje ogromną satysfakcję. Podróże uwielbia i tą miłością do zwiedzania świata zaraża innych. Basia Cichowicz, właścicielka biura o wdzięcznej nazwie salonwakacji.pl opowie, gdzie posmakować egzotyki, na co się zdecydować, gdy u nas za oknem jesienna słota, dlaczego warto korzystać z oferty cruisera. 

Kiedy salon wakacji zaczął funkcjonować na poznański rynku?

BASIA CICHOWICZ: Przeprowadziłam się do Poznania osiem lat temu, z urodzenia jestem bydgoszczanką. Zanim otworzyłam biuro w Poznaniu, w grudniu 2019 roku, czyli chwilę przed pandemią, miałam już funkcjonujące biuro podróży w Bydgoszczy. W Poznaniu wszystko zbiegło się w czasie z czymś nieprzewidywalnym. Koronawirus spowodował, że po 3 miesiącach od otwarcia biuro musiałam zamknąć. W lipcu znów otworzyłam, choć było bardzo ciężko, ale utrzymałam cały zespół pracowników. 

Upatrzyłam sobie to miejsce w Poznaniu, przy ul. Dymka, na zakręcie. Pomyślałam, że wszyscy będą mnie widzieć. (śmiech) Nie zależało mi na biurze w markecie, w galerii handlowej, w takim ruchliwym miejscu, bo uważam, że wakacje to jest produkt luksusowy. Nigdy nie wpadłabym na pomysł, aby kupować wakacje w markecie. O tym trzeba na spokojnie pomyśleć, porozmawiać, zastanowić się nad plusami i minusami konkretnego kierunku. Do planowania wakacji trzeba podejść z szacunkiem i refleksją, rzetelnie i rozważnie.

Salon określany jest jako najlepsze biuro podróży. To pochlebne i satysfakcjonujące stwierdzenie, ale też bardzo motywujące. Jak wyrabia się dobrą renomę?

Długo przed modnym home officem, który rozkwitł wraz z nastaniem pandemii, pracowałam zdalnie. Jednak ze względu na moją naturę i potrzebę kontaktu z drugim człowiekiem, zaczęłam aranżować dla stałych klientów nieformalne spotkania, takie bardziej towarzyskie, w stylu np. prosecco day. Do mnie przychodzą klienci, rozmawiamy, śmiejemy się, wymieniamy spostrzeżeniami. Nieustannie buduję zaplecze moich stałych kontaktów. 

Naszymi klientami są ludzie, którzy podstawowe potrzeby życiowe mają zapewnione. Ich stać na kolejny pułap życia, przeznaczają oszczędności na wyjazdy, zwiedzanie świata, zgodnie z powiedzeniem „pracujemy po to, żeby żyć, a nie żyjemy, aby pracować”. Obsługujemy klientów jak swoich przyjaciół, siadamy przy dużym stole, dyskutujemy, pijemy kawę, rozkładamy prospekty, albumy, etc. Dodatkowo za kilka dni dotrą do nas monitory dotykowe, czyli ukłon w kierunku technologii. Mamy zasadę, że dla klientów tworzymy tzw. kalendarz podróży, czyli sugerujemy, co w danym miesiącu mogliby robić, gdzie jechać czy lecieć, co zwiedzić. Podsuwamy tańsze i droższe opcje, wakacje do wyboru, bo różne są gusta i potrzeby, i różne kieszenie klientów. 

Mamy też takich stałych klientów, którzy np. po to wpadają do biura, aby nam przynieść kwiaty. (śmiech) To bardzo miłe.

blank

Po dwóch latach wyłączenia nas ze zwiedzania świata przez pandemię, jak już minął okres dezorientacji, obaw, jakie kierunki zaczęli wybierać klienci? 

Po zniesieniu największych obostrzeń my szybko zorientowaliśmy się, gdzie nasi klienci mogą latać. Edukowaliśmy ich, że warto lecieć do Meksyku, bo tam nie były wymagane ani testy, ani szczepienia. Ten, kto miał odwagę i ten, kto wyczuł temat, to latał do Meksyku za 3 tys. zł do hoteli 5-gwiazdkowych all inclusive. Takie były wówczas opcje. Zmieniła się grupa docelowa – przestali latać starsi klienci, a zaczęło bardzo dużo młodych. 

Kierunki pierwsze, popandemiczne, to w szczególności Meksyk, ale też Zanzibar, Turcja. Wielu celebrytów upodobało sobie Zanzibar, który w tym okresie był bardzo oblegany. Wszystko wymagało skrupulatnego sprawdzania, wypełniania stosu dokumentów, ponadto aplikacje, generowanie kodów itp. Mobilizowaliśmy ludzi do latania, bo zamknięcie w domu na dłuższą metę niczemu dobremu nie służy. My – pracownicy biura również dużo w owym czasie lataliśmy; sprawdzaliśmy. Zresztą zawsze tak robimy. Ja sama mam odwiedzonych ponad 70 krajów na świecie, więc trochę potrafię zweryfikować życzenia czy plany klientów.

Turcję traktuję jak Kołobrzeg, to są tylko 2,5 godziny lotu. Możemy lecieć na 5 czy 7 dni, z Poznania, bardzo dobry standard hoteli, dobra kuchnia, korzystne zaplecze z mnóstwem atrakcji dla dzieci i dorosłych. Egipt to miejsce, gdzie zamykamy się w hotelu i korzystamy głównie z uroków nurkowania, można sobie wykupić super pakiety dla nurków. To jest pomysł na krótkie i w miarę bliskie wakacje, choć niekoniecznie tanie. Nie ma co ukrywać, że w Turcji są tak dobre hotele, że za tydzień są one np. po 10-15 tysięcy od osoby, do nich kierujemy naszych polskich celebrytów. Salonwakacji.pl jest od aranżacji wakacji luksusowych. Bo wiadomo, że wydane pieniądze można skonfrontować z wyprawą np. do Azji, która jest stosunkowo tania. Jednak każdy wybiera formę wakacji i standard miejsca indywidualnie.

Z badań Polskiej Organizacji Turystycznej wynika, że turystyka aktywna, blisko przyrody, podbiła serca Polaków. Czy tak jest w rzeczywistości?

Na każdym etapie swojego życia szukamy innych form wypoczynku. Inaczej gdy jesteśmy singlami, w parach, inaczej jak mamy małe dzieci, jeszcze inaczej jak starsze. Przyroda i aktywność często są wakacyjnym wyznacznikiem, jednak większym, który ja obserwuję, jest chęć zakosztowania kompleksowego wypoczynku. Ludzie po prostu szukają komfortu, odprężenia po ciężkiej pracy, odstresowania się, nowych energetycznych bodźców. 

Teraz np. będę organizować wyjazd do Toskanii z jogą i warsztatami fotograficznymi. To inna forma spędzenia wolnego czasu i odreagowania od problemów dnia codziennego. Kolejny wyjazd nastawiony będzie na rozwój osobisty w pięknym otoczeniu przyrody, niekoniecznie w hotelach all inclusive. Z drugiej strony mamy golfistów. Sama dołączyłam do tej grupy i musiałam nauczyć się rywalizacji. (śmiech) To cudowne spędzanie wolnego czasu na świeżym powietrzu – są pola golfowe na Dominikanie, na Bali; jest też wspaniałe pole golfowe w Hurghadzie, oświetlone, gdzie można grać w nocy. Ponadto turystyka rowerowa, przygotowania do triathlonu np. na Teneryfie. Miejsce idealne też do windsurfingu. 

Wzbogaciliśmy też naszą ofertę o wyjazdy narciarskie, główny kierunek to Włochy. W lutym tego roku wysłaliśmy ponad sto osób, w dwóch autokarach, do Canazei Campitello, pięknego włoskiego regionu. Klienci mieli podstawioną karetkę pod busa, w której wykonywano testy antygenowe, bo potrzebowali aktualny wynik na covid. Wszystko mieliśmy dograne i zaplanowane. 

Wielu naszych klientów łączy wypoczynek z aktywnością, bo to lubi. Szuka np. basenów o wymiarach olimpijskich, aby mogli trenować. Świat jest otwarty, możliwości jest mnóstwo – w zależności jak chcemy spędzić wakacje.