Maciej Melcer | Co Meli czyta? 

– „Afryka. Groźne pustkowie, gdzie życie to ryzykowna gra. Tu ani myśliwi, ani roślinożercy nie mogą być pewni przetrwania, ale trzy gatunki wielkich kotów stojących na szczycie łańcucha pokarmowego wyróżniają się niezwykłymi talentami (…)”. Niech pierwszy rzuci kamieniem ten, kto nie przeczytał tego fragmentu głosem Krystyny Czubówny. W Poznaniu jest głos, który może się równać z głosem najpopularniejszej lektorki w Polsce. To Maciej Melcer czyta bajki dla dzieci, narracje do filmów i reklamy, a w wolnych chwilach podbija tiktoka.

Nie lubisz się porównywać do nikogo, prawda?

MACIEJ MELCER: Ostatnio o tym myślałem. Nie chcę wiedzieć, co robią inni. Czuję się wtedy znacznie lepiej, ponieważ nie mam na sobie żadnej presji. Poza tym, nie jestem osobą, która śledzi inne osoby z branży. Oczywiście, mam kolegów i koleżanki z branży, z którymi rozmawiam na zawodowe tematy. Są też osoby, które cieszą się z moich sukcesów, ale to są ci najbliżsi i jest ich dosłownie garstka.

Nieporównywanie się jest dużo zdrowsze dla ludzkiej psychiki. Każdy idzie swoim tempem, swoją ścieżką zawodową. Nie zadajesz sobie pytań w stylu: „Co robię źle?”. Polecam to każdemu.

Wróćmy do początku Twojej kariery. Na początku…

Były studia, które niezbyt skutecznie mnie wciągnęły. Po pół roku i roku – odpowiednio gospodarka przestrzenna i ogrodnictwo. Okazało się, że rysunki techniczne to nie moja bajka, ale złapałem się na tym, że najczęściej oglądałem wywiady, a dokładniej Codzienną Gazetę Muzyczną… I to był klucz. To był też trzeci raz, kiedy zdecydowałem się na studia i padło na dziennikarstwo na Wydziale Nauk Politycznych i Dziennikarstwa Uniwersytetu Adama Mickiewicza w Poznaniu.

Na drugim roku trafiłem na praktyki do radia, mimo że w ogóle nie skupiałem się na fakcie, czy chcę pracować w radiu, w gazecie czy w telewizji. Okazało się, że radio i praca głosem to było to! Dodatkowo, w tym czasie pracowałem też w gastronomii, więc to był dość intensywny czas. 

meli4 scaled 1

To były Twoje pierwsze doświadczenia pracy głosem?

Tak. Kiedyś też próbowałem swoich sił w rapie, ale nie wiem czy można nazwać to pracą. Bardziej byłbym skłonny nazwać je pierwszymi próbami. 

Co ciekawe, dużo moich znajomych mówi: „Meli, tyle osób zwraca uwagę na mój głos. Mówią mi, że mógłbym zostać lektorem”. Wiesz co? Nigdy od nikogo tego nie usłyszałem (śmiech). Naprawdę, do momentu gdy zacząłem wykonywać ten zawód, nikt nie zwracał uwagi na mój głos…

A czy ludzie poznają Cię już po głosie jak jesteś w miejscach publicznych?

Tak! Zaczęło się! (śmiech). Bardziej też rozpoznają mnie po twarzy, bo jednak moja działalność zebrała jakieś żniwo, ale po głosie też się zdarza.

Wolisz pokazywać się w Internecie czy jednak czytać?

Hmmm… Nie wiem. Jedno i drugie lubię. Mówiąc do telefonu i mikrofonu, używam nadal swojego głosu, więc to chyba taki rodzaj złotego środka. Nie mam oporów przed kamerą, aczkolwiek mówiąc do telefonu, pokazuję więcej, więc wtedy obchodzi mnie czy się wyspałem, czy włosy są idealnie ułożone itp. Tak jak powiedziałem na początku, jedno i drugie bardzo lubię. 

Przyszła pora na bardziej techniczną część. Nagrywasz reklamy, czytasz bajki…

Tak. To był duży sukces serii bajek pt. „Bajka o tym jak Gucio, Leoś i Tadziu…” autorstwa Ewy Ruszkiewicz. Bajki te znalazły się na drugim miejscu najchętniej słuchanych, pod audiobookiem „Harry Potter i Kamień Filozoficzny”. Przez pewien czas nawet przeskoczyły serię J.K Rowling i byliśmy numerem jeden w serwisie Storytell w kategorii bajek dla dzieci.

meli6 scaled 1

A jakie jest idealne lektorskie zlecenie dla Ciebie? To jest właśnie bajka dla dzieci czy może reklama dla jakiegoś banku?

Idealne to takie, którego wcześniej nigdy nie miałem. (śmiech) Wyzwania są świetne. W pewnych momentach jest tak, że czytam np. Bajkę i po prostu to robię. Wiem jak ją czytać. Staje się to dla mnie powtarzalne. To rodzaj rutyny jak w każdej innej pracy. 

Bardzo ekscytujące było zlecenie dla motylarni w Zakopanem, był to rodzaj zaproszenia odtwarzany przy wejściu do tego obiektu.

Słyszałeś już to zaproszenie „LIVE”?

Jeszcze nie, ale na pewno jak tylko będę w pobliżu to to zrobię.

Maciej, na tiktoku pokazałeś „jak się śmiać” w audiobookach. W takim razie nasuwa mi się jedno pytanie: Czy lektor jest też aktorem?

Zdolności aktorskie są kluczowe w pracy lektora. Jeżeli będzie się przekłamywać emocje, to nie będzie to wiarygodne. Zła intonacja równa się porażka. Nie można pytań intonować jak twierdzenia i odwrotnie, odbiorca natychmiast to odczuje i nie będzie to ani dobrze brzmieć, ani nie będzie dobre w odsłuchu.

Typów lektorów jest wiele. Nie można za bardzo „podkręcać” niektórych rzeczy. Jakby tak dłużej zastanowić się nad sprawą, to dużo jednak zależy od lektora. Temat jest niebywale szeroki. Niektórzy lektorzy czytają jakoś bez większych emocji, a niektórzy zmierzają w tą drugą stronę, gdzie w dobry sposób podkręcają dialogi i wtedy narracja fajnie płynie. W sumie, zależy co kto woli.

Do której grupy lektorów byś się zaliczył?

Ja staram się podkręcać dialogi, a jak mi to wychodzi, to już nie mi oceniać. (śmiech)

Bardzo krytycznie podchodzę do swojej pracy. Często jestem zadowolony, a za którymś przesłuchaniem okazuje się, że mogłem przeczytać to jeszcze lepiej.

Wydaje mi się, że to akurat dobra cecha.

Też tak myślę. Gdybym był ze wszystkiego zadowolony, to nie osiągałbym lepszych rezultatów swoich prac.

Jest jakiś lektor żyjący lub nie, który mógłby stanowić dla Ciebie wzór tego zawodu? Knapik a może Gudowski?

Takim wzorem na pewno jest Piotr Borowiec, także Maciej Gudowski, Jacek Brzostyński czy Andrzej Matul. 

Andrzej Matul czytał mój ulubiony serial „Czarna Żmija” z Rowanem Atkinsonem w roli głównej.
Spotkałem się z opiniami, że On robi tzw. „Jednoosobowy dubbing”.

Właśnie. Myślałeś kiedykolwiek o dubbingu?

Tak, nawet miałem okazję brać udział w modyfikacjach gry Gothic. Było bardzo fajnie. Nie zamykam się na żadne wyzwania, choć każde też zawsze przemyślę.

A masz czasami tak, że rozmawiasz z kimś normalnie i nagle włącza Ci się „tryb lektora”?

Nie, chyba nie. (śmiech) Zawsze staram się mówić ładnie i poprawnie, bez względu na to czy rozmawiam z panią w warzywniaku, czy jestem w studiu. Chcę, żeby moja mowa była w pełni dykcyjna, choć mi, jak każdemu z nas, zdarzają się błędy i nie jestem też typem, który wytyka je innym. Lubimy skracać końcówki, bo jest nam wygodniej, szybciej coś przekazać. Nie musimy się wtedy wysilać… Choć należy pamiętać, że jak cię słyszą, tak cię piszą. (śmiech)

meli1 scaled 1

A jak lektor dba o głos?

Dla człowieka niepracującego głosem, katar jest niczym, a dla lektora to praktycznie L4. Najważniejsze to nie przeziębiać się. Podczas pracy z mikrofonem należy pić dużo wody, powstrzymywać się od kawy i herbaty, bo te napoje wysuszają aparat mowy. Nie mam żadnych specjalnych sztuczek.

Chciałbyś być najlepszym i najbardziej rozchwytywanym głosem w Polsce?

Nie. Ciężko powiedzieć kto jest najlepszy. To bardzo subiektywna opinia. Z lektorami jest podobnie jak z artystami. Jednemu się podoba, a drugiemu już niekoniecznie. 

Nie chcę też dąrzyć do tego, żeby obserwowało mnie jak najwięcej osób w social mediach. To dzieje się przy okazji…

Mimo Twojej odpowiedzi, życzę Ci żebyś był najlepszy.

REKLAMA
REKLAMA

Może cię zainteresować:

REKLAMA
REKLAMA

Elżbieta Janik – Krause | Księgowość to jak czytanie książki

Elżbieta Janik - Krause, prezes zarządu Kancelaria Rachunkowa Denarius z Poznania

Poznań – miasto przedsiębiorcze, biznesowe – oferuje również swoim klientom wsparcie w zakresie szeroko rozumianej księgowości. Takim miejscem jest Kancelaria Rachunkowa na poznańskim Chwaliszewie, której klientami są w szczególności firmy z branży spedycyjnej, budowlanej, deweloperskiej, a także kancelarie prawne, handlowcy oraz styliści fryzur. Elżbieta Janik-Krause, prezes zarządu Kancelarii Rachunkowej Denarius, opowiedziała, z jakimi problemami borykają się obecnie poznańscy przedsiębiorcy, dlaczego tak popularny jest outsourcing usług księgowych i jak ważną rolę w jej życiu odgrywają relacje.

Rozmawia: Magdalena Ciesielska | Zdjęcia: archiwum prywatne EJ-K

Jak zaczęła się Pani przygoda z rachunkami i cyframi?

ELŻBIETA JANIK-KRAUSE: Zaczęłam studia informatyczne w trybie zaocznym i szukając pracy, trafiłam do biura. Tam posadzono mnie przy komputerze, a jednym z moich głównych zajęć było wprowadzanie faktur do systemu – i choć niektórzy mogą w to wątpić – zaczęło mi się to naprawdę podobać. (śmiech) Ponadto, gdy moi rodzice prowadzili własną firmę, to pamiętam jak interesowała mnie wielka księga przychodów i rozchodów, i jak na prośbę mamy wpisywałam faktury.
Uwielbiam cyferki, choć skończyłam studia inżynierskie na Politechnice Poznańskiej. Skończyłam również e-commerce i jakbym poszła w tym kierunku, to dzisiaj nie musiałabym się tak męczyć ze zmianami przepisów. (śmiech)

Ta zmienność w przepisach to zapewne nie lada wyzwanie…

Jestem księgową od 20 lat i nie pamiętam tak galopujących zmian jak obecnie. Dawniej jak księgowałam coś według ustalonego harmonogramu i zgodnie z wytycznymi, to tak działaliśmy przez kilka lata. Dzisiaj nie jest to tak stałe i powtarzalne… Ponadto zawsze gdy przychodzi nowa władza, wprowadzane są nowelizacje ustaw i zmieniane są przepisy. Odczuwamy to w Kancelarii Rachunkowej, bo obsługujemy również klientów dofinansowanych z budżetu państwa. Nieraz słyszę pytanie: jak Ty się w tym wszystkim nie pogubisz? Udaje mi się to, dzięki wytężonej pracy, doświadczeniu i skrupulatności.

Oprócz aktualizacji ustaw, z jakimi zagadnieniami najczęściej się Pani spotyka?

Gdy przychodzi klient i pyta się, jak nie płacić podatków (śmiech), albo je obniżyć. Zawsze zaczynam od rozmowy z klientem, jakie ma plany, jak jego działalność wyglądała wcześniej. Często musimy skorzystać z usług doradcy podatkowego, aby mieć szerszy pogląd na zaistniałą sytuację. Mamy wówczas typową burzę mózgów. (śmiech) Do tego muszą być konkretne liczby, wyliczenia w tabelach. Czasami się klientom wydaje, że taka optymalizacja będzie dla nich korzystana, ale jak przeanalizujemy liczby – to wtedy może wyjść inaczej i wspólnie z klientem stwierdzamy, że to wcale nie jest opłacalne. Ludzie mając działalność gospodarczą, wiedzą, że na spółce nie płaci się ZUS-u, ale płaci się więcej za księgowość, bo jest tzw. pełna księgowość. Jeżeli ktoś nie jest obeznany z Kodeksem spółek handlowych i nie wie jak to wszystko działa, że jest uchwała, zarząd, rada nadzorcza, wspólnicy – tzn. wszystkie organy, to nie zdaje sobie sprawy, że pewne przesunięcia są nieopłacalne, bo nic więcej się nie zyska.

Outsourcing usług księgowych jest bardzo popularnym rozwiązaniem wśród polskich przedsiębiorstw. Z usług biur rachunkowych korzysta bowiem aż 72% przedsiębiorców, podczas gdy księgowego na etacie zatrudnia zaledwie 8% firm. Dlaczego tak się dzieje?

Według mnie to nie jest zwykła moda, tylko czysta ekonomia. Outsourcing jest po prostu tańszy, bo zatrudnienie księgowej na pełen etat to są już większe koszty. Np. jak nam ktoś płaci za książkę przychodów i rozchodów 300 zł netto, to nie zatrudni się księgowej za taką kwotę. Obsługujemy naprawdę dużych klientów, którzy mogliby wejść w swoją wewnętrzną księgowość. A dlaczego nie wchodzą? Bo oni nie mają problemu, czy pracownik zachoruje, nie przyjdzie do pracy, ktoś zrezygnuje itp. U nas w Kancelarii Rachunkowej Denarius prowadzimy rekrutacje, non stop szkolimy nowych pracowników, bo chcemy być na bieżąco. Mamy wykupione dwie stałe platformy szkoleniowe, ponadto ubezpieczenie jako Kancelaria Rachunkowa. Wiele rzeczy załatwiamy za klienta, a jeśli on chciałby zapłacić za swój program do księgowości, licencje, dodatkowo poświęcić swój czas na załatwianie tych spraw – często dochodzi do słusznego wniosku, aby przerzucić te obowiązki na nas. Nawet jak ktoś ma nadzór samodzielnej księgowej, wewnątrz firmy, a chce przekazać obowiązki głównej księgowej – również to oferujemy. Np. dwa razy w tygodniu odwiedzamy swojego klienta, jego księgowa ma kontakt z naszymi pracownikami, a my wysyłamy i sprawdzamy informacje, co się zmienia. Taka forma jest też preferowana przez naszych klientów.

Elżbieta Janik - Krause, prezes zarządu Kancelaria Rachunkowa Denarius z Poznania

Czy ludzie w obecnej dobie decydują się na zakładanie swoich firm?

Tak, po pewnym przestoju, jest teraz wielki ruch w tym temacie. Dużo osób chce po prostu przejść na swoje, być dla siebie „sterem, żeglarzem, okrętem”, bez odgórnych wytycznych od szefa. Nie chcą być zależni i ograniczeni godzinowo, np. od 8 do 16. Ale z drugiej strony, zauważam też, że zmiany przepisów spowodowały pozamykanie się mniejszych firm, mniejszych biznesów. To też wynika z takiego niedopatrzenia i braku dokładności. Często ludzie prowadzący działalność gospodarczą nie patrzą na jedną podstawową rzecz, tzn. na przepływ pieniądza. Oni się skupiają na tym, że rachunek zysków i strat jest zadowalający, ale gdy ich klient nie zapłacił, albo zapłacił bardzo późno – to powoduje, że zaczyna się robić krótka kołderka z finansami. I to w efekcie przyczynia się do podjęcia decyzji o zamknięciu firmy. Dlatego zawsze namawiam do skrupulatnego przyglądania się przepływom pieniędzy.

Jakie firmy obsługuje Denarius, z jakich branż?

Mamy dużo firm spedycyjnych, kancelarii prawnych, a na drugim biegunie stylistów fryzjerów. Ponadto dużo z regionu jest handlowców, firm budowlanych i deweloperskich, którym służymy pomocą i radą. Także i organizacje Skarbu Państwa, których siedziby nie są ulokowane w Poznaniu.

Korzysta Pani ze swojej wiedzy z czasu studiów, świadcząc usługi księgowe?

Oprócz skończonych studiów z programowania, zrobiłam również studia podyplomowe z Zarządzania produkcją. Zanim założyłam Biuro Rachunkowe pracowałam w Cegielskim, byłam kierownikiem w dziale księgowym. Pamiętam jak za zgodą szefa weszłam na produkcję, bo bardzo chciałam zobaczyć jak przebiega cały proces tworzenia i montowania olbrzymich silników do statków, na podstawie licencji MAN-a. Sądziłam, że taki silnik jest wielkości pokoju, ale gdy założyłam kask i weszłam na halę produkcyjną, to oniemiałam z wrażenia… (śmiech) Bo silnik do statku przypominał wielkością blok dwupiętrowy i trzeba było po nim chodzić po drabinie, która została przymocowana na stałe. Potem jak pracowałam w branży automotive, to też szef mnie zabrał i obeszliśmy produkcję. Zobaczyłam, na czym polega system 5S, że np. młotka nie odkłada się w inne miejsce jak tylko to obrysowane. Taki system potem wprowadzono w biurach, gdzie team leaderzy mieli napisy na segregatorach w kształcie łuku. I wówczas gdy wyciągali segregator np. z nr 3, nie musieli się zastanawiać, aby pomiędzy 2 a 4 odłożyć – tylko ta wizualizacja im w tym pomagała.

W ogóle z kimkolwiek bym nie pracowała, zawsze proszę o pokazanie mi produkcji. To takie zamiłowanie produkcyjne. (śmiech) Ale tak na serio – dzięki wizualizacji, zobaczeniu hali produkcyjnej, cyfry, które mam na fakturze, stają się dla mnie bardziej materialne, układam to sobie jak przysłowiowe puzzle. Techniczne wykształcenie mi bardzo pomaga i bardzo lubię wszystko posprawdzać, poza tym nie boję się programów komputerowych, systemów. Jak uruchamiałam firmę 13 lat temu, to byłam i sprzedawcą, księgową, informatykiem… (śmiech) Księgowość to jak czytanie książki, krok po kroku, rozdział po rozdziale. Wszystko ma swoje etapy…

Elżbieta Janik - Krause, prezes zarządu Kancelaria Rachunkowa Denarius z Poznania

Czyli księgowość to nie tylko cyfry, ważne są relacje międzyludzkie?

Zdecydowanie tak. Żeby dobrze prowadzić księgowość, trzeba poznać przedsiębiorcę, jaki ma charakter pracy, jakie ma zamierzenia, w jakiej dynamice będzie prowadzona jego firma, co może się dziać w firmie, co ma realny wpływ przede wszystkim na podatki. Jak zbudujemy dobre relacje z klientem, to my możemy więcej wybaczyć klientowi i on nam. To działa w obie strony. Ponadto trzeba mieć wyobraźnię w księgowości.

Przeprowadza Pani z klientami szczere rozmowy, wykładacie przysłowiowe karty na stół. Ważna tu jest lojalność i otwartość. Ma Pani poczucie, że klienci trochę się spowiadają przed Panią ze swoich niedociągnięć, większych czy mniejszych grzeszków?

Szybko wychodzi ukrywanie przede mną niektórych faktów i zaciemnianie prawdziwego obrazu firmy. Choć muszę przyznać, że takich przypadków mam naprawdę niewiele. Przedsiębiorcy obecnie inaczej podchodzą do kwestii rozmów otwartych, bez tendencyjnego „owijania w bawełnę”. Mówią, jak u nich jest, że mają np. trudności z płatnościami, że spadła im sprzedaż. Prowadzę też firmy w restrukturyzacji. Chcąc nie chcąc, klient musi być ze mną szczery. (śmiech) Księgowy przecież czarno na białym, widzi, jaki jest zysk, obrót, przychód, a przedsiębiorcy nierzadko udają, że tego nie widzą.

Z jakimi problemami aktualnie zmagają się przedsiębiorcy?

Przede wszystkim z nieterminową płatnością, czyli, że klienci im nie płacą w terminie. Nieraz właściciel firmy spedycyjnej czeka 2-3 miesiące na swoje pieniądze, jak tak przeciągane są płatności. A on przecież musi zapłacić swoim pracownikom, zakupić nowy towar, zapłacić za paliwo – a to wszystko są jego koszty.

Jak Pani patrzy na osoby prowadzące działalność gospodarczą, to czy można rzec, iż „biznes rodzi biznes”?

Oczywiście, własny biznes daje szerokie możliwości rozwoju, poznawania nowych osób. Powstają nowe firmy na bazie tej pierwszej lub po prostu ludzie przebranżawiają się, szukając nowych wyzwań zawodowych. Jeden z moich klientów jest prawnikiem z zawodu, a w czasie pandemii się przebranżowił i stał się handlowcem. Informatycy, programiści często przechodzą do branży deweloperskiej, to pewna fala nowych zmian na rynku pracy. Inny mój klient, który zarządzał w branży telekomunikacyjnej też poszedł w handel, wybrał to jako bardziej intratne i szybsze źródło zarobku.

Handel, przedsiębiorczość, praca u podstaw – to trwałe i niezmienne wartości kultywowane w stolicy Wielkopolski.

To prawda. Z pokolenia na pokolenie… Widzę tę żyłkę przedsiębiorczości u wielu moich klientów, co mnie bardzo cieszy.

Elżbieta Janik - Krause, prezes zarządu Kancelaria Rachunkowa Denarius z Poznania

Biznesmeni, przedsiębiorcy wiedzą, że „kto nie ryzykuje, ten nie ma”?

Nie muszę im tego tłumaczyć, oni to doskonale wiedzą. Choć ja sama nie należę do osób ryzykujących i umiejących postawić wszystko na jedną kartę. I za to podziwiam innych… Zanim coś kupię do firmy, muszę to przeanalizować, wcześniej – musiałam jeszcze uzbierać na dodatkowe zakupy, komputery itp. Jestem ostrożna, bardziej zdystansowana do wydatków. Racjonalnie podchodzę do spraw. Według mnie kobiety są mniejszymi ryzykantkami w biznesie niż mężczyźni – i tak to faktycznie jest.
Nie uczę przedsiębiorców, że warto ryzykować. Uczę zrozumieć podstawy księgowości, to, co jest potrzebne do prowadzenia własnej firmy. Lubię tłumaczyć krok po kroku – to też swego rodzaju umiejętność. Według mnie prezes danej firmy zanim podejmie newralgiczną decyzję powinien to skonsultować ze swoją księgową. Mam stałych klientów, którzy tak właśnie funkcjonują w biznesie, dzwonią do nas z konkretnym zapytaniem, czy warto, czy można…

Gdy napatrzy się Pani na cyferki, statystyki, tabele, jak Pani odreagowuje swoją pracę i obowiązki zawodowe?

Regularnie trenuję od 8 lat, miałam też taki epizod w swoim życiu, że organizowałam Fit Campy dla kobiet. Przynajmniej dwa razy do roku sama jestem uczestniczką takich sportowych zjazdów, podczas których zmęczymy się wtedy razem, (śmiech) ale te kobiece relacje, endorfiny pomagają mi w czyszczeniu głowy z wielu codziennych myśli.
Coraz mniej już siedzę, aby księgować, po prostu musiałam nauczyć się rozdysponować moje obowiązki i przekazać je dalej… choć to nie było dla mnie łatwe. (śmiech)

denarius logo2020
Magda Ciesielska

Magdalena Ciesielska

redaktor prowadząca
REKLAMA
REKLAMA
Elżbieta Janik - Krause, prezes zarządu Kancelaria Rachunkowa Denarius z Poznania
REKLAMA
REKLAMA